__________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| __________________________________________________________________________ Czwartek, 5.12.1991 Nr 4 __________________________________________________________________________ W numerze: Zbigniew J. Pasek - Historia Polski - dzien po dniu Eric Behr - Z Oddali Jan Glinka - Czy Polonia powinna glosowac w Wyborach w Polsce? Slawomir Mrozek - Partner - Handel Zagraniczny - Kinoman Wywiad z Janem Sawka - Jestem drogi, bo robie swoje (Wywiad Anny Bonieckiej z Gazety Wyborczej) - Listy do Redakcji - List od Redakcji __________________________________________________________________________ Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Historia Polski - dzien po dniu =============================== GRUDZIEN ======== 1. 1830 Pierwsze publiczne odtworzenie Mazurka Dabrowskiego 1943 Konferencja w Teheranie 2. 1805 Bitwa pod Austerlitz 3. 1959 J. Iwaszkiewicz zostaje prezesem ZLP (w miejsce A. Slonimskiego) 4. 1950 Instytut Ksztalcenia Kadr przy KC PZPR organizuje sesje na temat znaczenia prac Stalina o jezykoznawstwie 5. 1953 Ucieczka wicedyrektora X Departamentu MBP, Jozefa Swiatly 1954 Pierwsze wybory do Rad Narodowych (poprzednio z mianowania) 1975 Oddanie do uzytku Dworca Centralnego w Warszawie 1980 Rozwiazanie CRZZ 1981 poczatek strajkow okupacyjnych w 70 uczelniach 1983 Uchwalenie przez Sejm ustawy o stanie wyjatkowym 6. 1945 I zjazd PPR 1971 VI Zjazd PZPR ("Aby Polska rosla w sile, z ludzie zyli dostatniej") 7. 1954 Rozwiazanie X Departamentu Min. Bezpieczenstwa Publicznego, powolanie MSW 1970 Uklad Polska-RFN o nawiazaniu stosunkow dyplomatycznych i wzajemnym respektowaniu granic 8. 1956 Przywrocenie nazwy ZHP harcerstwu 9. 1990 Lech Walesa wybrany prezydentem w II turze wyborow 10. 1279 Zmarl Boleslaw Wstydliwy, krol Polski 1956 Zajscia uliczne w Szczecinie 11. 1981 Rozpoczecie Kongresu Kultury Polskiej (przerwanego przez stan wojenny) 12. 1586 Zmarl Stefan Batory, krol Polski i ksiaze Siedmiogrodu 13. 1954 Zwolnienie Wl. Gomulki z aresztu 1957 Powolanie NIK 1981 Ogloszenie stanu wojennego, przejecie wladzy przez WRON, internowania dzialaczy "S" i innych 14. 1947 XXVII Kongres PPS 1964 Mieczyslaw Moczar zostaje Ministrem Spraw Wewnetrznych 1970 Protesty robotnicze w Gdansku 15. 1948 Kongres zjednoczeniowy PPS i PPR, utworzenie PZPR 1952 Otwarcie w Arsenale wystawy problemowej "Oto Ameryka" 16. 1672 Zmarl Jan Kazimierz, krol Polski 1918 Powstala Komunistyczna Partia Robotnikow Polskich (od 1925 KPP) 1922 Zabojstwo Gabriela Narutowicza, prezydenta RP 1980 Odsloniecie pomnika "Poleglych w grudniu 1970 r." w Gdansku 17. 1953 Slubowanie Episkopatu na wiernosc PRL 1956 Podpisanie umowy o statusie prawnym wojsk radzieckich stacjonujacych w Polsce 1982 Pierwsze posiedzenie Rady Krajowej PRON; J. Dobraczynski zostaje przewodniczacym 18. 1959 Podpisanie umowy miedzy Polska, ZSRR i NRD o budowie rurociagu "Przyjazn" 1988 Powstanie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Walesie 19. 1980 E. Gierek, E. Babiuch, P. Jaroszewicz i inni zrzekaja sie mandatow poselskich 20. 1951 Oddanie do uzytku trasy WZ w Warszawie 1970 E. Gierek zostaje I sekretarzem PZPR 23. 1981 Prezydent Reagan wprowadza sankcje w handlu z Polska 1982 Likwidacja osrodkow inernowania 1988 Likwidacja Komisji Planowania przy Radzie Ministrow; utworzenie Centralnego Urzedu Planowania 26. 1918 Wybuch Powstania Wielkopolskiego 27. 1655 Po 50 dniach Szwedzi odstepuja od oblezenia Czestochowy 1941 Ladowanie grupy inicjatywnej (Nowotko, Finder i inni) 1979 Inwazja Afganistanu 1984 Rozpoczecie procesu zabojcow ks. Popieluszki 28. 1956 Uchylenie wyroku w sprawie biskupa Kaczmarka 1981 Zakonczenie strajku w kopalni "Piast" w Tychach, trwajacego od 14 grudnia (pod ziemia) 1963 Oddanie do uzytku polnocnej czesci rurociagu "Przyjazn" 29. 1948 Zniesienie systemu kartkowego; likwidacja Ministerstwa Ziem Odzyskanych 1977 Wizyta prezydenta Cartera w Polsce 30. 1943 B. Bierut zostaje przewodniczacym KRN 1982 Zawieszenie stanu wojennego 31. 