______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 18.03.1994          ISSN 1067-4020             nr 99
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

     Adach Smiarowski - Sceny z zycia malzenskiego i pozamalzenskiego
     Szymon Wlodarski - Fenomen emigracji
      Zbigniew Tyrlik - Medytacje
   Aleksander Matejko - Sukces edmontonskiej inwestycji w Polsce
A. Guzik, J. Strzalka - Lepiej sie smiac niz plakac
                      - Lista polskich kompaktow

_______________________________________________________________________

Adach Smiarowski  


               SCENY Z ZYCIA MALZENSKIEGO I POZAMALZENSKIEGO
               =============================================


Winietka 1
----------

Tlum kotlowal sie na sali, az tu nagle w srodku kotla zawrzalo i
buchlo. Do huku trzyosobowego ensemblu "Wazowie" dolaczyl pomruk
rozjuszonych samcow i pisk samic.

Najpotezniejszy ryk wychodzil z gardla pana Cieciorki, ktory z
werwa pral po pysku zastepce kierownika, magistra Szczypatego. 
Akcja odbywala sie w trakcie czegos w rodzaju tanga i zastepca
kierownika nie mogl sie bronic, bowiem rece mial pelne pani
Cieciorkowej, z ktora zdarzylo mu sie czule obejmowac. 

Nie mogl takze mowic, bo co otwieral gebe, to mu ja pan Cieciorka
zamykal zrecznym sierpowym. 

A gdy sie pranie pana magistra zakonczylo, kibice ruszyli koic
nerwy przy bufecie.

- Strasznie zlomotany nasz Szczypaty! Ledwo dyszy. 

- Nalezalo mu sie. Moglby sie zachowywac kulturalniej i nie
podszczypywac mezatki.

- Mezatka czy nie, ale numer dobry. Chlop musi babe pilnowac na
kazdej zabawie, bo zaraz mu cos na boku wywinie. W zeszlym
tygodniu ksiegowy Labadek dostal po pysku od Cieciorki.

- Co tam Labadek! Dwa tygodnie temu sam kierownik odjechal na
sygnale.

- Czego to ludzie po pijanemu nie nawywijaja.

Magister Szczypaty koil nerwy eterycznie, spiac gleboko na sali
zabiegowej miejscowego pogotowia ratunkowego. Chirurg niemrawo
gmeral w chrzastkach magistrowego nosa.

Cieciorkowa odwozila do domu Cieciorke, ktory ani byl pijany, ani
potrzebowal ukojenia.

- Dobrze mi poszlo. Nochala mu ubilem na plasko. Widzialas jak
ten glupi pysk rozdziawial, szmaciarz jeden?

- Zebys sobie tylko znowu palca ktoregos nie wybil. Musisz
uwazac. Ktos jeszcze zostal?

- W komisji byl ten wszarz Pieczatkowski. Kawal chlopa, bedziesz
go musiala mocno trzymac. Tez glosowal przeciwko.


         

Winietka 2
----------

Tego dnia trzeba bylo zostac po godzinach. Pan Gegawy dojadl
buleczke z drugiego sniadania i potulnie zabral sie za
wypelnianie rubryk w fakturach kwartalnych. 

Bylo juz po siodmej wieczor kiedy wreszcie udalo mu sie wyruszyc
do domu. Glod gral mu blyskotliwe solo na trzewiach.

Malzonka pana Gegawego, pani Ziutka, przygotowywala sie
wewnetrznie na przyjscie meza od godziny piatej, kiedy to obiad
wystygl byl ostatecznie i cholera na spoznionego Gegawego
wypelnila do sufitu watrobe, sledzione i pozostale kiszki zacnej
pani Ziutki. O szostej trzydziesci obiad zostal schowany do
lodowki, a po kuchni miotal sie tylko nobliwy zenski korpus
wypelniony zloscia, ktora gladko zajela miejsce po dawno juz
zimnym sentymencie, schlodzonym dodatkowo zwykloscia dnia
powszedniego.

- Acha! - znaczaco powitalo pana Gegawego.

Po tym subtelnym wstepie pani Ziutka wytoczyla najciezsze
kolubryny damskiej zgryzliwosci i jela sypac na glowe meza grad
kartaczy utyskiwan, kul kasliwosci i bomb placzow i umieran.

Pan Gegawy byl glodny.

A pani Ziutka akurat umyslila sobie znecac sie nad nim do
upadlego. 

Do upadlego Gegawego. 

Coraz to nowe uszczypliwosci wymyslala i ani na krok nie zblizala
sie do kuchni.

Pan Gegawy byl glodny nie na zarty. Spojrzal tesknie w strone
lodowki zaslonietej wspaniala figura jejmosci, przelknal sline.
Byl naprawde glodny. 

A glodny Gegawy to nie Gegawy najedzony. 

I gdy maltretowanie rozwijalo sie w najlepsze, zawarczalo w
chlopie. Zgrzytnal, parsknal i tylem sie odwrocil. 

- Pozwolisz, mila - rzekl powoli i otworzyl szafe.

Pani Ziutka ani myslala pozwolic. Pan Gegawy wyciagnal jej
jesionke i podszedl z boku. Pani Ziutka byla nieco zaskoczona i
chcac nie chcac pozwolila sie ubrac.

- Wychodzimy.

Pani Ziutka odzyskala wene dopiero w samochodzie.

 - Myslisz sobie, ze sie wylgasz, ze mnie uprosisz? Sam sobie idz
do glupiej restauracji, ja sie nawet nie rusze. Nie rusze! Ha,
ha!

Kiedy skrecili w Karolkowa, pani Ziutka czemus zaniemowila. Pan
Gegawy zaparkowal na chodniku i wylaczyl samochod. Wyszedl
pierwszy i elegancko otworzyl drzwi zonie.

Pani Gegawa wyszla dosc butnie i spojrzala w twarz meza ni to
strasznie, ni to potulnie. 

Pan Gegawy byl glodny.

- Pozwolisz? - podal reke pani Ziutce.

- Dokad to? - zapytala, troche drzaco i niepewnie.

Pan Gegawy nie odpowiedzial. Byl bardzo glodny.

Weszli do bramy. Pani Ziutka czula sie dziwnie. Nerwowo trzymala
sie ramienia meza i wpijala wzrok w jego ledwo widoczny profil.
Na klatce bylo ciemno, ale pani Ziutce, wrecz przeciwnie,
zaczynalo switac.

Weszli na drugie pietro. Pan Gegawy zadzwonil do drzwi. Pani
Ziutka miala nogi jak z waty i trzymala sie obiema rekami
mezowskiego rekawa. 

Za drzwiami zaszelescilo, blysnelo swiatlo i po chwili pojawil
sie pan Szczypinski. Stal w szlafroku, z rozdziawionymi ustami i
wzrokiem utkwionym w panstwa Gegawych.

