______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Poiniedzialek, 3.03.1997       ISSN 1067-4020          nr 140
_______________________________________________________________________

W numerze:

          Jurek Karczmarczuk - Brat Wolfgang
              Jurek Krzystek - Kto to jest Koechel?
         Izabella Wroblewska - Ruski miesiac z hakiem
        Tadeusz K. Gierymski - Witold Hulewicz

_______________________________________________________________________

Kontynuujemy prezentacje co ciekawszych (naszym zdaniem) artykulow
opublikowanych na liscie "Papirus". Zainteresowanych sama lista
kierujemy do Tadeusza Gierymskiego . Syci
poezji, dzis zaczynamy od muzyki (choc poezja tez jest, nieco dalej).
Jak starsi stazem czytelnicy "Spojrzen" wiedza, zarowno tematy
muzyczne jak i masonskie pojawialy sie juz na naszych lamach. J.K_ek

_______________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk (karczma@info.unicaen.fr)


                             BRAT WOLFGANG
                             =============


Witajcie, Siostry i Bracia, Kuzyneczki i inne Wujki.


Ponizszy tekst, piora Ireneusza Dembowskiego i opublikowany w magazynie
"Studio" w 1992 roku dotarl do mnie za posrednictwem jego zony Rozy,
ktora uczy i organizuje uczenie francuskiego w Warszawie, i ktora
przewinela sie przez Caen i przez nasze domostwo.



14 grudnia 1784 roku, okolo godziny 7 wieczorem w wiedenskiej lozy "Zur
Wohltaetigkeit" (Dobroczynnosc) Wolfgang Amedeusz Mozart otrzymal
pierwszy stropien masonski - ucznia. Mial wowczas 28 lat. Z obnazonym
ramieniem i przewiazanymi oczami, prowadzony przez mistrza ceremonii,
kulejac, szedl przez sale do drzwi swiatyni. Jeden krok dlugi, drugi
krotki, dlugi, krotki - rytm inicjacji, jak w scenie z trzema chlopcami
i w scenie z Sarastrem w "Czarodziejskim flecie", jak w Andante z
Kwartetu smyczkowego A-Dur KV 464, ktory Mozart napisze w kilka dni po
ceremonii. Bylo to dla niego doswiadczenie wazne, zaslugujace na owych
kilkanascie stron muzycznego arcydziela.

Mozart lubi symbole, chetnie sie nimi otacza, symbolika wolnomularskich
rytualow bardzo mu odpowiada. W ciagu siedmiu lat uczestniczenia w
zyciu wiedenskiej masonerii ow swiat symboli stal mu sie dobrze znany,
niemal powszedni, nie mogl go pominac w swojej muzyce. Wymyslil nawet
masonski jezyk muzyczny, ktory wykorzystal w niektorych utworach
przeznaczonych do wykonania w trakcie roznych ceremonii, na przyklad
jeden bemol przykluczowy przy inicjacji na ucznia, dwa - na czeladnika,
trzy - na mistrza.

Przystepujac do masonow Mozart musial wybierac miedzy kilkoma
tendencjami, ale byl dobrze zorientowany. Mial wsrod masonow przyjaciol,
ktorzy mogli wyjasnic mu wszelkie ideologiczne subtelnosci. Wstapil do
lozy "Dobroczynnosc" o orientacji racjonalistyczno-charytatywnej,
nawiazujacej do oswieceniowych idei Lessinga i Wielanda, popierajacej
reformatorskie zamierzenia Jozefa II. Jej wielkim mistrzem jest Otto von
Gemmingen. Wybor takiej orientacji Mozart potwierdzi niebawem "Weselem
Figara", opera, w ktorej opowiada sie, wzorem Beaumarchais'go, za
sprawiedliwoscia spoleczna i ograniczeniem szlacheckich przywilejow.

Pod koniec 1785 roku cesarz Jozef II nakazuje reorganizacje loz
wiedenskich i zezwala jedynie na dzialalnosc dwoch loz z osmiu dotad
dzialajacych. Jedne zostaly rozwiazane, inne polaczyly sie w wieksze.
Wielu czlonkow, wsrod nich Jozef Haydn, zaprzestalo swojej dzialalnosci.
Loza "Dobroczynnosc" zostala rozwiazana i Mozart wraz z von Gemmingenem
przechodzi do lozy "Zur gekroenten Hoffnung" (Ukoronowana Nadzieja), w
ktorej pozostanie do konca zycia.

Byl bardzo aktywnym masonem i rownie aktywnym kompozytorem muzyki
masonskiej - w tej dziedzinie nie mial sobie rownych.

Muzyka to najwazniejszy, choc nie jedyny, powod jego zwiazku z
masoneria. Na posiedzeniach lozy wszyscy zebrani podejmowali w zgodnym
chorze ostatnie slowa piesni spiewanej przez soliste. Jak w
"Czarodziejskim flecie" w arii Sarastra, ktora pod koniec przejmuje
chor, i jak w "Radosci masonow". Poza zebraniami wolnomularzy, nigdzie w
Wiedniu nie bylo mozliwosci uczestniczenia w tak pieknej i porywajacej
wspolnocie muzycznej, kiedy wszyscy zebrani laczyli sie w braterskim
spiewaniu. Mniej wazne byly wtedy masonskie symbole, specyficzne rytmy,
anapesty, tercje i liczba przykluczowych bemoli. Najwazniejsze bylo
wspolne muzykowanie.

Jedyny cien na tej elizejskiej drodze przyjazni, braterstwa i wolnosci w
konfraterni masonskiej to fakt, ze kobiety, a wiec polowa ludzkosci,
nie mialy don dostepu. Wprawdzie kwestia inicjacji kobiet i ewentualnego
dopuszczenia ich do uczestnictwa byla dosc zywo dyskutowana, ale nigdy
poza dyskusje nie wyszla. Zdecydowany mizoginizm kaplanow w
"Czarodziejskim flecie" wyrazal opinie wiekszosci, ale nie byla to
opinia Mozarta, ktory pragnal zmienic przyzwyczajenia. Mozart chcialby
wprowadzic tradycje inna, znana w starozytnym Egipcie, tradycje, w
ktorej inicjacja (to znaczy dopuszczenie do kaplanstwa) obu plci byla
nie tylko mozliwa, ale calkiem naturalna. Wyrazem i konsekwencja takiego
stanowiska jest inicjacja Tamina i Paminy w "Czarodziejskim flecie".

Mozart nie ogranicza sie zreszta do myslenia, on chcialby dzialac.
Uwaza, ze kobiety nalezy dopuscic do uczestnictwa w masonskim rytuale.
Zaczal nawet pisac statut nowej, bardziej otwartej, demokratycznej i
nieskrepowanej masonerii, planowal zalozenie lozy pod nazwa "Grota".
Niespodziewanie nadeszla smierc, ta "najlepsza przyjaciolka czlowieka",
jak napisal w duchu filozofii wolnomularskiej, w swym ostatnim liscie do
ojca, ktory tez byl masonem.

W XVIII wieku wykonywana w lozach masonskich muzyka w wiekszosci nie
byla scisle masonska. Na ogol slowa o tresci wolnomularskiej podkladano
pod znane melodie piesni koscielnych i patriotycznych, a nawet
popularnych piosenek, tak, aby wszyscy zebrani mogli sie wlaczyc do
wspolnego spiewania. Utwory scisle masonskie, pisane z przeznaczeniem do
wykonywania podczas wolnomularskich uroczystosci byly nieliczne. Mozart,
ktory nie bez racji uchodzi za najwybitniejszego kompozytora takich
utworow, napisal ich niespelna dziesiec, ale w licznych jego
kompozycjach, nie majacych wyraznie masonskiego przeznaczenia mozna
dostrzec ideologie i symbolike wolnomularska.

