___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 29.05.1992.                                      nr. 27
_______________________________________________________________________

W numerze:

Tadeusz K. Gierymski - ECCE   (cz. I)
      Jurek Krzystek - Najmniejsza Mniejszosc Rzeczpospolitej
      Maciek Cieslak - Dostrzezone - Rozwazone
   Krystyna Lubelska - Smierc Dobrego Czlowieka

Krzysztof Kniaz, Jacek Walicki, Andrzej Pindor -
                     -  Listy do redakcji

_______________________________________________________________________

Tadeusz K. Gierymski   

                           ECCE - cz. I
                           ============

[Artykul w zmienionej wersji ukazal sie poprzednio na liscie
 dyskusyjnej Poland-L]



            The New Colossus

        Not like the brazen giant of Greek fame,
        With conquering limbs astride from land to land;
        Here at your sea-washed, sunset gates shall stand
        A mighty woman with a torch, whose flame
        Is the imprisoned lightning, and her name
        Mother of Exiles. From her beacon-hand
        Glows world-wide welcome; her mild eyes command
        The air-bridged harbor that twin cities frame.
        "Keep, ancient lands, your storied pomp!"  cries she
        with silent lips. "Give me your tired, your poor,
        Your huddled masses yearning to breathe free,
        The wretched refuse of your teeming shore,
        Send these, the homeless, tempest-tost to me:
        I lift my lamp beside the golden door."

Tak pisala Emma Lazarus, Zydowka i amerykanska poetka,  w 1883 roku:

Matka Wygnancow - tak widziala mloda poetka Ameryke, ktorej
symbolem byla Wolnosc Oswiecajaca Swiat (oficjalna nazwa olbrzymiego
Posagu Wolnosci u wrot Nowego Jorku). Matka? Czesto raczej
macocha lub nawet gorzej. Rozne stereotypy o rasach, religiach i
narodowosciach ciagle jeszcze pokutuja w swiadomosci amerykanskiej,
a szczegolnie silne bylo i jest nawet dzisiaj uprzedzenie do katolikow.

Polacy, natykajac sie na objawy malowartosciowania, niecheci
do, a czasem nawet jawnej pogardy dla, swego narodu, spodziewaja sie,
ze wyjasnienia tego przykrego zjawiska szukac nalezy w badaniach
socjologicznych.

Niestety, jak postaram sie wykazac pozniej, nie mozna chyba polegac na
amerykanskiej socjologii szukajac wiarygodnych danych o pewnych
grupach imigrantow, np. tych ze wschodniej i poludniowej Europy.
Katolicka religia jest wspolnym mianownikiem grup imigranckich, ktore
sa zaniedbane i o ktorych jednoczesnie podtrzymywane sa falszywe i
stereotypowe poglady.
(Nie bede omawiac  imigrantow z Ameryki Poludniowej.)

Twierdze takze, ze by zrozumiec dzisiejszy stosunek "amerykanow" do
etnicznych,  narodowosciowych i religijnych mniejszosci, nalezy zaczac
nie od badan socjologicznych, ale od historii, a mianowicie od historii
amerykanskiego natywizmu. W tej czesci mego opracowania przedstawie
tylko historyczne tlo amerykanskiego natywizmu i nacjonalizmu .

Zainteresowanym polecam dwie klasyczne pozycje:

Ray Allen Billington, The Protestant Crusade 1800 - 1860. A Study of the
Origins of American Nativism. New York, 1938, The Macmillan Company.

John Higham, Strangers in the Land. Patterns of American Nativism.
1860-1925. Rutgers University Press, New Brunswick, New Jersey, 1955.

Billington tak zaczyna swa prace: "Nienawisc do katolikow  i do
cudzoziemcow rosla w Stanach Zjednoczonych bez przerwy przez
przeszlo dwiescie lat zanim przybrala ona polityczna forme
Amerykanskiego Natywizmu z lat 1840-tych i Nic-nie-Wiemy  ruchu z lat
1850-siatych."  (Tlumacze sam, nie znam polskich odpowiednikow
pewnych wyrazen, prosze o sprostowanie i o podanie poprawnych.)

Glebokie i powszechne uprzedzenie do papiestwa powszechne juz w
okresie kolonialnym bylo gleba, w ktorej latwo zakielkowal natywizm i
antykatolickie zrzeszenia i rozruchy. "Niechec do katolicyzmu byla tak
rozpowszechniona, ze z poczatkiem 1700 r. tylko "w Rhode Island mial
katolik obywatelskie i religijne prawa," mimo tego, ze w wiekszosci
kolonii nie bylo wielu katolikow. Protestantcy osiedlency kierowali sie,
pisze Billington,  "wrodzona bigoteria." W Pensylwanii nawet tolerancyjni
kwakrzy rozbrajali katolikow, zabraniali im sluzyc w milicji, osiedlac sie
w pewnych regionach stanu, nakladali na nich dodatkowe podatki, i
rejestrowali ich by ich latwiej bylo obserwowac. Juz wtedy proponowano
prawnie uniemozliwic Irlandczykom imigracje. Podobnie bylo w
Nowym Jorku, gdzie zabroniono Jezuitom i ksiedzom katolickim
wjazdu do kolonii pod kara dozywotniego wiezienia. Pisze Billington:
"Kolonie Nowej Anglii w wieku osiemnastym dalej podtrzymywaly swoj,
juz od ich zalozenia, nietolerancyjny stosunek do katolicyzmu."

Antykatolicyzm byl tak gleboko zakorzeniony; ze nawet liberalna w duchu
Deklaracja Niepodleglosci nie dala mu rady.  Stanowe konstytucje
zawieraly rozne ograniczenia katolikow: w New Jersey nie mogli piastowac
stanowego urzedu; Vermont domagal sie przysiegi, ze kandydat na urzad
jest protestantem, a Poludniowa Karolina wprowadzila protestantyzm jako
religie stanu.

Pierwsza poprawka do Konstytucji Federalnej zabronila ustanawiania
oficjalnej religii, ale tolerancyjnosc pierwszych lat republiki nie
usunela uprzedzen do katolikow.  Z rokiem 1800 naplynela nowa
fala gazet, ksiazek, traktatow i stowarzyszen "bigoterii protestanckiej",
ozywiona zwiekszona wtedy imigracja cudzoziemcow, ktora przerazala
amerykanskich nacjonalistow, choc w rzeczywistosci uprzemyslawiajacy
sie kraj potrzebowal imigrantow i bogacil sie ich praca. "Precz z Papiezem",
"Tajemniczy Babylon", "Tajemnice Konfesjonalu", "Wyznania Zakonnic",
"Zdemaskowani Ksieza", "Wyznania Marii Monk" - oto hasla i tytuly pod
ktorymi zbieraly sie sily amerykanskiego natywizmu. Kler i zakonnice
oskarzane byly o rozpuste, dzieciobojstwo, porywanie i przymusowe
nawracanie dzieci i mlodziezy. Byly rozruchy w wielu miastach - palono
klasztory,  szkoly i posiadlosci katolickie, zaczynajac w 1834 r. od
Urszulanek w Charlestown,  niedaleko Bostonu.  Pisze Billington:

"Calkowity brak poczucia winy wykazywal, jak gleboka byla niechec do
katolikow..."  Rozprawa przeciw przywodcom ataku na klasztor byla
okazja do dalszej antykatolickiej propagandy, do atakow na
cudzoziemcow, na "najpodlejszych z nich", czyli  Irlandczykow.
"Powszechne uznanie dla hulajacych podpalaczy i napastnikow zachecalo
do epidemii podobnych  zaburzen w  calym kraju."