1943 Powolanie KRN 1944 KRN powoluje Rzad Tymczasowy RP (w miejsce PKWN) 1960 Podpisanie umowy miedzy rzadem prowincjonalym Quebecu, muzeum na Wawelu i Kosciolem katolickim w Kanadzie o zwrocie skarbow kultury zdeponowanych w Kanadzie w czasie II wojny swiatowej Zbigniew J. Pasek ________________________________________________________________________ Eric Behr, (ejbehr@rs6000.cmp.ilstu.edu) Z O D D A L I =============== Minelo niedawno dokladnie 10 lat od mojego wyjazdu z Polski. Wydarzenie to jest juz dla mnie tak dalekie, ze po prostu te rocznice przegapilem. Przy tej okazji uswiadomilem sobie z zaskoczeniem, ze nie mam *zadnych* zapiskow z fascynujacego okresu pieciu przed-wyjazdowych lat! Ponizszy fragment jest nieudolna i spozniona proba walki z wlasna skleroza. * * * Sposrod wielu "przelomowych" lat w moim zyciu, najbardziej istotny byl 1976. Po pierwszym roku studiow licealna "paczka" trzymala sie nadal bardzo mocno. Toczyly sie wciaz te same dyskusje polityczne. Nie obchodzily nas kariery, zawody, zony, dzieci (bo z nielicznymi wyjatkami ich nie posiadalismy). Wypijanie jak najwiekszej ilosci wodki w jak najkrotszym czasie nadal bralo gore nad refleksjami o Bycie (moze slusznie?) Studia byly wciaz - jak sie mawialo - "trywialne". Nagle kawaly o Gierku ustapily miejsca rzeczowym rozmowom. Do tej pory wszystko bylo teoretyczne; odtad wszystko stalo sie bardzo realne. Nawet namaszczone artykuly w Ekspresie, czytane miedzy linijkami, potwierdzaly wiesci z Radomia. "Bibuly", do tej pory widywane z rzadka w rekach rodzicow, teraz znalazly sie w naszych teczkach. Tak, wszyscy pamietalismy Marzec i Grudzien, ale tym razem nie moglismy juz polegac na ocenach i opiniach doroslych. Musielismy cala rzecz przezyc na wlasnej skorze. Pamietam jak dzis dyskusje z kilkoma przyjaciolmi, w ktorej padl po raz pierwszy skrot "KOR". Zaskoczylo mnie najbardziej to, ze moi rozmowcy byli - jak na swoj wiek - nieslychanie sceptyczni i zblazowani. "Ooo, to zwykla prowokacja; przeciez wiesz, kim byl Michnik!" "A po co im ksiadz?". Po mlodosci w kraju budujacym Zaawansowany Socjalizm, moje kolezanki i koledzy nie byli w stanie dopuscic mozliwosci, ze grupa dosc znanych osob usiluje zmienic los kraju, narazajac przy tym swoje wygodne status quo. Za tym musi cos stac! Podejrzana historia! Poczatkowa negacja zostala szybko pokonana przez adrenaline. Niedlugo juz chwalono sie znajomoscia z cioteczna kuzynka Mirka Chojeckiego, pokazywano z duma plik poszarpanych Komunikatow, szeptano z wypiekami o aresztowaniach i konfiskatach maszyn do pisania. Z perspektywy czasu patos tych chwil wydaje sie smieszny, ale nie nalezy sie az tak bardzo nabijac: mimo wszystko majac pecha mozna bylo sobie w ten sposob zepsuc przyszlosc - wyleciec ze studiow, narazic rodzine na szykany, nie dostac paszportu. Fakt, ze powazne problemy zdarzaly sie dosc rzadko i ze cena "wpadki" byla nieporownywalnie mniejsza, niz w innych czasach, wcale nie ulatwial decyzji. Do tego dochodzi kwestia nadziei, czy tez jej braku. Mysle, ze nikt tak naprawde nie wierzyl w mozliwosc rychlej zmiany. Dlatego wlasnie powiedzenie mistrza Antoniego ("wszystko jest w Polsce mozliwe, nawet zmiana na lepsze") bylo takie smieszne: nikt nie sadzil, ze okaze sie tez prorocze. * * * Zostalem zwerbowany do pomocy przez czlowieka, po ktorym najmniej bym sie tego spodziewal, bo w codziennych kontaktach czasem sprawial wrazenie osoby stojacej po drugiej stronie barykady. Teraz wiem, ze bylo to umyslne testowanie. Moje kwalifikacje polegaly czesciowo na "prawidlowych" reakcjach na takie uklucia, ale przede wszystkim na tym, ze jako jeden z nielicznych dysponowalem malym mieszkankiem w Warszawie i w miare dobrze funkcjonujacym malym Fiatem. Zanim podziemne wydawnictwa zapewnily sobie bardziej niezawodne metody dostaw i etatowych pracownikow, przez mniej wiecej dwa lata mialem wiec sporadyczny kontakt z praca "podziemia". Ogromnie zaluje jednego: ze nie pomoglem bardziej. Czasem odmawialem roznych uslug z przyczyn niezaleznych ode mnie, ale zdarzal sie tez zwykly strach, albo wygodnictwo (czy wazniejsza jest dostawa papieru, czy od dawna oczekiwana randka??? - znow te odcienie szarosci...) Nie moge ocenic, kto wniosl najwieksze zaslugi do polskiej "cichej rewolucji" konca lat 70-tych. Zalozyciele KOR-u niewatpliwie przelamali kolosalna bariere psychologiczna. Chcialbym jednak oddac swoj glos na te troche niedoceniane oficyny podziemne. Ich rola polegala na przekroczeniu masy krytycznej ponizej ktorej informacja dociera tylko do ludzi, ktorych informowac i tak nie trzeba (bo sami sobie