- Szanowny panie Szczypinski - powiedzial grzecznie i cicho pan
Gegawy. - Pan bedzie tak uprzejmy.

Tu ujal delikatnie pania Ziutke i popchnal ja do srodka.

- Uzywasz pan w polowie - rzekl ciagle cicho pan Gegawy - to
uzeraj sie pan z laski swojej rowniez w polowie.

Pan Gegawy schodzil powoli do samochodu. Byl bardzo glodny. Ale
zadowolony.



Winietka 3
----------

Po latach staran, przesuwania papierow, wreczania bombonierek i
podlizywania, pan Rypka otrzymal nagle skierowanie na wczasy
pracownicze. Nie tylko, ze sam je otrzymal, ale pani Rypkowa nie
otrzymala wcale.

Gdy tylko wyparowal zapach perfum, ktorymi skropila sie na
pozegnanie pani Rypkowa, pan Rypka jal srozyc sie okrutnie,
rozgladac po autobusie i wietrzyc jak pies za suka.

Takiez zamiary posiadal.

Od skromnej mlodosci do ozenku pan Rypka nie wyszumial sie, bo
zbyt byl jak ten Joziu, dla ktorego obce byly wyrazy milosne choc
mial w sercu milosne zapaly. Nigdy nie byl tez odwazny wzgledem
kobiet i pierwszy jego wyczyn na tym polu skonczyl sie tragicznie
w okowach malzenskich. Od tamtego czasu zycie pana Rypki bylo
jednym pasmem szczesliwego pozycia.

Autobus dziwnym zrzadzeniem dotarabanil sie przed sam dom
wczasowy "Piedzimezyk". Towarzystwo wczasowiczow powoli wygruzalo
sie i podreczny majdan. Pan Rypka wykorzystal skwapliwie okazje i
na sile pomagal uroczej blondynce, ktora wypatrzyl sobie za
wczasu. Zostawil swa wlasna, skromna walizke w czelusci autobusu,
w rece wzial damska walize sasiadki, puzdro, a na plecy zapodal
podluzny worek z kieckami. Tak objuczony dotarl do pokoju pani,
ktora sie w miedzyczasie przedstawila jako Lala. 

Pani Lala okazala wdziecznosc laskawym usmiechem, co nie
przeszkodzilo panu Rypce wyglosic nastepujaca, przygotowana juz w
autobusie, mowe:

- O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie
na niezobowiazujaca kawe.

- Kawe? 

- Kawe na lawe - zadowcipkowal pan Rypka. - Dzis wieczor, po
kolacji.

- No, nie wiem - ociagnela sie zwyczajowo pani Lala. - Moze po
szostej.

Pan Rypka odplynal z ta odpowiedzia. W poszukiwaniu autobusu
zalazl na zaplecze i wcisnal sie od tylu do kuchni. Przy samych
drzwiach siedziala panienka i obierala ziemniaki. Na ow widok, a
jeszcze bardziej na niewidok pulchnej zawartosci wybrzuszajacej
tu i owdzie powalany fartuch, pan Rypka zajarzyl sie jak 500
watowa jarzeniowka. 

- Ziemniaczki sie skrobie, acha! 

- Czego? - zapytala rzeczowo panienka, nie podnoszac wzroku znad
michy.

- Zginela mi waliza. Gdzie jest autobus? - rownie rzeczowo
zapytal pan Rypka.

Panienka oderwala sie na moment od zajecia, zeby poskrobac sie po
glowie. Spojrzala przy tem na pana Rypke, ktory od tego
spojrzenia rozkleil sie do reszty.

- Nie wiem - odpowiedziala.

- O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie
na niezobowiazujaca kawe.

- Ze co?

- Ze kawa. Dzis wieczorem bede na ciebie czekal. Jestem Edek. A
ty?

- Co cie to obchodzi?

- Zycie bym dal, tak mnie obchodzi. Ale ty jestes Mariola.

- No to co? - Mariola wzruszyla ramionami i wrocila do obierania
ziemniakow. 

- Mariolu, a wiec po pracy? To znaczy o ktorej? - panu Rypce brak
kooperacji nie przeszkadzal w wygrywaniu scenariusza do konca.

Mariola podrapala sie po szyi.

- O wpol do osmej - odparla po prostu.

Pan Rypka znalazl swoja walizke u kierownika, zabral ja ze soba i
roztasowal sie w pokoju na mansardzie. Wlozyl dresy i trampki i ruszyl
sportowo na plaze.

Wialo od zachodu i pan Rypka ciagnal lagodnym truchtem pod wiatr.  Z
jednego z koszy sciagnietych pod wydmy wystawala para nog. "Damskie!"
- zawyl niezawodny instynkt pana Rypki i jeszcze niezawodniej skierowal
Rypkowa busole na kosze.

- Nie przeszkadzam? - zapytal pan Rypka wsadzajac glowe do kosza.

- Bynajmniej - powiedziala co najmniej wieloznacznie zawartosc kosza.
Rodzaj: zenski, znak szczegolny: okulary.

- Jak tu przytulnie w tym koszu, nic nie wieje - gdakal pan
Rypka i wsunal sie wraz z trampkami w sfere bezwietrzna.
Zaraz tez naprezyl sie i zatokowal:

- O, piekna! Czuje sie ujmujaco. Czy pozwolisz, ze zaprosze cie na
niezobowiazujaca kawe.

- Nie - brzmiala krotka odpowiedz.

Po pietnastu minutach pan Rypka galopowal po plazy w strone domu
wczasowego "Piedzimezyk". Z Dziunia mial randke na plazy, o
dziewiatej.

Przed kolacja pan Rypka zrobil piecdziesiat pompek, wzial
prysznic i sporzadzil skrupulatny rachunek sumienia.

"Trzy po trzy" - myslal sobie. - "Jest szansa, ze Rypka cos
dzisiaj zahaczy." 

Zachichotal, zawarczal okrutnie i najezyl sie caly. 

Musialo to zrobic silne wrazenie na Mojrach, bo z tego wszystkiego
rozwiazal im sie worek z niespodziankami.

Po kolacji pan Rypka rozpytywal sie o kawiarnie. Nic nie bylo w
poblizu, wiec pani Lala na takie placzliwe dictum postanowila zaparzyc
kawe u siebie.

W pokoju pan Rypka zabral sie do dziela jak filmowy amant, ale okazalo
sie, ze pani Lala miala stargane nerwy i nie lubila czczej gadaniny.

 - Jestem kobieta czynu! - tak powiedziala.

Przez najblizsza godzine pan Rypka przekonal sie na wlasnym ciele co to
znaczy. Kiedy wybil kwadrans po siodmej, Lala miala na tyle ukojone
nerwy, ze slodko zasnela. Pan Rypka tez nie byl od tego, ale pomyslal,
ze na to bedzie mial jeszcze czas. Wymknal sie wiec cicho i nieco
powloczac nogami poszedl do kuchni.