Dodatkowym zrodlem rozwoju natywizmu byl strach przed politycznym,
spolecznym i radykalnym wplywem  cudzoziemcow.  Propagandysci
nacjonalistyczni malowali straszny obraz korupcji moralnosci, rozkladu
politycznego systemu,  i skazenia narodowego ducha amerykanskiego.
Cudzoziemiec przedstawiany byl jako nizszy gatunek czlowieka; pisali
tacy narodowcy, ze "Ameryka staje sie kloaka do ktorej Europa wyproznia
brudy swoich wiezien." Imigranci z Europy wschodniej i poludniowej, z
Irlandii, to radykalowie, nielojalni Ameryce, jej wartosciom, jej
tradycjom, to, jak mowi dobrze znany nam dzis epitet, "podludzie".

Higham omawia takze trzecia tradycje amerykanskiego natywizmu
(w dodatku do antykatolicyzmu i  antyradykalizmu), a mianowicie,
anglosaskosc jako fundamentum Stanow i narodowosci. Pisze on:

"Przekonanie, ze Stany Zjednoczone naleza, w specjalnym tego slowa
znaczeniu, do anglosaskiej "rasy", pozwalalo na interpretacje zrodla
narodowej wielkosci.   ...  Jedynie w Anglosasach, choc moze tez i w
Teutonach, zaistniala ta specjalna zdolnosc samorzadzenia sie,  i ta
specjalna misja rozsiewania jego blogoslawienstw."

Nuty wyzszosci  i wylacznosci rasowej zaczely glosniej brzmiec w
samochwalczym peanie  amerykanskich narodowcow.  W dodatku do
politycznego i literackiego, pojawia sie nowy watek w rozwoju
amerykanskiego natywizmu i nacjonalizmu, a mianowicie, tendencyjne
zuzytkowanie idei z antropologii, biologii i psychologii.

Pod tym wzgledem nastapila, pisze Higham, radykalna zmiana w
konfiguracji natywizmu: "Krok po kroku zaczal sie on zblizac do
rasizmu."

"... prawa ewolucji wydawaly sie gwarantowac, ze najlepiej dostosowane
rasy tryumfowac beda nad nizszymi zawodnikami.  I, w zapale
przeksztalcania spolecznych wartosci na biologiczne fakty, darwinscy
optymisci nie wahali sie przed utozsamianiem "najbardziej dostosowanych"
z  "najlepszymi."   Tak pojety darwinizm wspieral anglosaska dume.
"Na poczatku anglosaski natywizm potepial, raczej ogolnie, caly
cudzoziemski najazd. Dopiero pozniej zaczal specjalnie atakowac nowa
imigracje."

Patrycjusze -  "szlachta" -  Nowej Anglii, tamtejsza inteligencja,
tamtejsza polityczna i spoleczna hierarchia, zaczeli sie czuc zagrozeni.
Henry Cabot Lodge, bostonski braman, oplakiwal przemijanie dni, kiedy
czcilo sie stare rodziny, ich tradycje i ich przodkow.  Biadolono, ze "...
wolnosc kochajacy anglosasi  oblegani sa przez socjalizujacych
cudzoziemcow, ze inteligentny narod wpada w  kleszcze nieinteligentnych
... ze wielka natury zasada o nierownosci zagrazana jest przez
hominidow..."

W 1891 r. Lodge opublikowal statystyczna analize biograficznych hasel
w encyklopedii, wykazujac, ze krew angielska  najbardziej przyczynila sie
do rozwoju Stanow. Mimo, ze te jego dane wskazywaly na rowny brak
wkladu wszystkich innych narodowosci, Lodge glosil, ze wlasnie ta
nowa imigracja przedstawia najwyzsze  niebezpieczenstwo, wazniejsze
od polityki i ekonomii, a mianowicie "wielka i niebezpieczna zmiane w
samych tkankach naszej rasy."  Francis A. Walker, prezydent MIT,
(tak, tego slawnego instytutu technologii w  Massachusets) przestraszony
zaburzeniami robotniczymi w latach osiemdziesiatych widzial "wielkie
miasta zagrozone ciemnoscia, buntem i  grabieza." Drzal na mysl o najezdzie
przez calkowicie niezdatne do asymilacji rasy, z "najnizszego poziomu
degradacji."  Twierdzil, ze migracja, jako czesc procesu naturalnej selekcji
Darwina, byla wtedy na odwrot  -  najlepsi zostaja w domu, a najgorsi
emigruja.

Sir Francis Galton zapoczatkowal eugenike i lansowal hipoteze
wyzszosci dziedzicznosci nad wychowaniem. Testy inteligencji, w bardzo
rozsadny sposob zapoczatkowane przez Alfreda Binet we Francji, zostaly
niewlasciwie uzyte przez wielu amerykanskich psychologow w ocenie
"wrodzonej" inteligencji roznych grup narodowosciowych i etnicznych,
w wojsku i w cywilu, podczas pierwszej wojny i po niej. Zaczeto ich
takze uzywac do oceny imigrantow i ich dzieci w szkolach. Rezultaty
wskazywaly na wyrazna wyzszosc tu urodzonych bialych, nordykow,
i polnocnych europejczykow nad ludzmi  ze wschodniej i poludniowej
Europy. Profesor Carl C. Brigham w  swym  Studium Amerykanskiej
Inteligencji pisal tryumfujaco: "Umyslowa wyzszosc naszej nordyckiej
grupy ...  zostala udowodniona."

Trzeba wiec bylo bronic szlachetnej anglosaskiej krwi przed celtycka,
slowianska i inna zaraza z zagranicy. Opinia publiczna, bostonscy bramini,
intelektualisci, naukowcy i politycy zaczeli zwierac szeregi. Imigrant,
szczegolnie nie bialy, i nie z polnocnej Europy, to "tylko zuzel w tyglu
szmelcarskim. Pod kazdym wzgledem przeciwny amerykanskim i
nordyckim rodom..." pisal jeden z nich.

Rezultatem byly znane chyba wszystkim prawa ograniczajace kwoty
imigracyjne dla roznych narodowosci  i ras  z lat dwudziestych, ktore to
tak okreslil, na stronie tytulowej i  wielkimi literami,  Los Angeles Times
z 13 kwietnia 1924 r.:

"ZWYCIESTWO NORDYKOW WIDZIANE JEST W
DRASTYCZNYCH OGRANICZENIACH!

C.d.n.

Tadeusz K. Gierymski
_______________________________________________________________________

                NAJMNIEJSZA MNIEJSZOSC RZECZPOSPOLITEJ?
                =======================================

Jurek Krzystek


Impulsem do napisania tego tekstu byly dwie niezwiazane ze soba dyskusje
na Poland-L: jedna, w ktorej krotko wspomniano istnienie cmentarza
karaimskiego w Warszawie, druga, dotyczaca odkryc w Qumran w Ziemi
Swietej i sekty essenczykow.