informacje wyszukaja), a powyzej ktorej zaczyna sie werbowanie nowych dusz i ksztaltowanie swiadomosci wsrod skadinad apatycznych obywateli. To zdanie brzmi jak cytat z Marksa, moze nawet nim jest, ale nie zmienia to faktu, ze bez samizdatow i calej infrastruktury im sluzacej lata 80-te potoczylyby sie inaczej. * * * Ryzy papieru kupowane byly z narazeniem zdrowia umyslowego przez tuziny poslancow, ktorych "prostym" zadaniem bylo (a) znalezienie sklepu papierniczego gdzie wlasnie "rzucili" papier - najchetniej sredniej jakosci, bo inaczej farba sie mazala; (b) kupienie jednej albo najwyzej dwoch ryz strugajac wariata - czyli np. przekonujac pania sklepowa, ze to dla pobliskiego ministerstwa, w ktorym zabraklo (!), (c) przejechanie tramwajem do sklepu w sasiedniej dzielnicy, gdzie proces sie powtarzal. Kupiec cumowal wreszcie w czyims mieszkaniu, z plecakiem zawierajacym kilka ryz - moze 2000 arkuszy. Po przezwyciezeniu nieprzyjemnej niepewnosci ("na zlodzieju czapka gore") kupiec stawal sie bezczelny, i prosil z usmiechem pania sklepowa o 10 ryz, albo szedl do tego samego sklepu dwa dni pod rzad; najczesciej uchodzilo to na sucho, ale opowiadano mi o wypadkach, kiedy sprzedawczyni w patriotycznym zrywie dzwonila natychmiast na milicje. Po zebraniu odpowiedniej ilosci papieru, nadchodzil czas na transport do "magazynu", ktorym zazwyczaj byl czyjs garaz na przedmiesciach. Wieksze dostawy odbywaly sie wieczorem; samochod kluczyl wg. najlepszych nauk wyniesionych z filmow o Bondzie, co oczywiscie nie mialo zadnego wplywu na to, czy UB sie tej nocy pojawi, czy nie: oni albo wiedzieli o operacji z gory, albo nie. Fiacik zostawal uwolniony od ciezaru przez kilku chlopa, ktorzy po ciemku ukladali szybciutko paczki na czubku setek innych, otaczajacych scislym murem samochod wlasciciela garazu. Byl to surrealistyczny widok godny uwiecznienia na fotografii. Po upewnieniu (?) sie, ze UB nie trzyma skladu na oku, nieco lepiej zorganizowana operacja przemieszczala papier do drukarni. "Drukarnia" jest slowem pasujacym do lokali z lat pozniejszych; na poczatku jednak wygladalo to bardziej jak "poligon". Pamietam takie miejsce, gdzie drukowane byly ulotki, i bodajze pierwszy naklad "Animal Farm". Duzy, prawie pusty pokoj w zapuszczonym parterowym domu/baraku na szczerym polu. Prowadzone tam byly proby z sitodrukiem. Matryca z materialu rozpieta byla na drewnianej ramie, pod nia byl papier; na material wylewalo sie farbe przyrzadzona wg. aktualnie zalecanej receptury, i doswiadczony operator przeciagal po calym ustrojstwie gumowy noz, ktory przepychal farbe przez oczka w sicie. Rezultatem bylo czesto cos, co ponownie w zyciu zobaczylem dopiero wtedy, gdy moi dwaj synowie osiagneli wiek 3 lat i zaczeli "malowac". Prawdziwe farby drukarskie, kupowane na zachodzie, byly bezlitosnie wykrywane i konfiskowane na granicy. Krajowi chemicy wymyslili metode laczenia rodzimej farby pigmentowej ("plakatowki") ze specjalnym skladnikiem przemycanym w malych puszeczkach spoza Polski, ale to tez bylo delikatnie mowiac niedoskonale. Poza tym nabywanie w sklepach setek tubek farby pigmentowej wiazalo sie z takimi samymi niebezpieczenstwami, jak opisane wyzej kupowanie papieru. Pozniejsze drukarnie wyposazone byly w maszyny magicznie wypuszczajace 60 ladnych stron na minute. Co pewien czas czytalo sie doniesienia o zatrzymaniu jakiegos Szweda wiozacego w ciezarowce mimeograf, ale duza czesc tych narzedzi dywersji docierala do miejsca przeznaczenia. Na zawsze pozostal mi w oczach obraz jednej z tych maszyn, pracujacej cala noc w piwnicy jednego ze starych domow w poblizu Centrum, i wypluwajacej z wielkim loskotem kolejne stronice "Kompleksu Polskiego" Konwickiego. Nikt jakos nie robil sobie wiele z halasu. Jak sie okazalo, w domu tym mieszkal wyzszy funkcjonariusz partyjny, ktoremu dozorca zawsze przed drukowaniem szeptal w ucho jakies niewinne wytlumaczenie; milicja zostawiala dom w spokoju... Cale przedsiewziecie przynosilo z pozoru malo wazny produkt uboczny: tysiace wadliwych stron zadrukowanych fragmentami Mysli Antypanstwowych; wykrzywionych, z kleksami, ale niewatpliwie, na pierwszy rzut oka, Anty. Coz z nimi robic? A wiec znow wieczorne wojaze po zakatkach Warszawy. Prosze wytlumaczyc komus, kto wyrosl w normalnym kraju, ze *wyrzucanie smieci* moze byc