W kwietniu 1774 roku w wiedenskim Teatrze przy Bramie Karynckiej 
wykonano dwa utwory choralne ze sztuki o tresci masonskiej "Thamos, krol
Egiptu" Tobiasa Philipa von Geblera. Muzyke do Thamosa (KV 345) Mozart
pisal jeszcze przez kilka lat, ale nigdy jej nie skonczyl.

Pod koniec 1777 roku Mozart poznal w Mannheimie barona Otto von
Gemmingena, uczonego i masona, ktory w roku 1783 zalozyl w Wiedniu loze
"Dobroczynnosc" i zachecal Mozarta, by zostal Masonem. Poczatkowo Mozart
wahal sie, echem tych wahan jest Andante con moto z Kwartetu Smyczkowego
Es-dur KV 428. W grudniu 1784 zostaje jednak czlonkiem lozy Gemmingena i
po miesiacu (13 stycznia 1785) bedzie jej mistrzem. 14 stycznia pisze
Kwartet C-dur KV 465, "Dysonansowy", ktorego symbolika wiaze sie z
rytualem uzyskania drugiego stopnia masonskiego, a 9 marca konczy
komponowanie Koncertu Fortepianowego C-dur KV 467 z Andante nawiazujacym
do symboliki inicjacji na mistrza.

Pierwsza kompozycja scisle masonska Mozarta jest 20-taktowa piesn "O
heiliges Band der Freundschaft", KV 148 (O swiete wiezy przyjazni) na
glos z fortepianem. Jej datowanie jest kontrowersyjne. Koechel, a za nim
Einstein, datowali ja na rok 1772, w najnowszym wydaniu utworu w Neue
Mozart Ausgabe wydawca umiescil ja w przedziale lat 1775-76, dzis jednak
wiekszosc mozartologow sadzi, ze nie mogla powstac przed rokiem 1784,
czyli przed przystapieniem Mozarta do wiedenskiej konfraterni. Tym
niemniej Mozart wcale nie musial byc czlonkiem lozy masonskiej, aby
napisac muzyke do masonskiego tekstu zaczerpnietego ze zbiorku Ludwiga
Friedricha Lenza "Freymaurer Lieder mit Melodien" (1771) z podtytulem
"Lobgesang aus die Johannisloge" (Hymn Uroczysty dla Lozy Swietego
Jana). Loza Swietego Jana to wlasciwie inna nazwa Wielkiej Lozy
Angielskiej, a wiec pierwszej w ogole lozy.

Pod koniec marca 1785 powstala masonska piesn na glos z fortepianem
"Lied zur Gesellenreise", KV 468 do slow Franza Josepha Ratschky'ego. Po
raz pierwszy zostala ona wykonana 16 kwietnia w lozy "Zur wahren 
Eintracht"(Prawdziwa Zgoda), w trakcie przyznania Leopoldowi, ojcu 
Wolfganga, drugiego stopnia (Geselle) masonskiego. Nieco pozniej - 24 
kwietnia - na uroczystym posiedzeniu lozy "Zur gekroenten Hoffnung" 
(Ukoronowana Nadzieja) tenor Johann Valentin Adamberger wykonal kantate 
do slow Franza Petrana "Die Maurerfreude" KV 471 (Radosc Masonow).

Mozart napisal ja na czesc wielkiego mistrza Ignaza von Borna, ktory
tego wlasnie dnia otrzymal od cesarza zaszczytny tytul "Rycerza
cesarstwa" (Reichsritter), a ktory pozniej stanie sie modelem postaci
Mozartowskiego Sarastra w "Czarodziejskim flecie". To najpopularniejszy
utwor muzyki masonskiej Mozarta, wielokrotnie wykonywany na
wolnomularskich zebraniach w Wiedniu i w innych miastach. Miedzy innymi
podczas pobytu Mozarta w Pradze w 1791, kiedy to odwiedzajac loze
"Wahrheit und Einigkeit" (Prawda i Jednosc) zostal mile zaskoczony
wykonaniem na jego czesc przez wolnomularzy tej wlasnie kantaty.

Najwiekszym dzielem masonskim Mozarta jest "Meistermusik" KV 477 na chor
meski i orkiestre, utwor skomponowany z okazji przyznania stopnia
mistrza Carlowi von Koenigowi, masonowi weneckiemu, ktorego macierzysta
loza zostala zamknieta przez Inkwizycje. Wykonany zostal w lozy
"Prawdziwa Zgoda" na seansie w dniu 12 sierpnia 1785 roku. Jest to
pierwotna wersja znanej "Maurerische Trauermusik" (Masonskiej Muzyki
Zalobnej), zrekonstruowana niedawno przez Philippe'a Autexiera dzieki
identyfikacji cantus firmus. "Maurerische Trauermusik"" KV 477/479a
zostala wykonana w lozy "Ukoronowana Nadzieja" 17 listopada, w trakcie
uroczystosci zalobnej ku czci zmarlych braci: hrabiego Esterhazy'ego i
diuka Georga Augusta von Mecklenburg-Strelitza.

Na poczatku stycznia 1786 Mozart skomponowal dwie piesni masonskie do
slow Augustina Veitha von Schittlersberga, jedna na otwarcie posiedzenia
lozy - "Zur Eroeffnung der Loge" KV 483, druga na zamkniecie - "Zur
Schluss der Loge" KV 484. Zostaly one wykonane 14 stycznia 1786 roku na
inauguracji nowej lozy "Ukoronowana Nadzieja". Wczesniej, wiosna roku
1785 powstala piekna, niestety nieukonczona kantata masonska "Dir, Seele
des Weltalls" (Tobie, duszo wszechswiata) na tenor i zespol
instrumentalny do tekstu L. L. Haschki. Z lat 1787-90 brak kompozycji
masonskich, co bynajmniej nie znaczy, ze ich nie bylo, bo Mozart nie
przestal w tych latach aktywnie uczestniczyc w zyciu wiedenskiej
masonerii. Prawdopodobnie zaginely.

W styczniu 1790 Mozart wzial udzial w uroczystym posiedzeniu lozy
"Ukoronowana Nadzieja". Niedawno odnaleziono duzych rozmiarow obraz
olejny anonimowego malarza [zdjecie zalaczone w artykule]
przedstawiajace to wlasnie zebranie lozy. Wiele znajdujacych sie na tym
obrazie postaci udalo sie zidentyfikowac, wsrod nich Mozarta (pierwszy z
lewej).

Kilka waznych utworow masonskich powstalo w ostatnim roku zycia
Mozarta. W lipcu 1791 napisal "Eine kleine deutsche Kantate" KV 619
(Mala kantate niemiecka) do slow hamburskiego poety i wybitnego masona
Franza Heinricha Ziegenhagena. 28 wrzesnia skonczyl komponowanie opery
masonskiej "Czarodziejski flet" KV 620, ktorej premiera pod batuta
kompozytora odbyla sie dwa dni pozniej w Theater af der Wieden.

Ostatnia kompozycja masonska Mozarta jest "Eine kleine
Freimaurerkantate", KV 623 (Mala kantata wolnomularska) do tekstu poety
i aktora z teatru Schikanedera Karla Ludwiga Gieseke'a, a nie jak
dotychczas sadzono - Emanuela Schikanedera. Zostala ona wykonana 18
listopada 1791 roku na uroczystym posiedzeniu lozy "Ukoronowana
nadzieja" w obecnosci Mozarta. Mala kantata wolnomularska zostala wydana
w roku 1792 lacznie z inna kompozycja masonska "Lasst uns mit
geschlungnen Haenden" KV 623a (Polaczmy nasze dlonie), ktora w roku
1946, ze slowami Paula Preradovicia "Land der Berge, Land der Strome"
stanie sie austriackim hymnem narodowym. Do niedawna uchodzila za utwor
Mozarta, ale dzis mozartolodzy sadza, ze jej autorem nie jest Mozart,
lecz jakis inny, nie zidentyfikowany kompozytor. Na posiedzeniu 18
listopada 1791 roku wszyscy bracia, trzymajac sie za rece, odspiewali te
piesn na zakonczenie ceremonii. Najprawdopodobnie podczas tego wlasnie
spotkania w lozy "Ukoronowana Nadzieja" Mozart zarazil sie paciorkowcem.
Dwa dni pozniej musial polozyc sie do lozka, dwa tygodnie pozniej juz
nie zyl.