Mariola siedziala na stolku i malowala sobie paznokcie. 

- Znalazles walize?
 
- Znalazlem.

- Dobrze. 

- Pojdziemy na kawe?

Mariola zakrecila lakier.

- Musze sie najpierw przebrac.

Mariola miala sluzbowke w sasiednim budynku. Tam niespodzianie ukazala
panu Rypce wszystko to, co mu sie tak podobalo pod usmotruchanym
fartuchem. Okazalo sie tez, ze wyobraznia przewyzszala rzeczywistosc, a
zamiar sily.

Mariola miala dziwne wyobrazenia o miastowych. W zaden sposob nie byla
kobieta czynu, wrecz przeciwnie, byla bezczynna, ale okazala sie rownie
uciazliwa, a nawet ciezka. Oboje sie okropnie spocili.

Mariola myla sobie twarz i pare innych detali. Pan Rypka skorzystal i
wysunal sie na korytarz. W przeciwnym wypadku grozil mu dancing z
Mariola w restauracji "Ludowa". Powlokl sie teraz nad morze i wkrotce
swieza bryza orzezwila go na tyle, ze przypomnial sobie o randce w
koszu. 

"Isc, nie isc" - myslal sobie. "Taka romantyczna i bron Boze
inteligentna kobieta ta Dziunia, na pewno na serio nie przyjdzie."


Tak sie pocieszal pan Rypka, niemniej postanowil zajrzec w kosze z
czystej ciekawosci. Dziunia musiala miec podobny sentyment, bo wlasnie
nadchodzila plaza. W reku niosla cieply koc.

 - Lubie siedziec noca nad morzem i patrzec w ksiezyc - westchnela
marzycielsko gdy juz usadowila sie w koszu. Pan Rypka pomogl jej owinac
sie kocem i sam tak jakos zasuplal sie tuz obok.

Siedzieli czas jakis, a potem juz nie, bo Dziunia byla
ogromnie romantyczna i jeszcze bardziej inteligentna. I po
dlugiej, dlugasnej godzinie, jeszcze szukali okularow w piasku
kolo kosza, ale pan Rypka malo juz na co reagowal. 

Nastepnego dnia pan Rypka nie pojawil sie na sniadaniu ani nawet na
obiedzie. Pod wieczor wymknal sie z pokoju i kupil w pobliskim kiosku
pocztowke, zaadresowal ja do zony i napisal:

    Pozdrowienia znad morza
                                       Edek

    P.S. Jest mi tu bez Ciebie bardzo zle.

              
                                                Adach Smiarowski

____________________________________________________________________

 
Szymon Wlodarski 


                           FENOMEN EMIGRACJI
                           =================


Bedac jeszcze w kraju i uczeszczajac do liceum ogolnoksztalcacego nigdy
ani ja ani moi przyjaciele nie przywiazywalismy uwagi do pojec polskiej
kultury, folkloru i literatury. Oczywiscie lekcje jezyka polskiego
wypelnione byly rozwazaniami i analiza calego okresu polskiej
tworczosci literackiej, zaczynajac od "Bogurodzicy" a konczac
na czasach wspolczesnych. Zajecia z historii rowniez poswiecone byly
glownie sprawom polskim (prosze sobie wyobrazic, ze uczono nas o Cudzie
nad Wisla). Nigdy jednak jako uczniowie nie zauwazalismy piekna i
bogactwa naszej kultury, fascynowaly nas amerykanskie filmy i
samochody, zachodnie produkty i zwyczaje. Bylo w modzie nie sluchac
polskiej muzyki, uwazajac, ze to co najlepsze jest zachodnie. W jak
wielkim bylismy bledzie. Czy bylo to zjawiskiem zwyklym dla mlodych
ludzi? - nie sadze. Wiekszosc "doroslych" w owym czasie podzielala
nasze poglady, a moze powinienem napisac odwrotnie, to my podzielalismy
poglady starszych (pomijam cala polityke i sytuacje owczesnej PRL).
Mlodzi, ktorzy wyrastali, tworzyli grupe ludzi, dla ktorych pojecie
Polska, oznaczalo tylko codzienne zycie pozbawione kolorow
hollywoodzkich bajek. Z pewnoscia i ja bylem taki sam, a zapewniam
wszystkich, ze wtedy bez wahania oddalbym wszystko za motor Harley
Davidson.

Emigracja to czas zmiany i zycia w kompletnie innych warunkach.
Czlowiek traci pewnosc rzeczy, ktore go otaczaja, pierwsze zderzenia z
obca kultura, nieznanym jezykiem i zwyczajami powoduja, ze niektorzy
czuja sie zagubieni. Zmienia sie spojrzenie na swiat, czlowiek poznaje
nowe rzeczy i odkrywa u siebie nowe reakcje na otaczajace go
srodowisko. Wtedy to rowniez siega po to co mu szczegolnie bliskie -
polskie. Normalnym odruchem jest potrzeba tego co kiedys bylo znane, a
teraz jest utracone. Kupujemy polskie gazety, smiejemy sie ogladajac
po raz kolejny "Samych swoich", czytamy polskie ksiazki, posylamy dzieci
do polskiej szkoly i harcerstwa. Wtedy to przypominamy sobie, ze juz
kiedys cos takiego slyszelismy, ale nie zwrocilismy na to uwagi bedac w
kraju. Dopiero po "stracie" danej rzeczy odkrywamy jej piekno, glebie
i jakze odczuwalna dla nas bliskosc. Znam osobiscie wiele ludzi,
ktorzy dopiero po wyjezdzie z kraju zaczeli interesowac sie polska
ksiazka i filmem, polska historia i sztuka. Sam uwazam siebie za
wlasnie doskonaly przyklad tytulowego "fenomenu emigracji". To czego
bedac w kraju nie dostrzegalem, tu, z dala od ojczyzny odkrywam na
nowo. Idac w przeszlosc jeszcze dalej, lektury licealne, ktorych nigdy
nie przeczytalem, teraz doslownie "polykam", interesuje mnie polska
literatura i historia (nie tylko ta z II WS). Przegladajac swoje
ksiazki i notatki przywiezione z kraju co rusz natykam sie na
nowe-znane fakty. Ostatnio wpadl mi w rece krotki dwuwiersz Mikolaja
Reja:

                "Cudze chwalicie swego nie znacie,
                 sami nie wiecie co posiadacie"