ryzykowne! Zimno... ciemno, latarnie nie dzialaja, swiatla wylaczone... bloto na drodze dojazdowej na Ursynowskiej pustyni... na przednim siedzeniu nieznana ci niewiasta przydzielona jako "czujka" na dzisiejsza akcje... aha!!! jest pojemnik! Stirlitz sie z zawisci przewraca w grobie. Paka takich odrzutow wyladowala w rodzinnym domu na strychu; przed wyjazdem mialem tyle bieganiny, ze o niej zapomnialem. W grudniu 81 moj "mentor" byl poszukiwany przez UB; znaleziono jego notatnik z telefonami, dzieki czemu moja chora matka najadla sie troche strachu podczas kilkakrotnych Ubeckich wizyt. Na szczescie nie wiedziala o tym pakunku na strychu, bo balaby sie bardziej. Moral: wbrew pozorom, kazda konspiracja powinna byc prawdziwa konspiracja. Co by nie mowic, to jednak nie byla zabawa. * * * Do tej pory po ulozeniu egzaminu dla 40 studentow nie moge sie oprzec pokusie. Koledzy radza mi: "zostaw sekretarkom! nie trac czasu!"; a ja ide sobie do pokoju na zapleczu, robie ksero, sporzadzam stencil na termografie, zakladam na beben, przerzucam wajche, i wsluchuje sie w znajomy dzwiek... Eric Behr ___________________________________________________________________ Jan Glinka Profesor nienadzwyczajny z Zambrowa Czy Polonia powinna glosowac w Wyborach w Polsce? ================================================= - Lech Janczewski (lech@aukuni.ac.nz) wprowadza: - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - W artykule pt DLACZEGO POLSKA EMIGRACJA NIE GLOSOWALA przygotowanym dla Kuriera Zachodniego, polskiego miesiecznika ukazujacego sie w Perth, Krzysztof Cena napisal: [tekst ten ukazal sie rowniez w "Spojrzeniach" nr. 1 - przyp. red.] "...jak glosowali Polacy za granica? ... Wiadomo, ze np. w Australii glosowaly 1764 osoby. W samym Melbourne, bedacym najwiekszym skupiskiem Polonii liczacej co najmniej kilkadziesiat tysiecy osob, przy urnie zjawilo sie tylko 493 wyborcow. Podobnie bylo w osrodkach polonijnych w USA i Kanadzie. ... Oblicza sie, ze Polonia na swiecie liczy miliony osob. Czego wiec mozna bylo oczekiwac od Polakow zamieszkalych za granica? Nalezalo przyjsc i glosowac..." Wlasnie, czy nalezalo przyjsc i glosowac? Krzysztof Cena pisze: "...Od Polonii nie oczekiwano identyfikowania sie z ktoras z partii, ani dokladnego rozeznania w nazwiskach kandydatow. Oczekiwano natomiast ogolnego poparcia dla sprawy polskiej, kiedy to wazy sie los Panstwa Polskiego na najblizsze lata i dekady. Emigracja, choc z natury rzeczy nie zyje na codzien, bo nie moze, szczegolami wydarzen politycznych kraju, ma jednak imperatywny obowiazek wspierania Ojczyzny w chwilach przelomowych..." Wniosek z tego jest prosty: Udzial w glosowaniu jest wyrazem wspierania Ojczyzny. Wlasnie na ten temat chce sie dzisiaj z panstwem zastanowic: czy rzeczywiscie udzial w glosowaniu jest wyrazem wspierania Ojczyzny? Zacznijmy od spraw podstawowych: kto i gdzie ma prawo do glosowania? Polska ordynacja wyborcza jest w tej sprawie typowa: kazda osoba posiadajaca obywatelstwo polskie ma prawo glosowania bez wzgledu na miejsce stalego badz czasowego przebywania. Nie zawsze wszak takie glosowanie jest mozliwe, gdyz sa kraje zabraniajace odbywania obcych glosowan na swoim terytorium (Szwajcaria). Z drugiej strony, wiele krajow zezwala na udzial w wyborach nie tylko swoim obywatelom lecz rowniez rezydentom i to w bardzo szerokim zakresie tego slowa: np: W wyborach w Nowej Zelandii moze uczestniczyc kazdy kto mieszka w tym kraju conajmniej trzy lata i nie jest przedstawicielem obcego panstwa. Moze nawet nie miec statusu rezydenta. Nie jest istotnym fakt posiadania tego czy innego obywatelstwa i akt glosowania nie oznacza aktu lojalnosci wobec tego czy innego panstwa. Udzial w wyborach jest zwykle dobrowolny. Oczywiscie w tym momencie trzeba wspomniec kraje o systemach dyktatorskich, gdzie glosowanie zawsze okreslane jako doborowolne laczy sie najczesciej z bardzo przykrymi konsekwencjami dla tych, ktorzy uwierzyli w ta dobrowolnosc. Sa kraje, gdzie np istnieje przymus rejestracji wyborczej (np. wspomniana Nowa Zelandia), chociaz nie ma przymusu glosowania na jakakolwiek partie. Z tego obowiazku sa zwolnieni tylko czlonkowie korpusu dyplomatycznego. Wynika stad, ze Polonia w swojej wiekszosci miala prawo do glosowania lecz z niego nie skorzystala. Teraz druga sprawa: Co to jest udzial w