Zainteresowalem sie wiec Karaimami, zwlaszcza ze na poczatku lat 70-tych
zwiedzalem Litwe i pokazywano mi (niemal po kryjomu) zabudowania
karaimskie w wioskach miedzy Wilnem a Trokami. W mojej (i chyba nie
tylko mojej) pamieci, Karaimowie byli potomkami Tatarow, wyrozniajacy
sie sposrod nich tym, ze zamiast islamu wyznawali judaizm.

Dzieki Andrzejowi Kobosowi, ktory podeslal mi trzy artykuly znanego
badacza Karaimow, Szymona Szyszmana z "Kultury" z wczesnych lat 50-tych
[Szyszman 1953,1954,1956 - spis literatury na koncu artykulu] moglem
wciagnac sie glebiej w ten temat. Dowiedzialem sie wiec, ze oprocz
terminu 'Karaimowie' istnieje angielski termin 'Karaites', ktory
niedokladnie zgadza sie z polskim znaczeniem tego slowa, jak rowniez
pojecie 'karaizmu'.

Karaizm powstal we wczesnym sredniowieczu na terenach Mezopotamii jako
sekta wsrod mieszkajacych tam Zydow. Powstanie jego przypisuje sie na
pol legendarnej postaci Anana ben Dawida, zyjacego w dzisiejszej Basrze
w drugiej polowie VIII w n.e., za rzadow kalifa Haruna al-Raszyda. Wielu
historykow, wsrod nich Szyszman, uwaza, ze poczatki tej sekty sa jednak
duzo wczesniejsze, siegajace pierwszych wiekow naszej ery [Szyszman
1980]. Teorie Szyszmana sa jednak dosc karkolomne: uwaza on za pewnik,
ze karaizm jest w prostej linii rozwinieciem idei sekty essenczykow,
ktorych ruiny klasztoru odnalezione zostaly w Qumran nad Morzem Martwym
w 1949 roku.

Karaizm polega na odrzuceniu przez Zydow tzw. Prawa Ustnego, czyli
Talmudu i Miszny i powrocie do Prawa Pisanego, czyli Pisma Swietego.
Podkresla przy tym asceze i nawrot do pierwotnych wartosci, jest wiec
rodzajem fundamentalizmu. To wlasnie nasunelo Szyszmanowi skojarzenia
z essenczykami. Karaizm szybko sie rozwinal ilosciowo,
rozprzestrzeniajac sie najpierw na terytorium Kalifatu, a nastepnie
Cesarstwa Bizantyjskiego [Ankori 1961]. Nigdy jednak nie uzyskal
wiekszosci w ramach judaizmu, bedac gwaltownie przez tzw. 'judaizm
rabiniczny' zwalczanym.

Mniej wiecej w tym samym czasie (koniec VIII w.) mialo miejsce ciekawe
wydarzenie na terenach sasiadujacych od polnocy z Kalifatem i Cesarstwem
Bizantyjskim. Istnialo tam silne panstwo Chazarow, ludu pochodzenia
tureckiego, ktory zdominowal inne plemiona tureckie i nie tylko tureckie
na obszarze ograniczonym z grubsza przez gory Kaukazu, Morze Czarne,
Don, Wolge i Morze Kaspijskie. Otoz krol Chazarow Bulan, stojac na
w obliczu konkurencji o wplywy dwu wielkich religii owego czasu -
chrzescijanstwa i islamu, zdecydowal sie na przyjecie... judaizmu.
Zachowaly sie przekazy, ze Chazarowie nie przyjeli Talmudu, od tego
momentu w literaturze zaczyna sie spor.

Zajaczkowski, znany badacz kultury Karaimow i sam Karaim, utrzymuje, ze
Chazarowie poddali sie konwersji na karaizm [Zajaczkowski 1961]. Z
kolei Arthur Koestler twierdzi, ze jezeli Chazarowie nie znali Talmudu,
to dlatego, ze przekraczal ich mozliwosci intelektualne [Koestler 1976].
Koestler nie mial specjalnego powazania u historykow, bedac kims w
rodzaju Pawla Jasienicy, czyli publicysta historycznym, znalazl jednak
silne poparcie w pracy Freunda [Freund 1991], ktory dosc kategorycznie
stwierdza, ze nie ma zadnych dowodow na to, ze Chazarowie przyjeli
judaizm w wersji karaimskiej.

I w tym miejscu docieramy do problemu pochodzenia polskich i litewskich
Karaimow. Zajaczkowski twierdzi stanowczo, ze pochodza oni od Chazarow.
Glownym dowodem jest ich jezyk, bedacy niemal niezmienionym narzeczem
turecko-kipczackim. Skadinad wiadomo, ze jezykiem takim poslugiwali sie
Chazarowie, a nastepnie ich pogrobowcy - Polowcy (Kipczacy). Faktem
historycznym jest, ze Karaimowie zostali sprowadzeni na Litwe przez
ksiecia Witolda w ostatnich latach XIV wieku jako rezultat jednej z
kampanii, ktore zaprowadzily wojska litewskie az na Krym. Na Krymie zas
wspolnoty karaimskie istnialy od czasow niepamietnych az do XX w.

Freund z kolei zaprzecza Zajaczkowskiemu, twierdzac, ze sam jezyk nie
jest zadnym dowodem na chazarskie pochodzenie Karaimow. Uwaza on, ze sa
oni etnicznymi Zydami, ktorzy przybyli na Krym wprost z Bizancjum, zas
jezyk przyjeli od Chazarow na tej samej zasadzie, na jakiej Zydzi
hiszpanscy przyjeli Ladino, zas niemieccy - Jidysz. Jako koronny dowod
przytacza on fakt, ze oprocz Karaimow na Krymie mieszkali tzw.
Krymczacy, ktorzy poslugiwali sie dokladnie tym samym jezykiem, ale
wyznawali judaizm w wersji rabinistycznej. Freund ukul termin
'endogenna dejudaizacja', oznaczajacy zaparcie sie pochodzenia
zydowskiego, propagowane zwlaszcza w XIX wieku przez szereg znaczacych
Karaimow. Wyraznie krytycznie osadzajac ten trend, Freund uwaza, ze
polityka ta miala na celu ominiecie przez Karaimow przesladowan, ktore
staly sie udzialem Zydow w carskiej Rosji w XIX w.

Dyskusja o pochodzeniu jest zreszta przykladem, jak mozna manipulowac
dostepnymi faktami, nawet gdy jest ich niewiele: eksponowac jedne,
pomijac inne. Celuje w tym Koestler, ktory w cytowanej ksiazce lansuje
teorie o chazarskim pochodzeniu wszystkich wschodnioeuropejskich Zydow,
teorie, ktora wiekszosc historykow traktuje wzruszeniem ramion.

Przechodzac do czasow wspolczesnych, trzeba powiedziec, ze wlasnie
krytykowana przez Freunda polityka 'endogennej dejudaizacji' uratowala
Karaimow, ktorzy nie zostali uznani przez Niemcow za Zydow i dzieki temu
ocaleli. Ich pobratymcy, Krymczacy, nie mieli tego szczescia i padli
niemal w komplecie ofiara Holocaustu po zajeciu Krymu przez Niemcow.