Wszystkie scisle masonskie kompozycje Mozarta nagral w roku 1974 Istvan
Kertesz z Londynska Orkiestra Symfoniczna, Chorem Festiwalu w Edynburgu,
dwojka solistow - Wernerem Krennem i Tomem Krausem, oraz pianista i
organista Georgiem Fischerem (Decca X, 7051B SXL 6409).

Niektore utwory zapisali na plycie Eterny (5204898) Peter Schreier
(tenor) i D. Zechlin (fortepian): "O heiliges Band", KV 148,
"Gesellenreise" KV 468 i "Eine kleine deutsche Kantate" KV 619.


==========================

Tyle.

Pan Dembowski nie wyjasnia do konca, bo to zreszta chyba niemozliwe,
dlaczego Mozartowi do szczescia ci masoni byli potrzebni. Dzialaczem
spolecznym, czy charytatywnym nie byl. Niektorzy twierdza, ze masoneria,
jej otoczka kulturowa i liturgia zastapily Mozartowi Kosciol, z ktorym
zyl na bakier. Wiadomo, ze przeputal swoje pieniadze i dosc ponura
zagadka jest dlaczego pod koniec zycia jego wolnomularscy bracia mu nie
pomogli. Narazil sie czyms? Odmowil przyjecia pomocy? 

Moze ktos z Was ma jakies materialy?

Melomanom przypominam, ze Philips Classics w 1991 roku wydala pelne
dziela zebrane Mozarta, 180 kompaktow w 45 woluminach. Chyba nie
wszystko bylo rownie strawne, bo w zeszlym roku, a moze w 1995 wyszedl
wybor na 25 CD, tez jest sluchania, a sluchania...

Jeszcze tylko drobna uwaga techniczna. Otto von Gemmingen nie byl
Wielkim Mistrzem lozy "Dobroczynnosc", bo tytul Wielkiego Mistrza
przysluguje biezacemu szefowi calej obediencji, czyli Wielkiej Lozy, a
nie pojedynczej lozy. Obediencja jest wlasnie Wielka Loza Anglii i w
ogole inne federacje, jak Wielkie Loze i Wielkie Wschody. Takich
obediencji w samej Francji jest kolo osmiu, a najwieksza - Wielki
Wschod Francji liczy okolo tysiaca loz. Szefa pojedynczej lozy macie
nazywac "Czcigodnym" i chyba rozumiemy wszyscy kogo mam tu na mysli! Do
Porzadku!



                                             Jurek Papageno Karczmarczuk
________________________________________________________________________


Jurek Krzystek (krzystek@magnet.fsu.edu)


                          KTO TO JEST KOECHEL?
                          ====================


Do nader fachowo napisanego artykulu p. Dembowskiego pare uwag.

Wielokrotnie pojawiaja sie przy utworach Mozarta magiczne literki "KV". 
Jest to skrot od "Koechel Verzeichnis", czyli katalogu dziel Mozarta
stworzonego pod koniec XIX wieku przez niemieckiego muzykologa o
tym wlasnie nazwisku.

Katalog mial byc w zamierzeniu chronologiczny, to znaczy najwyzsze numery
oznaczaly najpozniejsze utwory. Ale wiedza Koechla w naturalny sposob
nie mogla byc pelna. W pozniejszych latach pojawily sie nowo odkryte 
utwory, autorstwo innych zostalo z kolei zakwestionowane. Co wiecej,
podwazona zostala chronologia.

Do akcji wlaczyl sie wiec inny niemiecki, pozniej z naturalnych przyczyn
amerykanski muzykolog, Alfred Einstein (nie mylic z Albertem, choc przez
krotki czas myslalem, ze to ten sam - a jednak kuzyn). Skorygowal on
katalog Koechla zachowujac jego chronologiczny charakter. W ten sposob
niektore utwory przewedrowaly w inne miejsce, dostajac przy numerach
male literki. Np. znana Sonata Fortepianowa A-dur z finalowym Alla Turca
pierwotnie znana jako KV331 dostala od Einsteina numerek 300i, bo tez
napisana zostala wczesniej, niz Koechel podejrzewal.

Katalog Koechla/Einsteina zostal skorygowany jeszcze kilka razy. 
Pojawil sie Dodatek, w ktorym wyladowaly dziela watpliwe i niektore
dziela niedokonczone. Z kolei inne dziela niekompletne pojawily sie w
glownym katalogu, z malymi literkami przy numerach. Nie znam kryteriow,
wedlug ktorych to sie odbywalo.

To tyle o chronologii. Pewne watpliwosci wzbudza we mnie jednoznaczne
przypisywanie intencji i motywow masonskich wielu znanym utworom
Mozarta, ktore nie sa explicite masonskie, tzn. nie zostaly napisane na
konkretne okazje. Co do "Czarodziejskiego fletu" roznicy opinii
raczej nie ma, tam wszystko ma symbolike masonska. Ale Andante Koncertu
C-dur KV 467? To juz raczej kwestia interpretacji i to bardzo luznej,
podobnie z Kwartetem Dysonansowym.

Na koniec zas zeznam, ze Maurerische Trauermusik, czyli Masonska Muzyka
Zalobna, jest w oczach, w raczej uszach piszacego te slowa najbardziej
przejmujacym marszem zalobnym kiedykolwiek i przez kogokolwiek
napisanym. Sekundowac mu moze co najwyzej Muzyka Zalobna na smierc
Zygfryda ze "Zmierzchu Bogow" Wagnera. Przepraszam, ze nie ma tu
znanego fragmentu Sonaty b-moll Chopina, ale jest zgrany do banalnosci. 
Wszystko to, zastrzegam, moj osobisty gust.

Jesli chodzi o nastepujace slowa Jurka Karczmarczuka:


    Niektorzy twierdza, ze masoneria, jej otoczka kulturowa 
    i liturgia zastapily Mozartowi Kosciol, z ktorym zyl na bakier. 
    Wiadomo, ze przeputal swoje pieniadze i dosc ponura zagadka 
    jest dlaczego pod koniec zycia jego wolnomularscy bracia mu 
    nie pomogli. Narazil sie czyms? Odmowil przyjecia pomocy?  
    Moze ktos z Was ma jakies materialy?


odsylam do starego (26/1992) numeru "Spojrzen", odnosnik:

http://k-vector.chem.washington.edu:80/ascii/spojrzenia.26

gdzie osobiscie zajalem sie ta sprawa. Krotko mowiac, konspiracja
ogolnoswiatowa, ze hej! Zadne tam zarazenie sie paciorkowcem, o nie...


                                                          Jurek Krzystek
________________________________________________________________________


Izabella Wroblewska (pwwzajac@cyf-kr.edu.pl)


                         RUSKI MIESIAC Z HAKIEM
                         ======================


Juz wkrotce ma sie ukazac nowa ksiazka Jerzego Pomianowskiego "Ruski
miesiac z hakiem". Ukaze sie ona w Wydawnictwie Dolnoslaskim z przedmowa
Jerzego Giedroycia. W dodatku do G.W. "Ksiazki" (12.02) mozemy
przeczytac przedruk jednego z jej rozdzialow, zatytulowanego "Znak
Skorpiona". Jest to analiza przyczyn swego rodzaju trzebienia przez
wladze sowieckie swoich najznakomitszych talentow i umyslow,
prominentnych ludzi kultury, a wlasciwie calej inteligencji.