glosowaniu: Jest to podjecie swiadomej decyzji wyboru z przedstawionej listy kandydatow osoby badz osob reprezentujacych okreslone poglady polityczne i prawdopodobnie posiadajacych umiejetnosci do kierowania losem danego narodu w imieniu wyborcow na nastepny okres trzech, czterech czy pieciu lat. Prosze zwrocic uwage, ze wyborca jest z mocy definicji postawiony przed WYBOREM z ograniczonego zbioru. Wiekszosc znanych mi ordynacji wyborczych nie przewiduje oddania glosu na osobe nie bedaca na liscie wyborczej. Ba, wiele ordynacji uwaza glos w ten sposob oddany (tj z dopisanym nazwiskiem) za niewazny. Co ma wiec zrobic osoba, ktora nie aprobuje zadnej z osob bedacych na liscie? Oddac glos niewazny? Sprawa trzecia: Wszystkie ordynacje wyborcze w sposob zdecydowany wspieraja partyjny system wyborczy. Wyniki wyborow zawsze sa omawiane pod katem pozycji poszczegolnych partii. I tu niestety troche delikatna sprawa. Bardzo czesto popularnosc poszczegolnych partii nie ma nic wspolnego z ich programem natomiast ma bardzo duzo zwiazkow z efektywoscia kampanii wyborczej. Im lepsi psycholodzy sa zatrudnieni przez sztab wyborczy, co bardziej znane osobistosci wciagniete w popieranie danej partii i im wiecej pieniedzy na akcje wyborcza poszlo, tym wieksze szanse na sukces wyborczy. Wlasciwie programy wyborcze nie sa istotne, liczy sie tyko ulokowanie maksymalnej ilosci wlasnych czlonkow w parlamencie. Z czasow mojego dziecinstwa utkwil mi w pamieci rysunek zamieszczony w tygodniku PRZEKROJ, komentujacy wyniki kolejnych wyborow w USA. Na rysunku byl przedstawiony wrazy kapitalista, oczywiscie z cygarem w zebach, dracy na kawalki jakis paper i mowiacy te slowa: "Wybory skonczone, mozemy podrzec nasz program". Niestety jest to smutna prawda i teraz. Sledzac kampanie wyborcza w Polsce bylem przerazony programami niektorych partii politycznych. Przeciez elementarny zdrowy rozsadek pozwalal na stwierdzenie, ze dane obietnice wyborcze nie maja zadnych szans praktycznej realizacji, a jezeli by je probowano wdrozyc to skonczylo by sie to jeszcze wiekszym kryzysem. Krzysztof Cena dalej pisze: ".. Jakkolwiek by szacowac liczbe obywateli polskich mieszkajacych za granica i uprawnionych do glosowania, to tak nieliczny ich udzial moze wskazywac niemal na bojkot wyborow. Dlaczego tak sie stalo ? ..." Mysle, ze odpowiedz jest prosta przy uwzglednieniu tego co powiedzalem przed chwila: Polonia wykazala po prostu duzo zdrowego rozsadku. Przez tak znaczace nie wziecie udzialu w wyborach dowiodla prawdy tak prostej ze az bolesnej: ze nie wierzy by udzial w glosowaniu mial jakies merytoryczne znaczenie dla sprawy Polskiej. Popieranie istotnych interesow Polski jest obowiazkiem kazdego, kto czuje sie Polakiem, bez wzgledu na posiadane obywatelstwo. Natomiast glosowanie na partie polityczne majace pragnienie kierowania narodem, moim przekonaniu, nie jest. Skonczmy z mitologizowaniem wyborow. W wolnej Polsce wybory powinny byc tym, czym sa gdzie indziej na swiecie: obrazem walki o wplywy polityczne i gospodarcze. Na marginesie tej wypowiedzi chcialbym panstwu przypomniec, ze gdy Jan Paderewski w czasie Drugiej Wojny Swiatowej, jako wielki Polak i premier rzadu Polskiego, w obliczu realnego zniszczenia narodu Polskiego, zwrocil sie z apelem do Polonii amerykanskiej, w odpowiedzi dostal setki tysiecy zgloszen do polskich formacji na Zachodzie. Czyli nie jest tak zle z naszym narodem, gdy naprawde ojczyzna jest w niebezpieczenstwie. Jan Glinka ___________________________________________________________________ Slawomir Mrozek PARTNER ======= [Tygodnik Powszechny, 30 czerwiec, 1991] Postanowilem sprzedac moja dusze diablu. Dusza, to najcenniejsze co posiada czlowiek, spodziewalem sie wiec, ze zrobie kolosalny interes. Diabel, ktory stawil sie na spotkanie, rozczarowal mnie. Kopyta z plastiku, ogon urwany i podwiazany sznurkiem, futerko wyszarzale i jakby wyjedzone przez mole, rozki malutkie, niedorozwiniete. Ile moze dac taki bidok za moja nieoceniona dusze? - Czy pan na pewno jest diablem? - Tak, dlaczego pan watpi? - Spodziewalem sie Ksiecia Ciemnosci, a pan jest jakis taki... Tandetny, powiedzialbym. - Jaka dusza, taki diabel - odpowiedzial - Przystapmy do interesu. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - HANDEL ZAGRANICZNY ================== [Slawomir Mrozek, TP, 4 sierpien, 1991] Aby podbic rynki swiatowe, uruchomilismy produkcje gumy do zucia. Gumy mielismy pod dostatkiem: wycofujacy sie garnizon Armii Czerwonej zostawil nam stare opony samochodowe. Wystarczylo je tylko pokrajac i zapakowac. Krajania podjelismy sie we wlasnym zakresie, a co do opakowania - zamowilismy w drukarni efektowne etykietki po angielsku: "SOLIDARITY - Chewing Gum - Made in Poland". Liczylismy na to, ze produkt pod nazwa "SOLIDARNOSC" znajdzie popyt za granica, zwlaszcza w USA. Wkrotce wyslalismy pierwsza partie towaru. Niestety, okazalo sie, ze w etykiecie byl blad drukarski. Zamiast "SOLIDARITY - Chewing Gum" wydrukowali "SALADERITY - Gumming Chum". Niz dziwnego, ze w Ameryce nikt nie kupowal naszej "Zumy do Gucia". Na szczescie pozostaja nam rynki wschodnie. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - KINOMAN ======= [Slawomir Mrozek, TP, 13 pazdziernik, 1991] Poszedlem do kina na film historyczny. W zasadzie nie lubie filmow historycznych, chyba, ze o starozytnych Rzymianach, bo tam gole baby lataja, ale na afiszu byla gilotyna, a ja lubie ostre narzedzia w akcji. Najbardziej mi sie podoba przecinanie ludzi pila, zwlaszcza mechaniczna, ale gilotyna tez moze byc. Tytul byl "Ludwik XVI". Ludwik, normalne imie, moj kuzyn ma na imie Ludwik, ale jakie nazwisko? Nie wiadomo. Ten Ludwik byl pewnie analfabeta i tak sie podpisywal. Film zaczal sie nie najgorzej. Duzo dzid, bagnety, szable, ale czekalem na gilotyne. Juz mieli uciac glowe jakiemus krolowi, kiedy jakis typ usiadl przede mna i zaslonil mi ekran. Przesun pan glowe w prawo albo w lewo, bo nic nie widze - powiedzialem do niego. Zamiast przesunac, typ wzial sie za uszy, pociagnal do gory, zdjal glowe z szyi i polozyl ja sobie na kolanach. Znowu mialem dobra widocznosc, ale co z tego, kiedy juz bylo po scenie z gilotyna. Stracilem najlepszy moment w filmie, a wszystko przez tego chama. Takich to ja bym nie wpuszczal do kina. ___________________________________________________________________ JESTEM DROGI, BO ROBIE SWOJE - Rozmowa z Janem Sawka ============================ [Gazeta Wyborcza, 23.10.1991] - Co sie zmienilo od Pana wyjazdu z Polski 15 lat temu? - Przede wszystkim nie ma komunistow! Mozna sie tez zdenerwowac i czlowieka nie aresztuja. - Co zastal Pan na polskim rynku sztuki? - Niestety, nie ma profesjonalnych galerii. A pol roku temu, proszac bym wystawil tu swoje prace, mowiono mi cos zupelnie innego. Mimo, ze postanowilem wczesniej wspolpracowac jedynie z muzeami, zgodzilem sie. Zamiast profesjonalizmu znalazlem nieuzasadnione pretensje zaledwie pretendentow do zawodu dealera. Zarzuca mi sie np., ze nic nie zrobilem, by rozreklamowac ich galerie! - A mogl Pan? - To nie jest moja rola. Nigdy nie sprzedalem obrazu bezposredno odbiorcy. Na tym polega moja wysoka cena, ze robie swoje, a profesjonalni sprzedawcy dziel sztuki - swoje. Zarabiamy po rowno. Bo to jest czysty biznes, w ktorym nie wystepuje juz jako artysta, ale biznesmen. Ja z tego zyje. Dlatego wycofuje sie z polskiego rynku sztuki. - Dlaczego z Polakami tak trudno jest prowadzic biznes? - Gubi nas chytrosc. Jesli my nienawidzimy Zydow, to dlatego, ze jestesmy jeszcze bardziej niz oni wyrachowani. Dla nas 50 procent nigdy nie rowna sie 100, ale 200 procent. Np. czlowiek proponuje mi, ze wydrukuje plakat do mojej wystawy podczas sympozjum KBWE w Krakowie i dostaje ode mnie projekt wartosci 3 tys. dolarow. A nastepnie zwraca sie do ambasady amerykanskiej o 2 tys. dolarow na druk plakatow, ktore po sprzedaniu przyniosa mu zysk 10 tys. Ale niestety, Amerykanie znajduja wydawce wiedenskiego, ktory kupuje ozalid i drukuje za darmo. Bo ten sam plakat, jedynie ze zmieniona nazwa miasta, bedzie towarzyszyl wystawom Sawki w Warszawie, Helsinkach, Sztokholmie, Kopenhadze, Paryzu, Essen... - Czy czuje sie pan czlowiekiem sukcesu? - Nie w Polsce... Tutaj jestem zerem, bo jezdze tylko toyota. Oceniaja mnie po tym, ile czasu potrzebowalem na zarobienie pierwszego miliona! W dodatku jeden z artystow bioracy udzial w wystawie "Jestesmy", zmywajacy gary w USA, powiedzial, ze "na warunki amerykanskie Sawka jest slaby". Na pytanie w rodzaju "kto pana zdaniem jest lepszy, pan czy Czeczot?", odpowiadam, ze oczywiscie Czeczot! - Jak sie robi sukces po amerykansku? - Podczas gdy w Polsce chce sie go