W chwili obecnej ilosc Karaimow na swiecie jest znikoma. Ci, ktorzy
przemieszkali wieki w krajach arabskich, zostali z nich wypedzeni w
czasach nowozytnych i mieszkaja w tej chwili w Izraelu, nieuznawani
tam zreszta za Zydow. Karaimom litewskim niezbyt dobrze sie powiodlo pod
Sowietami, a to z powodu tolerowania ich przez Niemcow podczas II Wojny.
Podzielili los wielu innych grup ludnosci, oskarzonych o 'kolaboracje' i
niewielu sie ostalo [wiad. prywatna z Litwy]. Liczba rodzin karaimskich
w Polsce wedlug Freunda nie przekracza stu. Stad tytul tego artykulu
"Najmniejsza mniejszosc Rzeczypospolitej?".


Jurek Krzystek

--------------------------------

Literatura:

Ankori, Zvi: "Karaites in Byzantium", Columbia University Press (1959).
Freund, Roman: "Karaites and dejudaization. A historical review of
  an endogenous and exogenous paradigm", Almqvist & Wiksell, Stockholm
  (1991).
Koestler, Arthur: "The thirteenth tribe. The Khazar empire and its
  heritage", Hutchinson (1976).
Szyszman, Szymon: "Rekopisy Morza Martwego", "Kultura" 9/71 (1953).
Szyszman, Szymon: "Nowe odkrycia", "Kultura" 5/79 (1954).
Szyszman, Szymon: "Dalsze losy rekopisow znad Morza Martwego", "Kultura"
  6/104 (1956).
Szyszman, Simon: "Le Karaisme. Ses doctrines et son histoire", L'Age
  d'homme, Lausanne (1980).
Zajaczkowski, Ananiasz: "Karaims in Poland", PWN, Warszawa (1961).
_______________________________________________________________________

Maciek Cieslak   


                       DOSTRZEZONE - ROZWAZONE
                       =======================

       (Przeglad wydarzen politycznych w Polsce 15.05 - 28.05.92)

                           >>DOSTRZEZONE<<

Dawno nie widziano premiera Olszewskiego w tak dobrej kondycji jak w
ub. piatek na spotkaniu z dziennikarzami anglo-jezycznymi. "- Rzad pada,
ale pada powoli" - skonstatowal w pewnym momencie premier. Zapytany na
jakiej podstawie wobec tego trzyma sie rzad, odpowiedzial, ze "rzad
nauczyl sie sztuki lewitacji."  Prasa brytyjska (majaca stuletnie
doswiadczenie z upadkiem Imperium) przyjela odpowiedz ze zrozumieniem...

Od dluzszego czasu rzad nie ukrywa, ze opiera sie na tym, iz parla-
ment wydaje mu sie niezdolny do wylonienia jakiejkolwiek wiekszosci.
Jest silny slaboscia przeciwnikow.

Juz po trzech dniach dobre samopoczucie premiera zostalo mocno
zachwiane. We wtorek, bez wczesniejszych uprzedzen, do gabinetu
Marszalka Sejmu przybyl szef gabinetu Prezydenta - Mieczyslaw Wachowski
z listem, w ktorym prezydent oswiadcza, iz "wspolpraca z rzadem weszla
w faze ostrego konfliktu" i czuje sie on "zmuszony do cofniecia rzadowi
swojego poparcia". Marszalek zwolal natychmiast nadzwyczajne posiedze-
nie prezydium sejmu, na ktore zaprosil premiera.

Problem dymisji rzadu stal sie tym samym, nowym, goracym tematem
politycznym.

Z wypowiedzi rzecznika rzadu M.Gugulskiego na wtorkowej, wieczornej
konferencji prasowej: "-... kiedy rzad poda sie do dymisji? To pytanie,
ktore pojawia sie srednio piec razy na tydzien w ciagu ostatnich
pieciu miesiecy. Stanowisko rzadu jest niezmienne: nie wczesniej, az
w drodze procedury parlamentarnej nie zostanie wyloniona wiekszosc
zdolna sformulowac nowy gabinet."

Rzad lewituje a wyniki gospodarcze pierwszych czterech miesiecy
tego roku, ogloszone przez GUS w ubieglym tygodniu, sa rzec lagodnie -
zadziwiajace. Budzet i inflacja trzymane ostro w ryzach: deficyt wynosi
zaledwie 11 bln zl, co przy tym tempie daloby pod koniec roku tylko
ponad polowe zalozonych 63 bln. W kwietniu nastapil pierwszy od 89 roku
wzrost produkcji (o 4 % w porownaniu z marcem). Spadek poziomu produ-
kcji za I kwartal wyniosl w sumie 8.4 % w porownaniu z 22% w IV kwarta-
le ub. Rowniez saldo handlu zagranicznego za kwiecien jest dodatnie -
200 mln. Oceny trwalosci tych tendencji sa mimo to ostrozne.

W dzien po liscie prezydenta Unia Demokratyczna zwrocila sie z
apelem do KLD i PPG, aby na najblizszym posiedzeniu sejmu w przyszlym
tygodniu wystapic z wnioskiem o votum nieufnosci dla rzadu. "- Rzad ten
nie moze dluzej rzadzic! - oswiadczyl rzecznik UD Jan Potocki. - Dalsze
pozostawanie przy wladzy destabilizuje kraj tak wewnetrznie jak i na
zewnatrz." O konstruktywnym votum nieufnosci (z przedstawieniem
alternatywy gabinetu) wspominal sie juz uprzednio, w sobote, na
posiedzeniu Radu Unii- Bronislaw Geremek.

"- Jest to proba Unii powrotu do wladzy - skomentowal wydarzenie na
goraco, w kuluarach sejmowych, Stefan Niesiolowski. -Proba nerwowa, nie-
potrzebna, moim zdaniem destabilizujaca sytuacje w Polsce. (...) Maja 110
glosow i nic nie wskazuje, zeby mogli miec wiecej" - dodal lider ZChN.

Reakcja rzadu sa proby jego umocnienia. Premier w srode rozmawial
przez godzine z Leszkiem Moczulskim i oswiadczyl, ze "spostrzegl zna-
czne zblizenie stanowisk KPN i rzadu. "Klub KPN liczy 46 poslow i
uchodzi za najbardziej zdyscyplinowany. Moczulski zazadal zwyczajowo
tek. Miedzy innymi dla siebie: stanowisko wicepremiera d/s polity-
cznych i jednoczesnie ministra obrony. " - ... mysle o rzadowym
quarviriacie: ZChN, KPN, PSL i ostatnia cwiartka to takie drobiazgi
jak PC, PL..." - wyznal lider Konfederacji.  Rzecznik ZChN - partii
stanowiacej obecnie filar rzadu - okreslil proppzycje KPN jako
"pobozne zyczenia". ( klub PC posiada 44 mandaty, PL- 28 )

                              #  #  #

W wywiadzie dla "Nowego Swiata" Krzysztof Wyszkowski (KLD, dawniej
w kancelarii Prezydenta) zasugerowal, ze szef MSZ Krzysztof Skubiszewski
byl - jak to ujal - "wieloletnim agentem SB". Zapytany nastepnie przez
PAP o szczegoly, odmowil odpowiedzi. Wyjasnil natomiast, ze jego wypo-
wiedz zostala opublikowana z bledami i niescislosciami. Dziennik przed-
stawil go jako doradce premiera, gdy tymczasem przed ponad 10 dniami
zlozyl rezygnacje.