Hmm, jakze slusznie ujeta prawda zyciowa. Widac nie tylko moje
pokolenie ulegalo tendencji zachwycania sie nad obcym, innym (czytaj:
lepszym) zyciem. Emigracja zdaje sie byc pozytywnym czynnikiem
powodujacym zapotrzebowanie na uswiadomienie sobie podstawowych pojec,
co to jest ojczyzna, Polska, moja kultura, skad wyroslem, jakich mam
przodkow. Mozna by zaryzykowac stwierdzenie, ze na emigracji ludzie
staja sie lepszymi Polakami, lepiej poznaja swoje dziedzctwo
narodowe i kulture. Czyz nie jest to zjawisko powszechne, nazwijmy
to zjawisko "fenomenem emigracji"? Czyz emigracja nie powoduje
"otworzenia oczu" i zauwazenia, ze filmy amerykanskie to po prostu
kolorowe bajki, ze wiele obcych zwyczajow po prostu nam nie pasuje, ze
nasze polskie Swieta Bozego Narodzenia to cos wiecej niz tylko Boxing
Day, ze pojecie przyjaciela to dla nas cos wiecej niz "friend" w
znaczeniu jezyka angielskiego, ze film "Rejs" to klasyka kina, a
Mickiewicz nie byl wcale oderwany od rzeczywistosci poeta, ale
wieszczem narodowym. Jako Polacy odziedziczylismy wielki skarb narodowy
przeszlych pokolen, niezmierzone bogactwo artystyczne, sztuke
europejska i ponad tysiacletnia historie. Nie powinno byc w nas miejsca
na wstyd i kompleksy, ze jestesmy Polakami. Powinnismy byc dumni, ze z
Polski pochodzimy.

Oczywiscie nie ma regul bez wyjatkow. Sporo ludzi po wyjezdzie z Polski
stara sie jak najszybciej zasymilowac z nowym otoczeniem, zapominajac o
swoich korzeniach i tradycjach. Zjawisko nie tyle smutne co po prostu
ludzkie, jacy jestesmy zalezy od nas samych i nikt nie daje nam prawa
do oceniania innych. Ale... 

Artykul ten nie ma na celu nawolywania do negacji wszystkiego z czym
spotkamy sie bedac na emigracji. Wiele dobrego mamy do zawdzieczenia
Kanadzie i naprawde powinnismy zaliczac sie do ludzi szczesliwych,
ktorym dane jest zyc w kraju Klonowego Liscia. Powinnismy tym bardziej
wlaczac sie w zycie tego kraju dajac przyklad innym, moze troche
niesmialym rodakom. A do czytania i studiowania polskiej literatury
zachecam wszystkich goraco w zaciszu domowym kazdego z nas.


                                            Szymon Wlodarski

________________________________________________________________________

Zbigniew J. Tyrlik   


                              MEDYTACJE
                              =========
                  
                     ( Dla Wojtka Eichelbergera )



Siadam na ziemi. Powoli, powoli, staram sie wyprostowac kregoslup.
Przed oczami szarosc sciany, to dobrze, nic wyraznego. swietlny
ekran. teraz glowa, wyprostowac, osadzic, ulozyc rece. skupic sie
na oddechu, wdech... wydech... jeden...dwa...


        Zaczynam byc swiadom otoczenia. Slysze jakies dzwieki,
skrzypienie podlog, podmuchy wiatru. Pozwol temu przeminac, nie
zatrzymuj mysli, obserwuj swoje mysli a nie zatapiaj sie w nie..

wdech...wydech.. jeden... dwa..

        teraz wyrazniej dociera do mnie moja fizycznosc, uwieranie
nog, napiecie grzbietu, zaciskanie podbrzusza, rownoczesnie
narastajacy niepokoj, obawa ze ktos mnie zobaczy, obawa przed
smiesznoscia.. pozwol temu przeminac, nadaj temu imie, spojrzyj w
oczy i pozegnaj.. nazywam cie wstyd, wstyd placzacego,
przerazonego dziecka... splycam oddech i zaczynam sie dusic...
nie jestem malym chlopcem, ale wciaz pamietam jego wstyd...

wdech..wydech..jeden...dwa...

        niepokoj.. niepokoj.. blizej niesprecyzowany, cos nie
wyszlo, jakies niedookreslone plamy przed oczami.. boli, boli!!!
jestem sam.. dlaczego nikt nie chce mi pomoc.. otwieram oczy i
napotykam szarosc.. czuje wilgoc lez... fala ognia w zoladku
zalewa zloscia.. dusze sie.. wdech..wydech.. coraz wyrazniej,
coraz blizej aby dotknac tych slow i wreszcie je wykrztusic...

rece spoczywaja na udach, zlozone w kolyske; nogi szeroko
rozlozone aby zapewnic stabilna podstawe...

obrazy z przeszlosci pojawiaja sie przed oczami, rownoczesnie
powoli dociera do mnie powiew powietrza... mantra oddechu jest
ogniwem laczacym nas ze swiatem.... zlosc ustepuje miejsca
smutkowi, wiecej lez... ktos wchodzi do pokoju, powoli otwiera
drzwi...

wdech.. wydech...kolejny przystanek na trasie wspomnien...

znacznie lzej oddychac, dopiero teraz powracaja zapachy... kwiaty i
pot.. jestem w stanie doswiadczyc wyraznie palcow, skory twarzy i
plecow.. posladki sa scierpniete, ale to dobre zmeczenie.. jestem
w stanie rozciagac sie wydechem..

wdech...wydech...powolne kolo zycia...

czas wracac, pochylam glowe w poklonie.. jak zawsze klaniam sie
innym i sobie, klaniam sie wszystkim zyjacym istotom.. spogladam
przed siebie, poprzez plomien swiecy opieram wzrok na twarzach
bliskich., scierpniete nogi ledwo trzymaja mnie w pionie.

wdech...wydech...i poklon przed nauczycielem.



                                          _zjt, Cleveland, 14.09.93

______________________________________________________________________


Aleksander J. Matejko 
 
 
               SUKCES EDMONTONSKIEJ INWESTYCJI W POLSCE
               ========================================
 
Niedawno goscilismy w Polsko-Kanadyjskiej Izbie Biznesu w Edmontonie
pana Jelle Braaksma, kierownika dzialu miedzynarodowego w tutejszej
firmie Northgate Trailer Industries Ltd. Firma ta istnieje juz od
1970-ego roku i specjalizuje sie w produkowaniu przenosnych pomieszczen
mieszkalnych, glownie dla przemyslu naftowego. Pan Braaksma to bardzo
sympatyczny Kanadyjczyk pochodzenia holenderskiego, ktory z entuzjazmem
wyraza sie o stworzonym przez siebie i kolegow w 1992 roku
przedsiebiorstwie Kan-Bud w Kakolewie kolo Leszna, gdzie pracuje juz
128 Polakow z powodzeniem dla nich samych (ich przecietny zarobek
miesieczny wzrosl z Kan$ 125 - na poczatku - do obecnie Kan$ 250-350,
plus Kan$ 20-25 premii za kazde terminowo zrobione zamowienie), a firma
przynosi 30% lub wiecej zysku i szybko sie rozwija. Edmontonscy Polacy
tez znalezli zatrudnienie w tutejszej siedzibie firmy i sa cenieni
przez kierownictwo. O ile na poczatku 85% surowcow sprowadzano do
Polski z Kanady, to teraz juz te wlasnie 85% zakupuje sie na miejscu;
po prostu koszty przewozu sa zbyt wysokie, a zakupy w Polsce nie sa juz
tak utrudnione.
 