zrobic "na lewo", w Ameryce jest on ciezko wypracowany. Tam nie ma SPATIF-u i dlatego Polacy nienawidza Ameryki. Moglbym dlugo opowiadac o mojej przyjazni z Makowiczem, niewatpliwie czlowiekiem sukcesu, ale bylaby to glownie opowiesc o tym, jak czesto sie mijamy. On - w drodze na koncert, tournee, nagranie, ja - na kolejna wystawe. A gdy sie juz spotykamy, nie pijemy wodki, ale ... gramy w maly bilard. - Ktore z dotychczasowych osiagniec ceni Pan sobie najbardziej? - To, ze nie zachowalem w sobie polskiej paranoi. Wyjezdzajac do Francji w 1976 wierzylem, ze mi sie uda. Nigdy nie myslalem, ze mi sie cos nalezy dlatego, ze w Polsce jestem wielki, znany... - Mial Pan juz wowczas na swym koncie powazne nagrody, m.in. Oscara Malarstwa Miedzynarodowego Festiwalu w Cagnes-sur-Mer. Z Paryza, gdzie przebywal Pan na zaproszenie Centrum Pompidou, przeniosl sie Pan do Nowego Jorku... - A Ameryce pociagala mnie ogromna skala zjawisk. Tylko tam moglem zrealizowac swoje marzenia, czyli projekty i plany. Bez ogladania sie na ograniczenia techniczne. Fantastycznie wspominam prace nad scenografia zespolu rockowego Grateful Dead, koncertujacego na stutysiecznych stadionach amerykanskich. Poza tym, Amerykanie nie maja zadnych uprzedzen. Bez wzgledu na to, skad kto pochodzi. Wazne jest tylko to, by byl dobry w swojej dziedzinie. Potwierdzilem to ciezko pracujac przez 15 lat. Dzisiaj jestem lansowany przez ambasade amerykanska... - Mimo, ze nie jest Pan w obrazach bezkrytycznym piewca tamtego stylu zycia... - Czolowy krytyk "New York Timesa" - John Russel - napisal kiedys karcaco, ze moje obrazy sa totalnym studium samotnosci. Zycie jest walka, a ja chce utrzymac sie na jego powierzchni. - Czy dostrzega Pan niebezpieczenstwo w postepujacej amerykanizacji naszej kultury? - Oczywiscie. Ale nasza tragedia polega na tym, ze Ameryka daje nam to, co my chcemy, czyli Madonne, Michaela Jacksona, seriale "Dallas" i "Dynastia", a nie wartosciowe programy kulturalne z telewizji. Jestem przykladem na to, ze Ameryka produkuje takze dobra kulture. Ja nigdy nie robilem zadnej chaltury. Ani wtedy, gdy rysowalem do "New York Timesa", ani ilustrujac poezje Moczulskiego czy Stachury, ani robiac scenografie do Kafki, Becketta, Witkacego i jeszcze wiele innych rzeczy. Z drugiej strony, polska kulture - mysle o tej kulturze na codzien - postrzegam jako bardzo niska. W Ameryce wiekszosc ludzi przestrzega zasad kodeksu obyczajowego, ktory chroni prywatnosc zycia. To daje poczucie wolnosci. - Jak jest Pan przyjmowany w Polsce? - Tak dobrze, ze z przyjemnoscia wyjzdzam do Paryza, ktorego szczerze nie lubie. W Polsce panuje mitomania. Nie licza sie realne osiagniecia. Np. tenisista jest autorytetem w sprawach sztuki i polityki. Albo mowi sie, ze w przeciwienstwie do Ameryki kochamy Becketta i... wystawiamy go dwa razy w ciagu 15 lat, podczas gdy tam w ciagu 6 lat - 12 razy. I to za 1/8 tutejszych kosztow. Bo tlumacz, ktory juz raz sztuke przetlumaczyl, wzial nastepne 12 mln. A ja jestem frajer, poniewaz nie robie 12 obrazow z jednego... - Wiec co tak naprawde zmienilo sie w naszym kraju, odkad nie ma komunistow? - Wazne jest to, co sie nie zmienilo. Ze tu, w Krakowie, sa moi przyjaciele, z ktorymi pracowalem w tetrze STU, a potem w Klubie Studenckim "Pod Jaszczurami". Fedorowicz, Moczulski, Jasinski tworza nadal te atmosfere, dla ktorej warto tu mimo wszystko przyjezdzac. [Rozmawiala Joanna Boniecka] ___________________________________________________________________ LISTY DO REDAKCJI: ================== Pawel Dobrowolski (dobrowol@husc8.harvard.edu) "SZKODA INTELEKTU" ================ Dziekuje za "S". Taka drobna moja wlasna opinia: Panowie, co bylo to sie juz stalo, szkoda o tym mowic i nad tym sie trudzic. Zamiast patrzyc w przeszlosc zajmijmy sie przyszloscia. Nie mozemy przeciez juz na zawsze zyc tym co bylo za 'komuny'. Jest tyle nowych problemow do rozwiazania, (chocby niekorzystny image Polski w porownaniu do innych bylych KS, mimo faktu ze Polska poczynila o wiele wiecej w kierunku reform niz te panstwa), ze szkoda Panow intelektu i czasu na rozpamietywanie przeszlosci. (...) Jezeli mozna by zaproponowac nowy temat, do ktoregos kolejnego numeru "S": image Polski za granica, ostatnio nie najlepsza mimo faktu iz ze wszystkich bylych KS-ow Polska poczynila najwiecej na