Poproszony o komentarz Skubiszewski powiedzial: " -Dzisiaj w gazetach
wypisuje sie wiele nieprawdziwych informacji, a zwlaszcza, zdaje sie,
w tej gazecie. "Na pytanie czy wytoczy proces o znieslawienie rzucil
tylko: " -Zobaczymy."

Rowniez komentarz rzecznika rzadu byl krotki: " -Krzysztof Wyszkowski
jest od 10 dni osoba prywatna."

Natomiast Rzecznika Urzedu Ochrony Panstwa zapytano o zrodlo, z
ktorego mogly pochodzic sugestie Wyszkowskiego. Odmowil odpowiedzi.

W ostatnim czasie hasla dekomunizacji coraz czesciej przekladane sa
na jezyk prawa. W ub. czwartek Senat przez wiele godzin debatowal nad
projektem ustawy " O sciganiu zbrodni stalinowskich i innych prze-
stepstw, nie sciganych z przyczyn politycznych w latach 1944 -89",
ktory ma byc skierowany do Sejmu jako inicjatywa ustawodawcza Senatu.
Ustawa odrzuca zasade niedzialania prawa wstecz co wzbudzilo chyba
najwieksze kontrowersje.

Pierwszy Prezes Sadu Najwyzszego Adam Strzebosz poproszony przez GW
o komentarz przypomnial, ze w historii czesto odchodzono od tej zasady
w imie sprawiedliwosci. "-Przypuszczam, ze w wielu przypadkach wystar-
czajacym zadoscuczynieniem dla pokrzywdzonych byloby opublikowanie
list prokuratorow, sedziow wojskowych i innych osob (...)"  Dodal
rowniez: "- Gdy przegladam akta procesow z tamtych lat, podejrzewam
czasem, ze wielu ludzi zajmujacych dzis wysokie stanowiska obawia sie
takiej publikacji."

                                #  #  #

Pobrzmiewaja ostatnie echa "sprawy Parysa" - najglosniejszej afery
politycznej ostatnich tygodnii. W srode na konferencji prasowej
wystapil szef Stabu Generalnego gen. Stelmaszuk.

(Propozycje objecia stanowiska gen. Stelmaszuka otrzymal w rozmowie
z J. Milewskim (BBN w Belwederze) szef Slaskiego OW gen. Wilecki, co
stalo sie glowna przyczyna znanego wystapienia min.Parysa)

"- Jestem zolnierzem i w kazdej chwili moge odejsc - powiedzial
general. - Nie ma problemu: jedno zdanie, jedno wyciagniecie reki i
jedno - dziekuje!" Zaraz jednak dodal, ze "armia nie znosi rozkazow z
dwoch kierunkow" i , ze chcialby miec tylko jednego przelozonego.
" -Musi to byc jeden czlowiek" - podkreslil. " -We wszystkich siedmiu
panstwach NATO, w ktorych przebywalem, jest to jasno okreslone:
Minister Obrony Narodowej."


                            >>ROZWAZONE<<

Zanosi sie na kolejny skandal personalny, jeden z tych, ktorymi
politycy racza ostatnio zdezorientowane spoleczenstwo. Oskarzenia o
wspolprace z SB, jakie pod adresem min. Skubiszewskiego rzucil Krzysztof
Wyszkowski ( przy wsparciu "Nowego Swiata" ) przypominaja na razie
zwykla garsc blota. Tradycyjnie brak dowodow na poparcie tez.
Tez, ktore - to rowniez tradycyjne - zahaczaja o zdrade stanu.

Przed miesiacem na lamach "GW" Jaroslaw Kurski w artykule "Wodz -
przedostatni rozdzial" (przy wsparciu Adama Michnika) oskarzyl w
podobny sposob, "aktualnych ludzi prezydenta", samego Walese a przy
okazji jego "bylych ludzi", od ktorych pochodzila wiekszosc informacji.
Oskarzenia byly rownie powazne, i podobnie jak w "Nowym Swiecie" rzuco-
ne bez dowodow. Uslyszelismy o "poleceniach z Belwederu dla pani Walz,
ktore nie mialy nic wspolnego z bankowoscia", "liscie osob do wykosze-
nia, z ktora obnosil sie po kancelarii Glowy Panstwa min.Wachowski",
"ludziach bez skrupulow, takich jak Drzycimski i Wachowski", "chamstwie
podniesionym do rangi cnoty" o tym jak  "obozowi, ktory wygral wybory
prezydenckie chodzi tylko o naga wladze" itd.itd.itd. Oczywiscie naste-
pnego dnia oddal cios "NS" - tez bez poparcia dowodami. Bronislaw
Geremek, o czym mieli wiedziec wszyscy w Warszawie, zaklepal sobie u
Wachowskiego przyszla posade szefa MSZ, w ramach prowadzonej wraz z
Adamem Michnikiem "drapieznej walki o misje" - jak sparafrazowano tytul
komentarza Michnika itd.itd.itd. Potem nastapily kilkudniowe przepychan-
ki i utarczki slowne, no i burza ucichla. Partie wystrzelaly naboje a na
postsolidarnosciowym poligonie ustalila sie nowa rownowaga sil.

Czy cos procz tego sie zmienilo? Obsmarowani "ludzie prezydenta"
funkcjonuja dalej jako najwyzsi urzednicy w panstwie, jak gdyby publi-
kacji Kurskiego w ogole nie bylo. Autorowi tez nie przychodzi chyba do
glowy, ze moglby stanac w przyszlosci przed koniecznoscia udokumentowa-
nia swoich tez! Podobnie Wyszkowski - choc tu musimy jeszcze poczekac.

Jedynym trwalym skutkiem calych tych gier jest z jednej strony
utrata wiarygodnosci obozu postsolidarnosciowego, z drugiej zas upadek
reputacji najwyzszych urzedow i wladzy jako takiej. Choc trzeba
przyznac, ze od pewnego czasu metody walki wysubtelnily sie. Partie
na przyklad, tylko wyjatkowo uderzaja, jak dawniej, bezposrednio w
siebie. Ocalaja tym samym resztki prestizu. Kozlami ofiarnymi sa raczej
niezaangazowani ideowo politycy, urzednicy na wysokich stanowiskach,
ktorych kosztem toczy sie pozniej cala rozgrywka.

Jak niedoswiadczony min. Parys, jak - widac nazbyt doswiadczony -
min. Skubiszewski.

Maciek Cieslak
_______________________________________________________________________


Krystyna Lubelska

                      SMIERC DOBREGO CZLOWIEKA
                      ========================

[Zycie Warszawy, 11-12 kwietnia, 1992, przytoczyl Zbyszek Pasek]


Dobry czlowiek, podobnie jak Nietzschowski Bog, umarl. Nikt go
juz tak nie nazwie. Czlowiek moze madry, blyskotliwy, obrotny,
przedsiebiorczy, dowcipny. Moze byc pelen wdzieku i inteligencji.
Ale dobry? Jest w tym okresleniu jakas poczciwa niezaradnosc,
jakas nieumiejetnosc korzystania z okazji, slamazarnosc i
nieudacznosc. Dobroc, byc moze jedna z najbardziej pozadanych
ludzkich cech , przestala byc popularna. Stracila pozycje i dobra
opinie. W rozwazaniach na temat dobroci Leopold Tyrmand przywolal
slowa Kisiela, ktory kiedys powiedzial mu o swojej tesciowej:
"Ona ma zawsze racje, bo jest dobra". Kisiel zawsze wiedzial co
mowi i nigdy nie dal sie uwiesc zadnej modzie.