Tekst tego rozdzialu oparl Pomianowski na opublikowanej niedawno w
Polsce ksiazce Witalija Szentalinskiego "Wskrzeszone slowo". Ze wzgledu
na duza objetosc tekstu zdecydowalam sie dokonac skrotow ale tak aby
zachowac sens calosci. Pominelam tez szczegoly sprawy Izaaka Babla,
ktore podalam w doslownym brzmieniu w "Dossier Izaaka Babla" 
("Spojrzenia" nr 138).


                        *	*	*


Bialych krukow w ksiegozbiorze mam niewiele, ale jest wsrod nich
stenogram I Zjazdu Zwiazku Pisarzy Radzieckich, wydany w Moskwie w 1934
roku. Dostalem ksiege na pozegnanie, przed repatriacja, od satyryka
Argo, jowialnego rudzielca. Jego zona - Polina tlumaczyla na rosyjski
Fredre. Spis delegatow obejmuje 621 nazwisk. Oratorow bylo nieco mniej,
ich wykaz opatrzony zostal przez darczynce znaczkami swiadczacymi, ze
jakas trzecia ich czesc zmarla smiercia nienaturalna i to niedlugo po
wygloszeniu swoich mow.

Epidemia zaczela sie w roku 1935, wkrotce po zamachu na Kirowa,
uwazanego za nastepce Wodza - przez wszystkich, oprocz samego Stalina.
Latwo stwierdzic, ze ofiarami zostaly talenty najwybitniejsze a
przynajmniej najglosniejsze. Wsrod delegatow nie bylo, rzecz jasna,
Achmatowej, Bulhakowa, Mandelsztama, Pilniaka i Platonowa, ale byli
Babel, Jasienski, Jaszwili, Kolcow, Markisz, Tabidze czy Tretiakow,
wkrotce zabici, a takze Olesza, Pasternak, Tairow czy Zoszczenko,
poddani pozniej represjom.

Delegaci nie atakowali ustroju, o cenzurze wspomnial bodaj tylko Babel,
a i to metaforycznie, przedstawiajac sie jako champion sztuki milczenia.
Krytyka ograniczala sie do uwag, takich jak przytyk publicysty Michaila
Kolcowa:

"Nie sposob, towarzysze, wyrokowac o literaturze zachodniej, nie majac
jej po prostu pod reka. Podobnie, od 15 lat wiele mowi sie u nas o
Chaplinie. Jedni sa za, drudzy przeciw, inni zmienili zdanie o nim z
ujemnego na dodatnie, albo odwrotnie. Przypomne tylko drobnostke: przez
cale te 15 porewolucyjnych lat ani jeden film z Chaplinem nie pojawil
sie na ekranach ZSRR."

Wszyscy wymienieni wyzej, takze ci co ocaleli, stali sie na dlugie lata
tymi, ktorych Orwell w jezyku nowomowy nazywa 'nieosobami'. Bylo ich
czterokroc wiecej, niz delegatow I Zjazdu - a tu licze jedynie
pozabijanych. Ich ksiazki usunieto ze wszystkich bibliotek. Rodzin nie
zawiadamiano zwykle o prawdziwym wyroku, ani o miejscu pochowku. Zona
Babla, zwodzona przez lata wiesciami o zeslaniu meza za Ural, wyryla
wreszcie napis nagrobny na odwrocie macewy jego ojca, na odeskim
cmentarzu. Archiwa i rekopisy aresztantow konfiskowano przy rewizji i
palono. Dym i strzepy tych papierow walily nieustannie z komina
sterczacego posrodku spacerniaka na dachu Lubianki.

Ojciec Pawel Florenski, geniusz niewatpliwy, fizyk, teolog i filozof
utracil biblioteke wypisow, zrodel i rozpoczetych prac, zapelniajaca
dwie izby jego mieszkania. Przy rewizji na daczy Babla zabrano, jak
stwierdza protokol: 15 teczek rozmaitych rekopisow, 11 notesow, i 7
blokow z notatkami. Wszystkie utwory i zycie tych ludzi mialo byc
zapomniane na zawsze. Tajemnica mialy byc tez ich losy po aresztowaniu.

Ksiazka Szentalinskiego te zagadke wyjasnia, ale zadaje czytelnikom
kilka nowych. Zmusza do namyslu nad taka chocby kwestia: dlaczego wladza
sowiecka trzebila swoje najznakomitsze talenty i umysly? Przeciez
jedynie najezdzcy tak postepuja w podbitym kraju, eliminujac w swym
zbrodniczym dzialaniu elementy zdolne do czynnego oporu. Wszystkie
zebrane przez Szentalinskiego przyklady swiadcza, ze przesladowanych
oskarzano wlasnie o to: o terror, zamachy, szpiegostwo i spiski. Akty
oskarzenia byly dzielem falszu, wymuszonego, pelnego absurdow i latwego
do stwierdzenia. Nie znaczy to wszelako, ze ci skazancy nie byli zawada
dla ustroju. O prawdziwa wine wladza nie mogla ich oskarzac wprost i nie
w pelni zdawala sobie z niej sprawe. Gdyby ja bylo na to stac, pojelaby
zapewne, ze puscila w ruch mechanizm samobojczy, mieszczacy sie zreszta
w fundamentach kazdej tyranii.

"Wskrzeszone slowo" Szentalinskiego tego problemu nie rozwiazuje, ale
nas przed nim stawia. Dzieki tej ksiazce pierwszy raz ogladamy czerwona
oberze od kuchni. Ksiazka jest wybiorcza antologia tajnych dokumentow
wydobytych z archiwow KGB. To one czynia wydarzenie z tej publikacji,
nie zas slowo wiazace autora. Brak mu dobitnosci, wtrety
autobiograficzne wydaja sie zbedne, albo naiwne. Nierowny przeklad,
dzielo kilku tlumaczy, nie pozwala na sprawiedliwa ocene tego pisarza.
Jego niewatpliwa zasluga jest na pewno inicjatywa: w 1988 roku
wykorzystal hasla glasnosti, mode na 'lifting' sumienia u notabli i 
moment oslupienia inkwizycji, aby zazadac odnalezienia i zwrotu 
literackiej spuscizny represjonowanych pisarzy.

Szumny tytul polskiej wersji tomu obiecuje nieco zbyt wiele: komisja
wydostala z archiwow KGB jedynie troche wierszy Klujewa, "Powiesc
techniczna" Andrjeja Platonowa (nie wiezionego zreszta) i "Dziennik
intymny" Bulhakowa. Dziennik ten zabrano mu przy rewizji, potem
zwrocono, ale pisarz spalil go ze wstretem. Okazalo sie jednak, ze
przezorna instytucja sporzadzila kopie, zyskujac u nas rzadki przeciez
tytul do wdziecznosci.

Jesli dodac zwrot opowiadan wieziennych G.G.Demidowa, powtarzanych dotad
tylko z ust do ust - to spis wskrzeszonych slow tu sie tymczasem
konczy. Nikle sa nadzieje na nowe odkrycia, chociaz roztropny
Szentalinski oszczedza urzedowych informatorow. Organy pierwsze ocknely
sie z oslupienia i archiwa znow staja sie zamczyste. Moze zapowiada to
tylko wzrost wydatkow, ktore poniosa badacze.

Sola ksiazki sa zeznania aresztantow: Babla, Florenskiego, Klujewa,
Mandelsztama, Pilniaka, a takze teczki Platonowa i Maksyma Gorkiego.
Kazdy krok Gorkiego, kazdy jego list ma tam swoja fiszke. Co do zeznan
nie ma tu sensu streszczac ich zawartosci. Przytoczony w ksiazce list
Wsiewoloda Meyerholda do premiera Molotowa jest najbardziej
przerazajacym opisem tortur, jaki zdarzylo mi sie czytac. Aresztowali go
i dreczyli ci sami, ktorzy przesluchiwali w tych samych dniach Babla.