drodze do gospodarki rynkowej, jest najblizsza przelomu w zmianach gospodarczych i jak na razie politycznie stabilna. Tak, politycznie stabilna, mimo wielu kampanii nienawisci w Polsce nie doszlo do rozliczen politycznych, polowan na czarownice, czy tez krwawych wasni narodowosciowych. Temat ten jest o tyle ciekawy iz jako Polacy za granica mamy jakas mozliwosc wplyniecia na ten niekorzystny image... _____________________________________________________________________ ANTYFEMINIZM? ============= Anna Romanowska (anna@uottawa.bitnet) [list skierowany do Jurka Krzystka] (...) Poza tym mam okazje, powiedziec Tobie jako naczelnemu Spojrzen ze nie podobal mi sie artykul? lub opowiadanie? Mial w tytule przyrode, za szybko wymazalam, niestety. Zdanie, ze kobieta tez czlowiek i ....czasami mysli ( to mi utkwilo w pamieci, ma sie ta wybiorcza pamiec :-), :-) ). Nie lubie i juz. Odebralam to w calosci jako antyfeministyczne. Mysle, ze mimo wszystko nie jestem przewrazliwiona ? ___________________________________________________________________ LIST OD REDAKCJI [J.Karczmarczuk] ================ Jednym z momentow przelomowych i dla mlodego ojca i dla nauczyciela, a takze dla dziennikarza (zwlaszcza amatora) jest POCZATEK DIALOGU. Gdy nastepuje sprzezenie zwrotne z dzieckiem, uczniami, czy czytelnikami i gdy mozna na samego siebie popatrzec niejako z zewnatrz i sprobowac sie poprawic. Dziekujemy Pawlowi Dobrowolskiemu, ktoremu nie podobala sie (nie jemu jednemu) polemika miedzy Andrzejem Kobosem a mna na temat jezdzenia do i zapraszania ludzi z krajow pod totalitarnym butem, dziekujemy Ani Romanowskiej, ktora nawrzucala Adachowi Smiarowskiemu od antyfeministow za jego felieton pt. "Na tropach przyrody" i natychmiast prosze o dodanie w paragrafie powyzej mlodej matki do mlodego ojca. I mamy nieustajaca prosbe: piszcie. Najprostszym sposobem zagwarantowania sobie wlasciego ujecia wlasciwych tematow jest wlasny wklad pracy. Dzieki szybkosci poczty elektronicznej zawsze bedziecie sie mogli wycofac, jesli dojdziecie do wniosku, ze tekst byl za malo przemyslany. Jesli redakcja zdecyduje sie skrocic tekst, nie zostanie on opublikowany bez zgody autora, chyba, ze nie jest to artykul oryginalny tylko przedruk. Bedziemy sie starali promowac materialy wspolczesne, ale gdziez bysmy mogli zrezygnowac ze wspomnien Erica Behra, ktory po prostu wtedy kiedy trzeba bylo to cos robil, a nie tylko narzekal na ustroj, albo zastanawial sie czy go ubecja fotografuje z profilu czy en face! Chcemy zamieszczac artykuly polemiczne, jednak, w miare mozliwosci bez powtarzania wyswiechtanych argumentow. Miedzy innymi dlatego w niniejszym numerze znalazl sie artykul, trzeci juz z kolei dotyczacy glosowania przez Polakow przebywajacych za granica. Nie zamierzam z nim polemizowac, tym bardziej, ze mialem juz okazje wypowiadac sie sam. Mam jednak dwie krotkie uwagi: Sens pojscia do urn jest rozny dla roznych osob. Jesli zgodzimy sie, ze ogolnie rzecz biorac dla rozwoju i stabilizacji demokracji jest lepiej jesli ludzie glosuja, niz jesli nie glosuja, to wiekszy udzial Polonii moglby miec pewien zachecajacy wplyw na PRZYSZLE wybory w Polsce. Byc moze do rodakow w kraju trafilaby nastepujaca argumentacja: za granica, tam gdzie demokracja jako tako funkcjonuje, ludzie Z ZASADY GLOSUJA, nawet jesli maja w ogole za zle. (I nawet jesli teza, ze z zasady glosuja jest naciagana...) Po drugie, cieszmy sie razem z p. Janem Glinka, ze jak wrog stanie u bram, to i Polonia ruszy z bagnetami. Ale moze rowniez troche pomagac ciagnac ten wozek jak wroga nie ma? Niekoniecznie sutymi darowiznami, ale po prostu zyczliwym i AKTYWNYM zainteresowaniem biezaca polityka. To tez moze stanowic o image polskiej spolecznosci za granica, o ktore zabiega Pawel Dobrowolski. (To niby, ze ludzie maja glosowac. Ale ci, ktorzy mnie znaja od razu wyczuli, ze naprawde, to chodzi, zeby ludzie sie wypowiadali, zeby pisali do Spojrzen i zeby nas zasypali taka iloscia tekstu, ze w koncu zaniedbamy prace zawodowa i zycie rodzinne, ze nas wyrzuca i stad i stamtad i bedzie spokoj...) J.K-uk ___________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Andrzej M. Kobos (kobos@krdc.int.alcan.ca) (Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka) ____________________________koniec numeru 4_________________________