Cala rzecz w tym, ze zapotrzebowanie na przenosne pomieszczenia jest
duze i wciaz rosnie (glownymi klientami sa inwestorzy zachodni w
Rosji). Powodzenie w Polsce sklonilo firme edmontonska do rozszerzenia
dostaw na inne czesci swiata. Zreszta wytwornia w Polsce jest wieksza
od edmontonskiej i dalej sie rozwija (17 akrow powierzchni starczylo
nawet na otwarcie na miejscu zyskownego sklepu z materialami
budowlanymi oraz podnajecie czesci pomieszczen innym przedsiebiorcom).
 
Trzeba bylo polski personel gruntownie przeszkolic, gdyz prefabrykowane
pomieszczenia byly dla miejscowych ludzi czyms nowym; jednakze ci
wlasnie ludzie latwo przyswoili sobie nowe umiejetnosci, sa lojalni i
uczciwi; ci, co nie nadawali sie, poszli gdzie indziej, miedzy innymi
dzieki temu, ze nasycenie okolicy firmami zagranicznymi rosnie. Liczba
Kanadyjczykow pracujacych na miejscu zmniejszyla sie z pieciu do dwoch
(ci ostatni wymieniaja sie) i wzajemne stosunki miedzy nimi i polska
zaloga ukladaja sie bardzo dobrze, w czym pomocna jest polska para
malzenska zatrudniona w charakterze kierownikow i pelniaca z duzym
powodzeniem role lacznika. Wytwornie w Kakolewie czesto odwiedzaja
cudzoziemcy z calego swiata i firma wyrobila sobie bardzo dobra marke
nawet w Chinach. Intencja kierownictwa jest miedzy innymi dac przyklad
konstruktywnego patronatu w sensie swiadczenia na miejscowe potrzeby
(na przyklad dano materialy budowlane dla miejscowej szkoly).
 
Inwestycja w Polsce stanowi dla omawianej tutaj firmy kanadyjskiej wrecz
zasadniczy krok. Zaczeto we wczesnych latach siedemdziesiatych od
naprawy ruchomych pomieszczen mieszkalnych glownie dla lokalnego
przemyslu naftowego i dostarczania ich wlascicielom czesci zamiennych.
Od 1973 roku rozpoczeto takze te pomieszczenia wynajmowac. Od 1976 roku
firma przystapila do produkcji tych pomieszczen na wlasna reke. Wreszcie
w 1992 roku sprobowano ze znakomitym wynikiem uruchomic produkcje w
Polsce, i tutaj bardzo pomoglo przyjazne i pomocne podejscie ze strony
miejscowych polskich wladz i ludnosci. Dla polskiego budownictwa
przyklad dany przez Kan-Bud udowodnil, ze fatalna opinia miejscowa o
budownictwie barakowym, zreszta uzasadniona, musi ulec zasadniczej
modyfikacji. Zastosowanie nowoczesnych izolacji pozwolilo na
zwielokrotnienie wartosci cieplnej scian. Jak sie okazuje, mozna budowac
tanio i dobrze, bez poronionej koncepcji centralnego doprowadzenia
ciepla z wielkimi jego stratami zarowno po drodze jak i na miejscu
(na marginesie wspomne, ze obecnie w tysiacach mieszkan w Warszawie
jest zimno glownie wskutek kryzysu wywolanego wielkimi zaleglosciami w
placeniu za cieplo dostarczane centralnie). Moze pod wplywem przykladow
dawanych miedzy innymi przez Kan-Bud zmieni sie wreszcie generalne
podejscie do rozwiazania problemu mieszkaniowego w Polsce? Miejscowy
personel w Kakolewie nawykl juz do norm jakosciowych wymaganych przez
kanadyjskiego wlasciciela. Inne firmy na miejscu przeorientowuja sie w
podobnym kierunku.
 
W Polsce istnieje, zreszta czesciowo uzasadniona, podejrzliwosc w
stosunku do zachodnich inwestorow. Z drugiej strony nie zawsze jest tym
inwestorom latwo. W stosunku do funduszu plac firma ponosi 68%
obciazenia podatkami i swiadczeniami. Zysk jest obciazony podatkiem
czterdziestoprocentowym, i wprawdzie w przypadku eksportu ulega
zwroceniu, ale dopiero po kilku tygodniach, co jest finansowo
uciazliwe, bo bardzo zmniejsza plynna gotowke. W miare nasycania sie
danego terenu inwestycjami trzeba placic ludziom coraz wiecej, aby
zabezpieczyc dla siebie dobra sile robocza (tak w kazdym razie jest w
Kakolewie). Kan-Bud chetnie werbuje sobie pracownikow zewszad w Polsce
i nawet malej ich czesci (ok. 10 rodzin) podnajmuje wlasne
pomieszczenia. Kanadyjscy inwestorzy przewiduja wielkie korzysci
wlasnie z polskiej inwestycji, planujac eksport swych wyrobow z
Kakolewa nie tylko na Wschod ale i do Afryki, krajow arabskich i
jeszcze dalej. Ci inwestorzy cenia sobie polska sile robocza,
goscinnosc i zyczliwosc, oraz dobra wole wladz terenowych.
 
Na zakonczenie naszej rozmowy, ktorej tresc powyzej podsumowalem, J.
Braaksma skierowal wyrazy zachety do przedsiebiorcow polskiego
pochodzenia, aby podejmowali w Polsce podobnego rodzaju inicjatywy,
zwlaszcza na prowincji, gdzie nieraz mozna znalezc bardzo korzystne
warunki i mozliwosci, jak o tym swiadczy przyklad Kan-Budu wlasnie w
Kakolewie. Niewatpliwie, znaczne zapotrzebowanie z zewnatrz na produkty
Kan-Budu stalo sie glownym zrodlem sukcesu.
 
Ale przeciez klienci nie byliby skorzy skladac zamowien, gdyby jakosc
produktu byla licha, dostawy opoznialy sie, nie bylo zapewnionego
uruchomienia urzadzen na miejscu dostawy (Kan-Bud to gwarantuje), lub
gdyby kierownictwo bylo mierne fachowo. Kultura biznesowa Polski ciagle
jeszcze pozostaje slaba i bardzo potrzeba na miejscu firm dajacych
dobry przyklad, jak szkolic personel, stworzyc klimat wzajemnego
zaufania miedzy przelozonymi i podwladnymi, reklamowac sie przede
wszystkim autentycznie wysoka jakoscia produktu i uslug z nim
zwiazanych, a nie tylko goloslownymi obietnicami, traktowac powaznie
obowiazki przedsiebiorcy w stosunku do lokalnego srodowiska.
 