W Polsce nastapil przewrot systemowy i cywilizacyjny. Za
socjalizmu o dobroci jednostki nie wypadalo nawet wspomniec, bo
dobry mogl byc tylko towarzysz. Za rodzacego sie obecnie
kapitalizmu - trzeba byc drapieznym i walecznym, trzeba bic sie o
swoje. Za socjalizmu przyjelo sie zakladac, ze nasze
spoleczenstwo jako calosc jest sklonne do wyrzeczen, do poswiecen
za innych, ze zawsze spontanicznie reaguje na cudze krzywdy i
nieszczescia. Taki byl image narodu kreslony przez propagande. A
zreszta, czy bylo doprawdy sie o co bic i wyklocac w tej samej
szarej biedzie? Teraz, kiedy kazdy jak bulawe marszalkowska w
tornistrze, nosi w kieszeni szanse na miliard, czasy nie
sprzyjaja ani lagodnym ani spolegliwym. Obraz poczciwych Polakow
nagle zamazuje sie i zaciera. Agresji w stosunku do obcych
towarzyszy agresja do biednych i starych. Obywatelom dzielnie
sekunduja politycy, ktory ludzi najslabszych, emerytow i chorych,
oskarzaja o ciagniecie niezasluzonych korzysci z ubogiego Skarnu
Panstwa. W Polsce niemalo jest ludzi bogatych, ale nie istnieje
prawie zadna dzialalnosc charytatywna. Bogaci dbaja wylacznie o
swoje potrzeby (moze poza nielicznymi wyjatkami), czasem biednemu
uda sie cos dla siebie wyszarpnac, ale kazdy mysli o sobie, o
zalatwieniu wlasnej sprawy. Egoizm, zdaniem niektorych socjologow,
jest pulapka spoleczna. Jesli tak, to z pewnoscia w nia
wpadlismy.

Kiedy 19-letni chlopiec umieral w klinice prof. Religi na serce,
bo nie bylo dla niego wystarczajacej sumy pieniedzy na przeszczep
(znowu ta forsa) - apele w tej sprawie wywolywaly przede
wszystkim zniecierpliwienie i niechec. Znowu czegos chca od
zapedzonego i zaganianego Polaka, zawracaja mu glowe... Jek sie
otworzy gazete to tylko prosby o datki, a to na szpik, a to na
watrobe. Nawet wiec sprawy ostateczne budza w wielu ludziach
tylko zlosc. Nie chodzi tu tylko o brak gotowki, ale i brak
wspolczucia, refleksji, momentu zastanowienia sie nad cierpieniem
innych. Tego u nas coraz bardziej brakuje. Przybywa dobr
konsumpcyjnych, dobroc pozostaje towarem deficytowym.

Wedle psychologow, jedna z cech odrozniajacych czlowieka od
swiata zwierzecego jest altruizm. Tylko on jest zdolny
bezinteresowanie dzialac na rzecz innej osoby. A jednak i te
ceche socjobiologowie podaja w watpliwosc, udowadniajac, ze u
podstaw takiej aktywnosci tkwi zwykle jakis, starannie czesto
ukryty, interes indywidualny. Ich zdaniem, w pomaganiu innym tkwi
zawsze mieszanina poczucia winy, wyrzutow sumienia, pobudki
egoistyczne. Postawy altruistyczne w zadnym spoleczenstwie nie
rodza sie same przez sie, ale zwykle bywaja realizacja idei czy
wzorcow zachowan.

Zyjemy w kraju, gdzie wartosci chrzescijanskie znajduja sie
codziennie na ustach wielu ludzi, o tym sie rozprawia i
dyskutuje. Staly sie one haslem z zalozenia czytelnym dla
wszystkich. Niestety, sposob wypowiadania sie o nich jest zwykle
podlany agresja (posluchajmy poslow) i narzucajacy w sposob nie
znoszacy zadnego sprzeciwu. Czesto towarzyszy pieknym slowom
grymas wscieklosci i znieciepliwienia. "Wartosci chrzescijanskie"
dla milionow Polakow sluchajacych codziennie swoich politykow
staly sie synonimem walki o wladze, o stolki i rzad dusz.
Wartosci chrzescijanskie staly sie argumentem politycznym. "Panie
posle, pan nie szanuje wartosci chrzescijanskich" - "A pan - pada
odpowiedz - jest komuchem". Kto pierwszy ten lepszy. Kto kogo
zaatakuje najpierw z frontu walki pierwszych chrzescijan.

Dobry czlowiek, w ogniu walki politycznej, pokornie zszedl z
pola. Nikt juz go nie broni. W Polsce powoli zaczyna sie moda,
dobre i to, na dobroc konsumpcyjna. Ekspedient nie chowa towarow
przed klientem pod lade, kelner nie bije gosci, taksowkarz czeka
na postoju. Swiat handlu i uslug powoli sie cywilizuje, a nawet
zaczyna obdarzac niesmialym usmiechem. Nikt nie ma watpliwosci,
ze jest to raczej wynik gospodarki rynkowej i pogoni za zyskiem,
niz naglej wszechogarniajacej milosci do blizniego. Niektorzy
filozofowie uwazali, ze w panstwach powinny panowac tak idealnie
zorganizowane systemy, aby zaden czlowiek nie musial byc dobry.
Ustroj, jaki panuje w Polsce, daleki jest nie tylko od idealu,
ale od wszelkiej organizacji i porzadku. Dlatego dobrzy ludzie
sie przydadza.

[przyp. introligatora dyzurnego. Nie jestem specjalista od socjobiologii,
 (ktora jest nb. dziedzina wykleta przez polskich myslicieli chrzescijan-
 skich, np. przez ks. bp. Zycinskiego). Sadze jednak, ze jej stanowisko
 wobec altruizmu jest odmienne od naszkicowanego powyzej. NIE interes
 indywidualny i jakies starannie ukryte pobudki sa racjonalna podstawa
 altruizmu wedlug socjobiologow, ktorzy twierdza, ze dominanta wielu
 indywidualnych zachowan jest walka puli genow o przetrwanie.
 Altruizm jest mechanizmem ulatwiajacym przezycie gatunku, oslabia, albo
 i poswieca MNIE, ale wzmacnia w mojej grupie szanse przezycia moich dzieci.
 Pomaga budowac instynkt stadny, spoleczny... Altruizm widac i u fok.
 Jest w tym pewien sens. I pewien optymizm, nawet dla Polakow. Jurek K-uk]
_______________________________________________________________________

LISTY DO REDAKCJI
=================

Chris Kniaz -Fischer 

Szanowny Panie Redaktorze!


W numerze "Spojrzen" z 9 maja zamiescil Pan artykul-sprawozdanie Jacka
Walickiego z jego wizyty w Ojczyznie. Relacja p. Walickiego nie odbiega-
la nastrojem i tonem smutnej refleksji od mnostwa "dziennikow z podrozy"
jakie spotyka sie na sieci lub w tzw periodykach "emigracyjnych" . Moze
wlasnie dlatego pisze do Pana pelen watpliwosci.