Trzeba podkreslic, ze ostatnie dokumenty w teczce Babla - to odwolania
poprzednich zeznan, obciazajacych innych ludzi, kolegow z konarmii, czy
pisarzy. Te odwolania byly bezposrednim powodem wyroku smierci i ten
wyrok poprzedzaja. Babel po prostu nie zdalby sie juz na nic przy
kolejnych procesach.

Zeznania Mandelsztama sa przykladem nie czego innego, tylko desperackiej
i naiwnej pogardy. Podyktowal on slowo po slowie osiem dwuwierszy swego
pamfletu na Stalina, ktore czekista znal tylko z niepewnego donosu.
Henryk Jagoda, szef GPU, syn lodzkiego aptekarza, zapytany przez Babla
co robic, gdy czlowiek trafem znajdzie sie w rekach jego ludzi,
odpowiedzial po pijaku: "brac na zapartke". Ale w 1938 roku nawet sam z
tej rady nie skorzystal.

Bezpieka byla pepiniera niewyzytych scenarzystow. Dziwic sie nalezy, ze
film sowiecki tak rzadko czerpal z tej studni. [...] Ludziom Zachodu moze
sie wydawac, ze przesladowania i katowskie wyroki wchodzily w ZSRR
jedynie w zakres operacji policyjnych, wiecej, ze stanowily na tym nawet
obszarze rodzaj wypaczenia, ostatecznie choroby, chocby nawet tak
powaznej, jak dur.

Czesto jeszcze sie czyta, ze ta zaraza miala jedno imie, i jedna znana w
patologii nazwe; chodzic mialo o Stalina, czy tez o jego manie
przesladowcza. Z biegiem czasu staje sie jasne, ze terror, ktoremu dal
tylko ksztalt definitywny, nie byl atakiem furii, lecz prewencji.
Machiavelli twierdzil, ze zadnemu tyranowi nie udalo sie jeszcze
zlikwidowac wszystkich swoich nastepcow. Stalin autorytetow nie uznawal,
warto o tym pamietac.

Prewencyjna likwidacja politycznych konkurentow wydawala sie zrozumiala.
Takze wybitnych wojskowych, nawet w przededniu wojny z Niemcami. Ale
artysci i pisarze ? Podczas, gdy propaganda dzien w dzien powtarza, ze
dekadencja kultury Zachodu jest najlepszym dowodem gnicia kapitalizmu,
zas rozkwit sztuki sowieckiej - oczywista oznaka wyzszosci komunizmu?
Czy nie wystarcza cenzura, aby usunac z pola widzenia utwory, ktore tej
tezie przecza? To fakt, nie wystarcza, aby stworzyc takie dziela, ktore
ja potwierdzaja. Ale co na to pomoze kula w potylicy? I nie pomogla.
Jednak w tym systemie widac nie mozna bylo sie bez niej obejsc.

Iwanow Razumnik (1878-1946), ktorego Herling-Grudzinski nazwal 'wiecznym
wiezniem' wysunal jeszcze w roku 1907 teze, ze dzieje rosyjskiej mysli
spolecznej sprowadzaja sie do walki inteligencji z koltunstwem o prawo
do wlasnego zdania i wlasnego sposobu bycia. Inteligenci chca zmian,
rozwoju, wciaz nowych srodkow przeciw glodom ciala i duszy. Koltun nie
zyczy sobie zmian nawet na lepsze, skoro tylko moze miec minimum, chocby
nedzne. Jest to portret dwoch typow zachowan doskonale znanych i na
naszym wlasnym podworku. [...]

Trzebiez najlepszych artystow i uczonych w ZSRR mogla byc wynikiem
jedynie glebokiego przekonania wladzy, ze inwencja, talent i wiedza nie
sa potrzebne panstwu, poniewaz sa sprzeczne z glowna zasada wladzy
absolutnej: ma ona byc jedynym autorytetem, jedynym zrodlem wiadomosci i
jedynym autorem planow. Zawzietosc wladzy sowieckiej wobec pisarzy brala
sie z przekonania - przyznajmy niebezpodstawnego - ze sa kontrwladza
juz dlatego, iz moga wyrazic jasno to, co tlum tylko przeczuwa lub
szepce.

Josif Brodski powiada, ze ratowanie uwiezionego pisarza to jakby
wrzucenie jednej kamizelki ratunkowej do przepelnionej lodzi, tonacej na
oceanie niesprawiedliwosci. Ale ta kamizelke, dodaje, wrzucic trzeba
poniewaz wlasnie ten uratowany potrafi nadac SOS o wiele donosniej, niz
wszyscy inni w tonacej lodzi.

I nie jest to przypadkiem, ze przypomnial to rosyjski poeta. W jego
ojczyznie przez pareset lat nikt procz pisarzy nie ujmowal sie za ludzka
krzywda. To byl tenor - a tez pierwsza przyczyna rozglosu - pisarzy
tak poza tym odmiennych, jak Radiszczew i Gogol, Dostojewski i Lew
Tolstoj. Do kanonu rosyjskich mitow narodowych weszlo hercenowskie
okreslenie literatury jako 'drugiej wladzy', prawdziwy rzad dusz
sprawujacej. I nie byloby bez tej tradycji ani samizdatu, ani
Solzenicyna. I to glasnost, powtorzmy, nie zas iluzoryczna
pieriestrojka, odmienila Rosje. I okolice.

Polityka sowieckiej unifikacji godzila w inteligencka warstwe zarowno
Rosji, jak i innych narodow Zwiazku. Pisarze byli tylko najglosniejszymi
jej ofiarami, jako widomi rzecznicy, symbole, idole. Unicestwieni
zostali niemal wszyscy tworcy tzw. ukrainskiego odrodzenia lat 30-tych.
Czolowka zydowskiej literatury wybita zostala do nogi juz po wojnie, w
ramach walki z kosmopolityzmem. Nie tylko o pisarzy jednak chodzilo.
[...]

Ambasador Ukrainy w Warszawie Serdaczuk ujawnil niedawno, ze na
zaproszenie Stalina zjechalo do Moskwy okolo tysiaca lirnikow, tych co
przeniesli az do naszych czasow ukrainska poezje mowiona i spiewana.
Zaden z nich nie wrocil juz na Ukraine.

Jan Gondowicz w znakomitym omowieniu przewodnika po wspolczesnej
literaturze rosyjskiej prof. Klimowicza [Tyg. Powsz. z 2.02.1997 - I.W.]
wyznal, ze "wraz ze smieszna, naiwna i bezradna wobec wyzwolonych przez
siebie sil inteligencja rosyjska przegrala ta gre cala ludzkosc".
Chodzilo tu o gre o inteligenckie marzenie o spoleczenstwie wyzbytym
nierownosci, alienacji, chciwosci, zaklamania i agresji.

Otoz nie przegrala jej ludzkosc, a juz na pewno nie przegrala jej
inteligencja. Bo wlasnie walka z ta warstwa, proba pieriekowki jej w
rozproszona gromade waskich specjalistow i czynownikow rezimu, tepienie
jej intelektualnej czolowki, bylo jedna z wazniejszych przyczyn kleski
Systemu.[...]

System sowiecki rozwalila nie pieriestrojka, ani nie mowa Nikity
Chruszczowa. Zarysowal sie on tuz po wybuchu pierwszej wojny atomowej
nad Hiroszima. Nie pomoglo mianowanie Berii komisarzem do spraw energii
atomowej, choc obiecal on, ze kazdy zachodni wynalazek jego ludzie
przyniosa na kremlowskie biurko w ciagu 48 godzin. Okazalo sie, ze
niestety trzeba sie dorobic wlasnych wynalazkow. Oznaczalo to
koniecznosc zerwania z izolacja inteligencji, poczynajac, rzecz jasna,
nie od poetow, tylko uczonych. [...]