Wizytacje firmy i rozmowe przeprowadzil na miejscu w Edmontonie
 
                                   Aleksander J. Matejko

_______________________________________________________________________

"Tygodnik Powszechny" 44/1993, skroty red. niezaznaczone.


                     LEPIEJ SMIAC SIE NIZ PLAKAC
                     ===========================

        Z Costa-Gavrasem rozmawiaja Anna Guzik i Jan Strzalka



TP - Kiedy po raz pierwszy zetknal sie Pan z "Mala Apokalipsa" Tadeusza
Konwickiego i czy bez problemu wyrazil on zgode na zrealizowanie tego
filmu?

CG - Dosyc dawno przeczytalem jego ksiazke i od razu mialem ochote
zrobic wedlug niej film. Skontaktowalem sie wiec z Konwickim,
powiedzialem, o co mi chodzi - wtedy byla to jeszcze bardzo ogolna idea
i uzyskalem zgode. Wczesniej duzo dyskutowalismy, wypilismy razem duzo
wodki, ale Konwicki zgodzil sie, rzecz jasna, nie tylko ze wzgledu na
te wodke. Mysle, ze zaakceptowal moja idee.

- Mianowicie?

- W powiesci pojawia sie idea wykorzystania samobojstwa - prywatnej,
indywidualnej tragedii - do celow ideologicznych, dla "Sprawy
publicznej". Jak mowi jedna z postaci, zarowno w filmie jak i w
ksiazce: "Spraw, by twoja smierc na cos sie przydala". Zaintrygowalo
mnie to. Spodobal mi sie poza tym ton ksiazki: zdesperowany humor,
groteskowy, a jednoczesnie niezwykle sarkastyczny. To mnie urzeklo, a
poza tym od dawna chcialem zrobic film o mediach. A dla mnie ten film
mowi wlasnie o mediach.

- Czwarta wladza?

- Oczywiscie! Zwlaszcza media wizualne. Prosze zwrocic uwage, jak
traktowane sa one nie tylko przez odbiorcow, ale nawet przez
przedstawicieli innych mediow, ktore instynktownie wyczuwaja swoja
podrzednosc. Na przyklad przed chwila okolo 15 dziennikarzy oczekiwalo
na konferencje prasowa, a tu zjawia sie ekipa telewizyjna i zaczyna
krecic swoj material. Mialo to trwac kilka minut, trwalo znacznie
dluzej, ale dziennikarze z gazet czekali cierpliwie, bez sprzeciwu i
nikt nawet nie usilowal przywolac telewizji do porzadku. Sami
uznaliscie panstwo, ze oni sa wazniejsi, ze maja pierwszenstwo.

- W jakim stopniu, Pana zdaniem, media manipuluja nasza swiadomoscia,
na ile im sie poddajemy?

- Mysle, ze uzalezniamy sie od nich coraz bardziej. Coraz bardziej ich
sluchamy. Wkraczaja w nasze zycie i nie tylko staja sie podstawowym
zrodlem naszych opinii, ale wrecz wplywaja na to, co sami myslimy o
sobie. To odbywa sie w znacznym stopniu podswiadomie.

- Czy "faszyzm mediow" uwaza Pan za najwieksza bolaczke wspolczesnego
swiata? Czy nie mialby Pan ochoty na nakrecenie prawdziwej tragedii,
takiej jaka obserwujemy np. aktualnie w b. Jugoslawii?

- Skoro wspomnieliscie Panstwo o Jugoslawii, to moim zdaniem do tej
akurat tragedii media przyczynily sie w duzym stopniu. A abstrahujac od
ich roli w podsycaniu konfliktu, to prosze zanalizowac sposob
relacjonowania wydarzen z tej wojny. Moim zdaniem jest on przejrzyscie
koniunkturalny... Faszyzm mediow jest w tym wypadku tematem jak
najbardziej zwiazanym z ta wojna...

A wracajac jeszcze do kwestii wyboru ksiazki Konwickiego... Lubie w
niej to, co we Francji nazywamy humorem Europy Srodkowej. I jesli
polscy widzowie dostrzegaja jakies podobienstwo klimatu filmowej "Malej
Apokalipsy" do sztuki waszego regionu, to dlatego, ze jest to film
Europy Srodkowej. Nawet jesli w warstwie fabularnej filmu daleko
odeszlismy od powiesci, to jednak w jego glebszej strukturze zachowalo
sie wiele cech wspolnych. Poza tym moj wspolpracownik, [scenarzysta] 
Jean-Claude Glumberg jest Zydem pochodzacym z Polski...

- Oprocz watku paryskich lewicowcow zahacza Pan tez o polskie
srodowiska emigracyjne w Paryzu. Czy zna Pan te kregi?

- Ja nie portretuje srodowiska emigracji polskiej w Paryzu. To epizody.
Ale znam troche to srodowisko.

- Czy Stan, glowny bohater, uosabia stereotyp polskiego uchodzcy?

- Na pewno nie.

- Pana film, pomijajac temat mediow, to rowniez groteskowy portret
pokolenia Maja '68. Czy mozna powiedziec, ze Henri i Jacques, para
glownych bohaterow, to w pewnym stopniu autobiograficzny portret Pana i
Glumberga, czyli ludzi nalezacych do kregu lewicy, dzis z odrobina
dystansu oceniajacych doswiadczenia mlodosci?

- Jest oczywiscie cos z nas w tych postaciach, ale nie mozna
powiedziec, ze sa to nasze portrety.

- Czy zatem generacja francuskich lewakow, komunistow...

- Nalezy tu dokonac istotnego zroznicowania. To jest film o pokoleniu
lewicujacym. Ale trzeba zaznaczyc, ze lewacy, czyli goszysci, byli
bardzo antykomunistyczni. To byly wrogie sobie grupy. Eksperymenty
wschodnioeuropejskie pozwolily spojrzec socjalistom na komunizm w inny
sposob i zrozumiec, czym on w istocie byl. Gdyby pewnego dnia komunisci
francuscy doszli w Paryzu do wladzy, musieliby zagwarantowac, ze nie
doprowadza do tego, co zrobili w Polsce czy tez w innych krajach. Nie
mieliby przywileju stawiania nas przez zaskoczenie przed faktami
dokonanymi.

- Czy "Mala Apokalipsa" jest rowniez osobistym rozrachunkiem z Panskim
doswiadczeniem lewicowym?

- Jest to spojrzenie z dystansu. Nie sa to rozrachunki. Jest to
spojrzenie sarkastyczne, dlatego ze wiele osob zyje w konflikcie z
soba, w rozdarciu, sa pelni sprzecznosci. Ich dawne zycie, ich wiara, w
konfrontacji z ich obecna filozofia przynosi im niejednokrotnie gorzkie
poczucie zgody na zbyt wiele kompromisow. Mieli nadzieje, ze zmienia
swiat, a ostatecznie sie do niego dostosowali. Chcieli stworzyc nowy
porzadek na miare swego idealizmu, ale ich idealizm przegral z
konformizmem. Nalezy zmieniac swiat, ale nie mozna go jednak zmienic
gwaltownie. I nie mozna chyba zbyt wiele oczekiwac.