Zapewne kazdy Polak posiada jakas wizje Kraju. Wizja ta  moze byc mglis-
ta i nierzeczywista, ba kompletnie glupia nawet ale wystarczy pobudzic
w nas "narodowa nute" a natychmiast patrzymy na swiat poprzez Nasze wyo-
brazenie Polski, zapominajac o rozsadku i obiektywnosci. Niektorzy
nazwaliby uczucie o ktorym pisze tozsamoscia narodowa, inni pewnie na-
pomkneliby cos o nacjonalizmie, ja jednak piszac o "wizji" mam na mysli
calkiem konkretny problem: Jak wyobrazamy sobie Polske i jak konfrontu-
jemy ideal z rzeczywistoscia?  Obawiam sie, ze stereotyp Polski jest
wiekszosci rodakow narzucany od wczesnej mlodosci przez program szkolny.
Zatem to co pozostaje sklada sie z popluczyn po 5,6,7 klasowych czy-
tankach podkreslajacych "bohaterstwo i martyrologie". Na tych, ktorzy
dotrwaja do konca szkoly podstawowej i byc moze beda kontynuowac
edukacje w liceum i na uniwersytecie czekaja mesjanizmy, wallenrodyzmy
etc... Prosze tez nie zapomniec o ksiazkach Pawla Jasienicy jakze
powszechnie (no moze z wyjatkiem narodowcow) uwazanych za pierwszy po-
drecznik historii , tudziez o wszelkich samizdatowych wydawnictwach zbyt
czesto mieszajacych fakty historyczne z fikcja. Waska grupa czytelnikow
siegnie w koncu po Kieniewicza , Oskara Hallera (? nie jestem pewny
nazwiska , chodzi tu o znanego emigracyjnego historyka) etc.. ale pewnie
i tak juz jest za pozno - polskiego mitu wykorzenic sie tak latwo nie
da.  Pewnie zaprotestuje Pan, przypominajac o przewrotnej grze komunis-
tow z historia i o ogolnych warunkach powojennych. Trudno by bylo Panu
zaprzeczyc - klamstwom mozna sie czasem przeciwstawic tylko goraca wiara
w iluzje prawdy (historycznej). Malo kto troszczy sie wtedy o obiek-
tywizm, a nieliczni poszukiwacze prawdy traktowani sa jak wrogowie.
Idealizowanie Polski przedwojennej z jednoczesnym powszechnym odrzu-
ceniem jej problemow spolecznych z antysemityzmem na czele to typowy
rezultat ogolnego falszowania.

A zatem wyrastamy z tym mitem i gdy na emigracji stykamy sie z opiniami
Zachodu o Polsce nie mozemy sie oprzec niecheci. Jakze czesto irytowaly
mnie wypowiedzi Zydow polskich o sytuacji w dwudziestoleciu, jakze bola-
ly artkuly w NY Timesie , jak denerwowaly ksiazki - chociazby takie jak
"Sophies Choice" Styrona. Moj "polski syndrom" podpowiadal mi brednie o
spisku mass-mediow etc... (nie smiem twierdzic ze przypadki specjalnej
nierzetelnosci nie istnialy, ale ile ich bylo i jak to ocenic?). Z dru-
giej strony zauwazalem w sobie specyficzna odraze do pewnego typu ro-
dakow - dosc powszechnie spotykanych zawadiackich awanturnikow, wizytu-
jacych z handelkiem Berlin, Stambul czy Budapeszt. Wstyd mi za nich bylo
i czulem zlosc, doszlo do tego ze unikalem kazdego napotkanego rodaka,
bojac sie aby nie zniszczyl mi wizji mieszkanca kraju-"Mesjasza narodow".

Od pewnego zas czasu nie moge oprzec sie irytacji czytajac codzienna poczte
z Warszawy: Jak Oni w Polsce moga byc tak zaslepieni? Dlaczego nie widza
Ich obsuwania sie do beznadziejnego zascianka?  Mysle, ze moje uczucia
- wynik "polskiego syndromu", swoistej reakcji rozumu na "polski mit" -
dzielone sa przez wielu emigrantow. Dowodem tego sa relacje - takie jak
p. Walickiego. Ani przez minute nie watpie, ze wszystko co napisal jest
prawda a jednak zastanawiajace jest nagromadzenie pesymizmu i subiek-
tywnosc w przedstawianiu informacji: ze w laboratoriach PCty ( i wszyscy
sie ciesza w dodatku!), brudno, pala..., interesy, ze "porzadni ludzie
gloduja/bieduja" etc... Moglbym na to odpowiedziec, ze znam naukowcow,
ktorzy swietnie sobie radza i wlasnie zakupili najnowsze stacje Silicon
Graphics, a wielu porzadnych ludzi jakos nie podupadlo.

Ja jednak zapytam jakie mamy prawo wystepowac z pozycji besserwisserow?
Czy moze pracujac lub studiujac poza krajem musimy czuc wyzszosc, po-
garde , politowanie? Czego spodziewalismy sie opuszczajac Kraj - ze bez
nas latwiej Im bedzie zblizyc sie do cywilizacji? Pozwole tez sobie za-
pytac co robimy teraz , w miejscu gdzie los nas zapedzil aby wplywac na
sytuacje w Polsce? Czy nasz wplyw bylby zaden? Czy pozostaje nam - tak
jak to p. Walicki sugeruje w swym zakonczeniu - milczacy protest? Czy
mamy prawo obrazic sie na Kraj za to ze zbyt odbiega od naszych wyo-
brazen?
                                          Z powazaniem  Krzysztof Kniaz


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Jacek Walicki   


        Pan Krzysztof Kniaz przeczytal wyjatki z mojego dzienniczka i
stwierdzil, ze choc fakty prawdziwe to caloksztalt nie. W odpowiedzi
stwierdzam, ze choc sie myli to ma racje.

        Moj dzienniczek byl rejestracja tego co widzialem, i co mi
zostalo w pamieci pod koniec dnia. Reakcja Pana Kniazia (i innych)
pokazuje z kolei to co On zobaczyl (i czego nie zobaczyl) w moim
artykule.  W obu przypadkach - mojego pisania, i Jego czytania -
wystepuje znieksztalcenie "prawdy" poprzez nasze paranoje, skrzywienia,
obawy i nadzieje. Pan Kniaz rozpoznaje zreszta ten proces gdy pisze o
wizjach Polski jakie kazdy z nas nosi w sobie.  Ten proces transforma-
cji powoduje, ze czesto nawet bardzo proste stwierdzenia nabieraja
demonicznego wymiaru i podloza. Przykladem moze byc komentarz
Pana Kniazia do ostatniego zdania mojego artykuliku, ktore odzwier-
ciedlalo moja wlasna emigracyjna rozterke. Pan Kniaz odczytal w tym
zdaniu milczacy protest. Niepotrzebnie.

        Pan Kniaz proponuje przyklady odwrotne do moich. Gdyby nawet
podal konkrety to wcale ich nie zamierzam kwestionowac. Bowiem istota
sprawy lezy nie w tym, ze znajomy Pana Kniazia kupil stacje SG (a moj
znajomy 'fully loaded HP750') a w tym, ze wiekszosc Polakow to nie sa
nasi znajomi.