Trzeba bylo brac do rak zagraniczne pisma, wziac udzial w kongresach
miedzynarodowych i przebudowac system oswiaty ogolnej. Daloby to skutki,
ale za dziesiatki lat. Aby dognat' i pieriegnat' nalezalo jednak zniesc
system odgornego decydowania i planowania jedynie slusznych rozwiazan.
Byloby to juz jednak ciosem w samo sedno Systemu. W tym punkcie zgodni
byli akademik Sacharow i Solzenicyn. Nie chcial sie na to zgodzic
Brezniew, ani nawet bystry Andropow. Oznaczalo to bowiem uwlaszczenie
inteligencji. Ni mniej, ni wiecej. [...]

Przepraszam za banal, ale w naturze rezimow absolutnych w ogole, a
komunizmu w szczegolnosci, lezy jednak walka z niezalezna mysla, a wiec
z inteligencja jako tej mysli wylegarnia. Aby dojsc do tych samych
wynikow, jakie osiagnela wladza sowiecka, dzis nie trzeba rozstrzeliwac
pisarzy, eksmitowac z podrecznikow Einsteina, ani izolowac uczonych w
szaraszkach. Wystarczy uznac kulture i nauke za dziedziny obojetne dla
panstwa i budzetu, po czym oddac je na odczepne za garsc glosow byle
komu.

Przygotowala i przedstawila

                                                                Izabella
------- 
Bibliografia :

1. Witalij Szentalinski: "Wskrzeszone slowo. Z 'archiwow literackich'
KGB", Przeklad: Henryk Chlystowski, Maria Kotowska, Romuald Niedzielko,
Ewa Niepokolczycka, Jozef Waczkow. Czytelnik, Warszawa 1996, s.432. 
2. Jerzy Pomianowski: "Znak Skorpiona", Ksiazki, nr 2/97, 12.02.1997,
str. 2-3. (miesiecznik - dodatek do G.W.) 


________________________________________________________________________


Tadeusz K. Gierymski (tkgierymski@stthomas.edu)

 

                           WITOLD HULEWICZ
                           ===============


                                  I


W mym "Straszliwy jest kazdy aniol" wspomnialem Witolda Hulewicza,
tlumacza Rilkego na polski. Choc mam zamiar wrocic do poprzedniego
tematu, jesli uda mi sie kilka rzeczy o nim w mej glowie uporzadkowac,
wpierw, pod tym osobnym tytulem napisze wiecej o Hulewiczu i o ciekawych
ludziach i wydarzeniach z jego zycia.

Przekladal on takze innych autorow niemieckich, np. Tomasza Manna i Maxa
Broda, ktorego dzis pamietamy glownie za jego opracowania dziel Kafki.

Hulewicz sam byl poeta i prozaikiem. W 1921 r. oglosil, pod psudonimem
"Olwid", tom poezji "Plomien w garsci", a w roku 1929 wyszedl jego
"Lament krolewski". Zbior "Miasto pod chmurami" z 1931 r. poswiecil
Wilnu.

Dal on wyraz swym zainteresowaniom muzycznym w cyklu "Sonety
instrumentalne" (1928), i we wczesniejszej (1927) zrodlowej biografii
Beethovena "Przybleda Bozy. Beethoven, czyn i czlowiek". Ta ksiazka
miala drugie wydanie w 1939 r., a trzecie, z przedmowa J. Parandowskiego,
w 1959, 1970 i 1982 r.

Witold Hulewicz urodzil sie 26 listopada 1895 r. w Kosciankach pod
Wrzesnia; zamordowali go Niemcy w Palmirach pod Warszawa 12 czerwca 1941
r.

Studiowal polonistyke i muzykologie na Wydziale Humanistycznym
Uniwersytetu Poznanskiego i uzupelnial studia w Paryzu. Byl w wojsku
niemieckim w czasie pierwszej wojny swiatowej.

Od 1917 r. wspolwydawal ze swym starszym bratem, Jerzym Hulewiczem -
dramatopisarzem, prozaikiem, malarzem i grafikiem, zmarlym na serce w
okupowanej Warszawie w 1941 r. - czasopismo poznanskie "Zdroj".
Razem tez prowadzili w Poznaniu spolke wydawnicza "Ostoja".

O "Zdroju" tak pisze Andrzej Zawada w opisanej przeze mnie gdzie
indziej slicznej ksiazce "Dwudziestolecie literackie":


        Zanim skonczyla sie wojna, w znacznej mierze jako
        forma moralnego wobec niej sprzeciwu pojawilo sie w
        Poznaniu pismo polskich ekspresjonistow.

        Zaczeli je wydawac w roku 1917 bracia Jerzy i Witold
        Hulewiczowie, mieszkajacy w pobliskich Kosciankach.
        Pismo otrzymalo tytul "Zdroj" i zalecalo sie, procz
        secesyjnej winiety, podtytulem: "Dwutygodnik Poswiecony
        Sztuce i Kulturze Umyslowej". Mialo swoich przedstawicieli
        w Warszawie, w Krakowie i we Lwowie, rozchodzilo sie w
        prenumeracie i osiagnelo 1400 abonentow.

        Stalo sie miejscem artystycznego sasiedztwa poetow
        Mlodej Polski z nastepna generacja; publikowali w nim
        Przybyszewski, Kasprowicz i Przesmycki, na rowni z
        Wittlinem, Iwaszkiewiczem i Zegadlowiczem.

        Zainteresowanie "Zdroju" ekspresjonizmem niemieckim,
        przeklady wierszy Georga Heyma i Gottfrieda Benna,
        wspolpraca z "Die Aktion" oraz "Der Sturm" byly
        poczatkiem znamiennej dla Dwudziestolecia rownoleglosci,
        a nieraz i wspolnoty polskich oraz europejskich poszukiwan
        artystycznych.


Bezlitosnie natomiast skrytykowal "Zdroj" profesor Julian Krzyzanowski,
ale o tym napisze pozniej.

Po rozwiazaniu "Ostoi" Hulewicz przeniosl sie w 1922 r. do Warszawy,
gdzie z K. Paszkowskim zalozyl Instytut Wydawniczy "Aurion", w ktorym
publikowal swe przeklady.

W latach 1925-34 pracowal w Wilnie: m.in. byl dyrektorem tamtejszej
rozglosni Polskiego Radia, zalozycielem i prezesem oddzialu Zwiazku
Zawodowego Literatow Polskich i Rady Wilenskich Zrzeszen Artystycznych,
a takze kierownikiem literackiego teatru "Reduta". W latach 1934-39
kierowal dzialem literackim Polskiego Radia w Warszawie.

Okropny opis Hulewicza dal po wojnie Ksawery Pruszynski w opowiadaniu
"Cosas de Polonia", ktore mialo byc pochwala ludzi podziemia przed
okupacja nie podejrzewanych nawet o zdolnosc do samoposwiecen, do
bohaterstwa:


        Byl chronicznym prezesem czy wiceprezesm kilku takich
        organizacji jak syndykat dziennikarzy, zwiazek
        literatow, oddzial PEN-Clubu, kolo milosnikow muzyki.
        Przemawial nieustannie w radio, celebrowal na
        zjazdach, wystepowal na akademiach - totez jako pisarz
        byl oczywiscie najstaranniej wyprany z talentu.
        Wszystko co pisal - a ilez nie pisal - bylo napuszone,
        plaskie, banalne, wykrygowane, sztuczne, bylo ciezkie
        i niezdarne, tak jak on sam byl, fizycznie juz biorac,
        ciezki, tyjacy, nieproporcjonalny. Jeden tylko talent
        przyznawalismy mu wszyscy: zmysl organizacyjny.