- Jest Pan rozczarowany rzadami socjalistow we Francji?

- Wielu Francuzow jest rozczarowanych. Ja rowniez. Ale jesli mam mowic
powaznie, to uwazam, ze rzad socjalistyczny zrobil duzo dobrego dla
Francji, choc niewatpliwie nie spelnil wszystkich swoich obietnic i
oczekiwan... Niestety.

- Czy w rzeczywistosci ocenia Pan rownie surowo pokolenie '68 jak
uczynil Pan to w przerysowanej karykaturze, jaka jest "Mala
Apokalipsa"? Czy wszyscy oni to albo idioci albo hipokryci?

- Nie mowie, ze to idioci. 

- Nie twierdze, ze Pan tak mowi, ale prosty widz tak interpretuje
postacie bohaterow...

- Nie, to niekoniecznie hipokryci. To ludzie, ktorzy zamiast tworzyc
historie, a takie mieli przeciez ambicje, poddali sie jej biegowi.

- Panska "Mala Apokalipsa", ostra satyra na "kawiorowych socjalistow"
we Francji, to troche odgrzewany temat...

- Nie robie reportazy. Nie robie tez komentarzy do aktualnosci
politycznych. Ani filmow historycznych, co zaznaczam, bo i z takimi
opiniami sie zetknalem. Film z trudem nadaza za biezacymi wydarzeniami,
te role spelnia telewizja.

- Sadzi Pan, ze farsowa konwencja filmu bardziej przystaje do ducha
czasu, w ktorym przyszlo nam zyc?

- Nie robilbym z takich stwierdzen dogmatu. Wydawalo mi sie, ze w tym
momencie i dla tego tematu jest to konwencja najwlasciwsza. We Francji
powiada sie, ze z pewnych spraw lepiej sie smiac niz nad nimi plakac. I
jest to idea, ktora przypadla mi do gustu.

- Ale efekt jest dosc kontrowersyjny, szczegolnie kiedy dochodzi do
sceny licznych samospalen na placu sw. Piotra.

- Hmmm, plac sw. Piotra... Nie traktujmy pojawienia sie tego miejsca w
filmie jako obrazoburstwa. Wiem, ze Papiez jest waszym bohaterem
narodowym. Ale plac sw. Piotra dla mediow jest chyba najbardziej
widowiskowym miejscem swiata i jesli chcialem, robiac film o mediach,
uzyc pewnej metafory, to miejsce doskonale nadawalo sie do tego celu.
Jesli natomiast wyczuwacie panstwo w tej scenie troche ironii, to moze
rzeczywiscie sie ona tam pojawia. Ta ironia jednak dotyczy calego
zachodniego swiata. Wyglaszamy niekonczace sie humanitarne przemowy,
akcje i apele, a wiecej niz polowa ludzi na swiecie niezmiennie zyje w
nedzy...

Mowiac o Kosciele czy Papiezu nie mam oporu mowic o tym otwarcie,
odczuwajac jednak do tej instytucji szacunek. Jestem agnostykiem, lecz
pochodze z rodziny chrzescijanskiej i sadze, ze Kosciol moze odegrac
wazna role w spoleczenstwie, ale kiedy wkracza w polityke, kiedy
umacnia swoj integryzm, to jego oddzialywanie moze byc szkodliwe.

- Moze zmienimy temat. Jakie kino Pan lubi, oprocz swojego?

- Nie jestem w pelni przekonany, ze lubie swoje filmy. Lubie bardzo
Woody Allena, rozsmieszyl mnie "Park jurajski" Spielberga, ale dlatego,
ze jest to film kompletnie idiotyczny.

- Czyli jako widza nie interesuje Pana tylko i wylacznie polityczne
kino zaangazowane?

- Nie wiem, co to jest kino zaangazowane. A wszystkie filmy sa w jakims
sensie polityczne. Kiedy mamy do czynienia z publicznoscia, jest to akt
polityczny. Kiedy mowisz publicznie jakiekolwiek glupstwo, to wkraczasz
na obszar odpowiedzialnosci politycznej.

- Czy w takim razie moglby Pan udowodnic swoja teze o wszechobecnosci
polityki w filmie na przykladzie wspomnianiego juz "Parku
jurajskiego"?

- Smiejemy sie przez dwie godziny projekcji z kompletnych idiotyzmow, ale
pozniej wielu wychodzi z kina z przeswiadczeniem o zagrozeniu zwiazanym
z inzynieria genetyczna. Filmowa bzdura wplywa na zbiorowa swiadomosc.

- Zastanawiam sie, czy kino polityczne, poza nielicznymi wyjatkami -
jak np. Panskie dziela - zdola przetrwac. Ilu widzow to interesuje? Ilu
rezyserow deklaruje zainteresowania tematem politycznym? Nawet artysci
ze Wschodu, ktorych specjalnosc stanowilo kino polityczne, uciekaja w
tematy nieskazone polityka - Kieslowski.

- Jezeli chodzi o kino polityczne, to czesto bywa ono dobre. Ale znacie
dobrze ten fenomen, ze ludzie, zwlaszcza stad, maja juz dosyc polityki.
Ja wierze tylko w to, ze filmy sa dobre albo zle. Albo interesuja
widzow, albo nie. Choc bywa, ze czasami i zle filmy interesuja
publicznosc...

- Dziekujemy.

-----------------------------------------

Notka red. "Tygodnika Powszechnego":

Costa-Gavras - rocznik 1933, jest francuskim rezyserem greckiego
pochodzenia. Specjalizuje sie w kinie politycznym. Debiutowal filmem
sensacyjnym "Przedzial mordercow" (1965). Swiatowy sukces przyniosl mu
thriller polityczny "Z" (1969, nagroda specjalna w Cannes, Oscar dla
najlepszego filmu zagranicznego) demaskujacy grecka junte wojskowa. W
"Zeznaniu" (1970) jako pierwszy w kinie zachodnioeuropejskim ujawnia
prawde o procesach stalinowskich (sprawa Slansky'ego). "Sekcja
specjalna" (1975) jest opowiescia o kolaborantach francuskich z Vichy.

W 1982 realizuje glosnego "Zaginionego" (Zlota Palma w Cannes), to z
kolei oskarzenie chilijskiej junty Pinocheta. Aktualnie w Polsce
wyswietlana jest "Pozytywka" (z 1990 r., nagroda Zlotego Niedzwiedzia
na festiwalu w Berlinie), powiesc o faszystowskim zbrodniarzu wojennym;
jego postac nasuwa skojarzenia z Iwanem Demjaniukiem, ktory mial byc
"Iwanem Groznym" z Treblinki.