        Na koniec uwaga przyziemna, acz filozoficzna. Jezeli sie widzi
brud (doslownie i w przenosni) i chce sie zeby bylo czysciej, to
trzeba zaczac od stwierdzenia, ze jest brudno. Jezeli natomiast
zacznie sie od stwierdzenia, ze u innych tez nie jest czysto; to ani u
nich, ani u nas nie zrobi sie od tego czysciej.

Z powazaniem -
Jacek Walicki
_______________________________________________________________________

Andrzej Pindor 



Szanowna Redakcjo!

   Z duzym smutkiem przeczytalem w nr. 22 Spojrzen list p. Henryka
Modzelewskiego. Ze smutkiem, poniewaz jest on niestety dosyc sympto-
matyczny dla stanowiska wielu rodakow.

   Pan Modzelewski ma wyrazny zal, ze sprawy nie ida w Polse tak
doskonale jak on, i wielu innych, spodziewalo sie. Przedtem wiadomo bylo
do kogo mozna (i nalezy) miec pretensje - do komunistow, do Sowietow. Ale
do kogo pretensje teraz? Mozna zrozumiec male dziecko, ktore ma pretensje
do rodzicow, ze swiat nie odpowiada jego wyobrazeniom. Ale przeciez
jestesmy wszyscy juz dorosli (mam nadzieje)!

Nie moze tez Pan Modzelewski miec pretensji do Boga, bo deklaruje sie
jako ateista. No wiec do kogo ? To nie jest czcze pytanie. Wszystkim
wyrazajacym podobne zale radzilbym zastanowic sie dobrze do kogo maja
wlasciwie pretensje. Moze pozwoliloby to im lepiej zrozumiec istnie-
jacy stan rzeczy.

    Pan Modzelewski ma pretensje, ze Prezydent jest taki a nie inny.
Czy trzeba przypominac, ze Prezydent zostal wybrany w demokratycznych
wyborach? I ze byli inni kandydaci? Polskie spoleczenstwo ma takiego
prezydenta jakiego sobie wybralo i mowienie teraz ze "mysmy nie
wiedzieli" jest po prostu dziecinnada. Walesa z dnia na dzien sie nie
zmienil, jest jaki byl.

    Pan Modzelewski pyta:
Co by sie stalo, gdyby Bush publicznie stwierdzil, ze nie ma koncepcji
wyprowadzenia USA z kryzysu i oczekuje porady od wyborcow?

Czy zostalby z dnia na dzien odwolany z tego stanowiska?
Co by sie stalo takiego co nie moze stac sie w Polsce?
W innym miejscu Pan Modzelewski pisze:
                                       .... (Nawiasem mowiac, ciekaw
jestem jaki bylby polityczny los partii, ktora po przejeciu rzadow jako
jedna z pierwszych podjela decyzje o umozliwieniu wysokim urzednikom
panstwowym partycypowania w roznorodnych spolkach, a odwolala te
decyzje na krotko przed zakonczeniem swoich rzadow?)

Czy partia taka zniknelaby z zycia politycznego w ciagu roku?
Procesy polityczne zajmuja wiele czasu, lata cale. Niecierpliwosc wielu
rodakow jest swiadectwem slabego rozeznania w mechanizmach procesow
politycznych w krajach demokratycznych. W wiekszosci wypadkow moze to
byc zrozumiale, bo skad mieli takiego rozeznania nabrac. Jednakze mniej
jest to wybaczalne w przypadku ludzi wyksztalconych, znajacych obce
jezyki i jezdzacych za granice.

   Podsumowujac: rzeczywistosc jest jaka jest. Mozna probowac swoimi
dzialaniami na nia wplynac, lub starac sie do niej dostosowac. Narze-
kanie nic nie pomoze, bo nie ma najmniejszego powodu aby swiat byl
taki jak to nam odpowiada. Zawsze mnie zadziwia ta wiara rozpowszechnio-
na wsrod wielu doroslych ludzi, ze jezeli bedziemy glosno narzekac,
to ktos tam gdzies sie nad nami zlituje i 'naprawi' za nas swiat.
   Na zakonczenie komentarz do marginesowej uwagi P. Modzelewskiego:
                         .... (Nawiasem mowiac, polecilbym wszystkim,
ktorzy nie wierza, ze mozna stworzyc spojny system moralny bez
"supernatural", "Medytacje o zyciu godziwym" prof. Kotarbinskiego.)

Na papierze wszystko stworzyc mozna, ale czy to bedzie dzialac w spo-
leczenstwie prawdziwych ludzi? Komunizm na papierze dzialal jak
zegarek. A ksiazke prof. Kotarbinskiego czytalem.

Andrzej Pindor

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
[Komentarz J. K-uka do odpowiedzi Andrzeja Pindora]

Mam mieszane uczucia do powyzszego listu. Streszcza on calkiem racjonalne
stanowisko, ze narzekania w Polsce az nadto dosyc. Podpisaliby sie pod
i moi, dosc sedziwi, rodzice i moi znajomi o pol wieku mlodsi i ja sam!

Sadze jednak, ze nie nalezy przesadzac z krytykowaniem publicznego
narzekania. Chyba nie musze rozwijac tematu, kazdy wie, ze dyskusja,
ktora rozwinie sie nastepujaco:

   A. Wszystko zle, i coraz gorzej.
   B. Narzekasz, a nic nie robisz!
   A. Po pierwsze skad wiesz czy niczego nie robie.
      A co ty zrobiles, zeby mi teraz zamykac usta?!

prowadzi do nikad...

A w ogole, to anty-narzekactwo ma tez swoje patologie. Podobne stanowisko
reprezentuja rowniez pewne czynniki rzadowe, ktore w ramach walki z narze-
kaniem postanowily wzmocnic kontrole nad tzw. destruktywnym pesymizmem
dziennikarzy telewizyjnych. Wiemy czym to grozi.

Andrzej Pindor wie, ze niecierpliwosc wielu rodakow jest swiadectwem
slabego rozeznania w mechanizmach procesow politycznych itp.

Mysle, ze dobra odpowiedz na te teze, podpisana Vaclav Havel znajduje sie
w poprzednim numerze Spojrzen.

Niecierpliwosc to jest to, dzieki czemu JUZ nie ma PRL. Pewnie istotna role
odegraly tutaj osoby wyksztalcone, znajace jezyki i jezdzace za granice.
Ale to nie ICH niecierpliwosc zmienila Polske, czy Rumunie. Wzywan do
cierpliwosci zaliczylismy juz sporo. Sadze, ze Polacy maja prawo do nie-
cierpliwosci.

Komentarz Andrzeja Pindora do uwagi p. Modzelewskiego, ze system moralny
bez elementow nadprzyrodzonych jest mozliwy, i sprowadzenie tematu do
dzialajacego na papierku komunizmu jest - jak mi sie wydaje -
ewidencja na to, ze Andrzej Pindor postanowil calkowicie zignorowac
wypowiedzi Andrzeja Niemierki i moja w "Spojrzeniach" sprzed czterech
miesiecy. Coz.
Jurek Karczmarczuk
_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)

Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne w formie 'compressed'
dostepne przez anonymous FTP, adres: 
(128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish.

____________________________koniec numeru 27___________________________