Nazywal go mizernym grafomanem wpychajacym sie miedzy literackie
wielkosci jak Iwaszkiewicz i Nalkowska, Parandowski, Berent, Kaden i
Szczucka.

Przypomnial, ze w Wilnie nazywano go "Niemcem", co uwazano za obelge, a
o wyjezdzie jego z Wilna do Warszawy tak sie wyrazil:


        Wilno zas odsapnelo, jakby pozbylo sie przynajmniej
        Murawjowa.


Hulewicz i jego wspolpracownicy bezlitosnie i niewybrednie atakowani 
byli w "Slowie" Stanislawa Cata-Mackiewicza jego artykulami i 
karykaturami Feliksa Dangela.

Podaje natychmiast, ze wielce zasluzony kulturze polskiej Stanislaw
Lorentz, historyk sztuki, muzeolog i wieloletni dyrektor Muzeum 
Narodowego w Warszawie, pochlebnie pisze o Hulewiczu w swej ksiazce 
"Walka o dobra kultury":


        W kontakcie ze Stefanem Starzynskim i luznym
        kontakcie ze Sluzba Zwyciestwu Polski zaczalem
        na wlasna reke organizowac aparat konspiracyjnej
        dzialalnosci w dziedzinie kultury.

        Pierwszymi moimi wspolpracownikami byli Wladyslaw
        Zawistowski i Witold Hulewicz.


Sa i inne pochwalne wspomnienia o Witoldzie Hulewiczu podkreslajace np.,
ze wyglaszal on propagandowe przemowienia radiowe po polsku i niemiecku,
ze zaangazowanie Hulewicza do pracy w Zarzadzie Miejskim wskazywalo na
zaufanie jakie mieli do niego dzialacze konspiracyjni i na chec
zabezpieczenia mu bytu jako wartosciowemu czlowiekowi. Bo znalezienie
pracy, srodkow do zycia dla siebie i dla rodziny bylo wielkim problemem
dla inteligencji polskiej pod okupacja. Wielu slawnych i zasluzonych
ludzi przymieralo glodem.

Kto czytal pamietniki wojenne Zofii Nalkowskiej wie dobrze jak ciagle
meczyl ja ten problem utrzymania siebie i jej matki przy zyciu. Hulewicz
dostal stanowisko tlumacza w Biurze Prezydialnym, Nalkowska prowadzila
sklepik z wyrobami tytoniowymi. Wspomina ona Hulewicza kilka razy w swych
"Dziennikach 1939-1944", zawsze w kontekscie poczucia zalu i straty, ze i
on, i tylu innych jej znajomych, wspolpracownikow i przyjaciol zginelo, 
ze zmienil sie na gorsze jej swiat i ze zostaje sama.

Nie przypominam sobie takze by Wladyslaw Bartoszewski pisal kiedys zle o
Hulewiczu, a mial przeciez z ludzmi tego grona scisle kontakty.

Wprost przeciwnie, piszac o Zofii Kossak, Bartoszewski wspomina takze
Hulewicza:


        Pani Zofia, zwana w kregach organizacyjnych
        Delegatury Rzadu i AK "Weronika", a wsrod przyjaciol
        i blizszych wspolpracownikow po prostu "Ciotka",
        prowadzila niezwykle wielostronna dzialalnosc
        konspiracyjna, ktora nalezala do glownych tresci
        jej zycia w okresie okupacji.

        Juz w 1939 roku Witold Hulewicz wciagnal ja do
        redakcji najpoczytniejszego chyba wowczas pisma
        tajnego - "Polska zyje".


10 pazdziernika 1939 r., a wiec wyprzedzajac o dzien ukazanie sie
szmatlawca - hitlerowskiego dziennika w jezyku polskim, "Nowego Kuriera
Warszawskiego", a drukowanego poczatkowo w Lodzi - ukazal sie pierwszy
numer konspiracyjnego pisma "Polska Zyje!", organu Obroncow Polski
(pozniej Komendy Obroncow Polski), redagowanego przez mjr. Boleslawa
Studzinskiego, ps. "Bogdan Nitecki".

Numer ten odbity zostal w liczbie 6000 egzemplarzy - naklad jak na owe
czasy ogromny - w drukarence ukrytej w warsztacie slusarskim przy ul.
Konopczynskiego i podawal, m.in., o utworzeniu sie we Francji nowego
rzadu polskiego gen. Sikorskiego, o internowaniu marszalka Smiglego-Rydza
w Rumunii. To bardzo poczytne pismo wychodzilo do 1941 r.

Witold Hulewicz przejal redaktorstwo tego pisma, byl szefem propagandy
Komendy Obroncow Polski i tak wiec stal sie jednym z pierwszych 
organizatorow prasy podziemnej. Wedlug innej wersji redaktorem 
pierwszego numeru "Polska Walczy!" mial byc nie mjr. Studzinski, a 
wlasnie Hulewicz.


                                 II


Ciekawa jest historia tej organizacji i samej jej nazwy - "Komenda
Obroncow Polski". Wywodzi sie ona od Korpusu Ochrony Pogranicza, ktorego
ostatni dowodca, gen. bryg. Wilhelm Orlik-Rueckeman, rozwiazujac 
pierwszego pazdziernika ostatnie podlegle mu zgrupowanie tej formacji 
rozkazal utworzyc organizacje konspiracyjna z nazwa o tych samych 
inicjalach - KOP. Dowodca jej zostal mjr. Studzinski, oficer Korpusu 
Ochrony Pogranicza, ktory pod koniec wrzesnia byl w Lublinie i mial 
przybyc do stolicy po jej kapitulacji wozem konnym, przebrany za chlopa. 
Franciszek Pasniczek, jego przyjaciel i burmistrz Garwolina, wystawil 
mu "lewy" dowod osobisty na nazwisko Bogdana Niteckiego.

Po jego smierci w kwietniu 1940 r. komende KOP objal Henryk Borucki, ps.
"Czarny", przywodca warszawskiej grupy konspiracyjnej Gwardia Ludowa.

Znaczna czesc czlonkow KOP weszla do Zwiazku Walki Zbrojnej w kwietniu
1941 r., a reszta, w kwietniu 1943 r., porozumiala sie z Robotnicza
Partia Polskich Socjalistow tworzac PAL, Polska Armie Ludowa, z Boruckim
na czele.

Gestapo aresztowalo Hulewicza, ps. "Grzegorz", 30 lub 31 wrzesnia 1940 r.
(sa rozne wersje dat i okolicznosci tego aresztownia). Uwiezili go w
Pawiaku i meczyli w dlugotrwalym sledztwie. Wraz z 28 innymi wiezniami z
Pawiaka, miedzy ktorymi bylo czternascie kobiet, zamordowany zostal w
Palmirach 12 czerwca 1941 roku.

Zgineli wtedy takze: Jerzy Szurig, prawnik, publicysta, dzialacz
syndykalistyczny, byly redaktor "Frontu Robotniczego", pracownik Biura
Informacji i Propagandy KG ZWZ i Stanislaw Piasecki, przedwojenny
redaktor naczelny i wydawca tygodnika "Prosto z mostu", a w czasie
okupacji redaktor pisma "Walka". Byl on zwiazany z ONR - Obozem
Narodowo-Radykalnym.

O "Prosto z mostu" tak pisze w "Dwudziestoleciu Literackim" Andrzej
Zawada:


        Pismo zdobywalo czytelnika atrakcyjna i poniekad
        agresywna publicystyka, upodobaniem do politycznego
        skandalu i insynuacji oraz niezlym poziomem
        literackim.

        Dla "Prosto z mostu" pisali: Galczynski, Micinski,
        Irzykowski, Parnicki, Illakowiczowna, Dobraczynski...
        Widoczne poparcie pisma dla ideologii faszystowskiej 
        i antysemityzmu doprowadzilo w roku 1938 do rozlamu w
        tygodniku i z redakcji odeszli Micinski, Andrzejewski
        oraz Jerzy Waldorff. Pismo trwalo jednak az do wybuchu
        wojny, majac tyluz zwolennikow, co zdecydowanych
        wrogow.