18.10.93. odbyla sie premiera najnowszego filmu Costy-Gavrasa - "Malej
Apokalipsy". Nie jest to adaptacja powiesci Tadeusza Konwickiego.
Powstal oryginalny scenariusz zainspirowany jedynie glownym tematem
dziela Konwickiego, tj. samospaleniem sie bohatera. Tadeusz Konwicki,
jeszcze przed premiera, powiedzial, ze bedzie to dzielo klotliwe. Spory
moze bowiem budzic wszystko: poczawszy od swobodnego potraktowania
literackiego pierwowzoru, przez satyryczny obraz polskiej emigracji w
Paryzu, kpine z francuskich lewakow, az po final - zamiane Palacu
Kultury i Nauki w Warszawie na plac sw. Piotra w Rzymie, gdzie przed
kamerami telewizji, podczas audiencji papieskiej, ma splonac bohater.

Tragedia zamienila sie w farse. Powstal film kontrowersyjny i budzacy
namietnosci. I choc jest to, jak powiedzial przed premiera rezyser,
historia francuskiej malej apokalipsy, to polskiego widza film zmusza
rowniez do powaznego potraktowania tej komedii.

-----------------------------------------

[Krotka notka przepisywacza dyz.: Filmy C.-G. maja niezwykly dar
przekonywania i emocjonalnego angazowania widza. Poglady polityczne
rezysera, jak wnioskuje, przesunely sie ostatnio nieco blizej centrum
niz kiedys byly. Ale na naiwnosc polityczna, wydaje sie, nawet
czas nie jest lekarstwem. Szczegolnie rozczulil mnie fragment o
komunistach francuskich, ktorzy, gdyby wygrali wybory czy zdobyli
wladze w inny sposob, cytuje: "musieliby zagwarantowac, ze nie
doprowadza do tego, co zrobili w Polsce czy tez w innych krajach."
J.K-ek]

_______________________________________________________________________


                         LISTA POLSKICH KOMPAKTOW
                         ========================

Ponizej prezentujemy liste nagran z muzyka polska dostepnych w jednej z
firm z Mid-Westu (adres na koncu). Pomimo, ze lista ta ma charakter
reklamy, zadecydowalismy sie ja - bezplatnie oczywiscie, ale tez bez
zadnej gwarancji i odpowiedzialnosci - zamiescic w "Spojrzeniach", gdyz
jakby nie bylo, jest to kawalek polskiej kultury. Z firma owa nic nas
nie laczy.



2 Plus 1             18 greatest hits               MSON 2      

Alibabki             Wesolych Swiat - Koledy        MPNCD 202  

Aya RL               Sabotaz                        MCDLP 010  

Bajm                 The very best of               MIS 040    

Bolter               The best of                    MPNCD 158

Budka Suflera        Cien wielkiej gory             MAATZ 002	

Czerwone Gitary      The best of                    MPNCD 130

Ewa Demarczyk        Live                           MWCD 015
	
Marek Grechuta       Krajobraz pelen nadziei        MPNCD 097	
		     Ocalic od zapomnienia          MPNCD 125

Anna Jantar          Nic nie moze wiecznie trwac    MPNCD 139

Krzysztof Klenczon   Muzyka z tamtej strony dnia    MPNCD 109	

Kombi                15 Lat -- The best of          MPNCD 090

Mira Kubasinska & Breakout    Ogien                 MDIG 120

Kult                 Posluchaj to do ciebie         MCD 002/91
                     Your Eyes                      MCD 6/91

Janusz Laskowski     Kolorowe jamarki               MPNCD 156

Lombard              Welcome Home                   MADD 1001

Lady Pank            Zawsze tam, gdzie ty           MLP-3-CD	

Marcel & Herve Bardzinski 
Ensemble             Wesolosc i radosc              OMUS197052
		     Tanczmy do switu               OMUS198992

Mazowsze / Slask     Najpiekniejsza jest nasza 
                                         ojczyzna   MPNCD 146 
        	     Koledy - Christmas Carols      MPNCD 010 

Tadeusz Nalepa       Bluesbreakout                  MPNCD 094

Niebiesko-Czarni     Czy bedziesz sama dzis
                                          wieczorem MALCD 006

Czeslaw Niemen       Enigmatic                      MDIG 108

Echa Ojczyzny        Medley of popular folk and 
                                       army songs   MPNCD 088

Papa Dance           Nasz ziemski eden              MCD T-015

Perfect              1981-1989                      MCDPL 005
		     1977-1991 Vol 2                MIS 021

Klaus Schultze       Blackdance                     RCAR1806
		     Time wind                      RCAR1807
	
Skaldowie            Greatest Hits Vol 1            MPNCD 101
        	     Greatest Hits Vol 2            MPNCD 102
	
Jimmy Sturr & His Orchestra  All in my love for you MCD LP 570
	
Piotr Szczepanik     Ricercar' 64 Najwieksze przeboje
			                            MPNCD 157
	
T. Love              Dzieci rewolucji 1982-92 -- 
                                    The best of     MPOMCD 017

Violetta Villas      Napiekniejsze koledy           MCDPL 049

Stasiek Wielanek i Kapela Warszawska
                     Piosenki lwowskie i o Lwowie   MPNCD 169 

Mieczyslaw Wojnicki  Zakochani sa wsrod nas         MPNCD 165

Jacek Zwozniak       Ragazza Da Provincia           MJMC 05

Various

Zlote Przeboje -- Vol 1 60s & 70s                   MIS 026 
		
Zlote Przeboje -- Vol 2 70s & 80s                   MIS 027 
		
Zlote Przeboje -- Vol 3 60s & 70s                   MIS 028  
		
Bizony, Tajfuny, Dzamble, Nurt - 60s & 70s          MALCD 005 
		
Polish Folk Music: Mazowsze - Ukochany Kraj         MPNCD 053  
		
Polish Folk Music: Songs and music from Rzeszow Region MPNCD 049 
		
Polish Folk Music: Songs and music from various Regions MPNCD 048
		
Polish Folk Music: Slask                            MPNCD 054 
		
Polkas from Poland: The original melodies of Polka  MPNCD 023  

The Double Life of Veronika - By Zbigniew Preisner  MSID 001   
		
Dekalog - By Zbigniew Preisner                      MPOMCD 018 
        	
Echa Ojczyzny                                       MPNCD 088 
        	
Zlote Przeboje '50-'60 Vol 2                        MIS 044 

---------------------------

Ceny w granicach 13-17 US $.

Blizsze informacje od:

World CDs Inc.
103 Wood Street
Westerville, OH 43081, USA
Phone: (614) 523-0691
Fax: (614) 267-4661.
e-mail: cmoez@valhalla.cs.wright.edu

________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
 
Copyright (C) by Jurek Krzystek 1994. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:
 (128.32.191.30), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.

____________________________koniec numeru 99____________________________