"Walka" to byl tygodnik informacyjno-polityczny, wydawany w Warszawie w
latach 1940-45 przez Centralny Wydzial Propagandy Zarzadu Glownego
Stronnictwa Narodowego, pod redakcja Stanislawa Piaseckiego, Wiktora
Troscianko i Jana Dobraczynskiego.

Potrafila "Walka" napisac przyzwoicie o Powstaniu w Getcie. Ale inaczej
perorowala juz o "kwestji zydowskiej", widzac ja jako ciagle aktualna,
o zagrozeniu ekonomicznym Polski przez Zydow, o majatku i wplywach
politycznych Zydow. O restytucji majatku ruchomego i nieruchomego
Zydow pisano w "Walce" zlosliwie, z przekasem, a czesto podle i
nikczemnie. Juz wtedy, nawet wtedy...

W grudniu 1940 lub na poczatku 1941 r. ukazala sie w Warszawie drukiem
Tajnych Wojskowych Zakladow Wydawniczych "Antologia poezji wspoczesnej",
trzydziestostronicowy tomik poezji wojennej (inne zrodla podaja koniec
1941 r. jako date wydania tej antologii). Nosila fikcyjna date wydania
1937, a pod pseudonimem inicjatorow i wydawcow - "Narcyz Kwiatek" -
ukrywali sie Jan Janiczek i Stanislaw Milaszewski (przekreslone l, jak w
slowie 'slowo').

Janiczek, dotad nie znany jeszcze jako poeta, urzednik PKO, dziennikarz,
i redaktor prasy podziemnej (kierowal wydaniem prowincjonalnym "Biuletynu
Informacyjnego"), byl autorem nieomalze wszystkich wierszy wrzesniowych.
Podpisal je psudonimem "Swiadek".

Stanislaw Milaszewski, poeta i dramaturg, przedwojenny prezes
Zjednoczenia Polskich Pisarzy Katolickich opublikowal tom poezji "Gest
wewnetrzny" juz w 1911 r. Mimo innych literackich polaczen wydawniczych
Milaszewski wspolpracowal glownie z prasa endecka. Z Wanda Milaszewska i
Janem Rembielinskim, publicysta endeckim, opracowal i wydal jakies trzy
lata przed wojna zbior "Chor wiekow", przemilczany (czyzby milosciwie?)
przez czasopisma literackie.

"Antologia poezji wspolczesnej" zawierala 32 wiersze: 16 o obronie
Warszawy, a reszta o wydarzeniach po klesce wrzesniowej, w kraju i za
granica, zgrupowane pod tytulami "Egzekucje", "Z oflagow" i "Z tamtej
strony".

Jest w niej dobrze znany "Alarm" Slonimskiego, wiersz nadeslany z
niewoli przez Andrzeja Nowickiego o Warszawie zaczynajacy sie: "Gdy o
ojczyznie mojej mysle", "Swiety Boze" Kazimierza Wierzynskiego i
ponizszy wiersz Witolda Hulewicza:


                    MOGILA NA SKWERZE

        Noga/ mozna potra/cic, tuz obok rynsztoka.
        W biednych kwiatach i helmu stalowym rynsztunku
        Krzywy napis: Nieznany - i z blota powloka,
        I slowa twardej chwaly: padl na posterunku.

        Jemu to sie/ nalezy najszczerszy z pacierzy,
        Co umieraja/c szeptal: Warszawy nie damy!
        Grob na skwerze ulicznym, krzyz z okiennej ramy,
        Taka mala mogilka - a w niej wielkosc lezy!


Kurierzy podziemia przerzucili te antologie za granice i w 1942 r.
przedrukowano ja w Glasgow. Przypominam, ze w Szkocji znajdowala sie
wtedy duza czesc polskiego wojska. W przedmowie do niej Tymona
Terleckiego czytamy:


        Ta poezja szorstka czesto zgrzebna, czasem prostacka,
        lekcewazaca wymyslnosc, nawet poprawnosc poetyckiego
        ksztaltu, jest bezwglednie prawdomowna. Daje
        swiadectwo prawdzie rozgromu i prawdzie zaiste
        nieludzkiego przesladowania.
        Nie darmo szereg wierszy podpisano "Swiadek".


                               III


Obszerniejsza i zdaniem krytykow o wiekszych walorach poetyckich
konspiracyjnie wydana w Warszawie antologia polskiej poezji ukazala
sie w kwietniu 1942 roku, w szacie graficznej wspomnianego juz poprzednio
Stanislawa Kunstettera. Byla to "Piesn niepodlegla. Poezja polska czasow
wojny", wydana przez "Oficyne Polska", w imponujacym nakladzie 1600
egzemplarzy.

Zalozycielem "Oficyny" byl Kaziemierz Zenon Skierski, wspolpracownik
Polskiego Radia, dziennikarz i literat. Nowa praca Jacques Maritaina,
"A travers le desastre" wydana na poczatku 1941 r. w Nowym Jorku, a
przetlumaczona przez Milosza pt. "Drogi Kleski", byla pierwsza pozycja
wydawnicza tej firmy. Slusznie napisal Milosz wyjasniajac dlaczego
podjal sie tej pracy w swym slowie od tlumacza, ze


        J. Maritain jest czolowym przedstawicielem
        wspolczesnej filozofii katolickiej. Filozofia tan
        nawiazujac do mysli sw. Tomasza z Akwinu, wywiera
        w ostatnich czasach silny wplyw na umysly, wplyw,
        ktoremu ulegaja nie tylko katolicy.


Antologia zas ulozona byla i zaopatrzona przypisami przez "ks. J.
Robaka", pod ktorym psudonimem ukrywali sie wlasnie trzej pisarze:
Czeslaw Milosz, Jerzy Zagorski i Jerzy Andrzejewski.

Jej 127 stron podzielone sa na piec czesci: Zwiastuny Burzy, Ludzka
Skarga, Spokojne Spojrzenie, Piesn Wiary i Droga do Polski. Zawiera 34
wiersze (lub fragmenty) wybitnych poetow z roznych pokolen - Wladyslawa
Sebyly, Jerzego Zagorskiego (kolegi Milosza z Wilna i wspolzalozyciela
grupy "Zagary"), Stanislawa Balinskiego, Tuwima, Broniewskiego, Staffa,
Milosza, Swiatopelka Karpinskiego, Anny Swirszczynskiej, Jozefa
Stachowskiego, Romana Kolonieckiego, Milosza, Baczynskiego i Witolda
Hulewicza. Jeden wiersz przelozyl z francuskiego Milosz, jednego ani
tytul, ani autor nie jest znany.

Krzysztof Kamil Baczynski byl jedynym debiutantem w tym gronie.
Zalaczone sa jego: "Bohater", "Psalm o lasce" i "O miasto, miasto -
Jeruzalem zalu". Brakuje w tym zbiorze innych poetow z rodu Anhellich, o
czym Milosz pozniej pisal troche z zalem, przyznajac sie, ze zbyt
krytyczny mial stosunek do poetow z grupy "Sztuki i Narodu", jak Gajcy,
Trzebinski i Stroinski.

Wszystkie wiersze drukowane byly nie pod pseudonimem lecz anonimowo.

Mam, niestety, nie oryginal, ale tylko przedruk tego pamietnego tomiku.
Z tamtych czasow sam nic nie uratowalem oprocz skorzanego portfela,
podarunku urodzinowego od ojca. Nawet legitymacje AK wyluskal mi z niego
gestapowiec w Austrii. Wspanialomyslnie dal mi we Wloszech Janek
Ciechanowski (bylismy wtedy razem w Korpusie gen. Andersa), pozniejszy
historyk Powstania Warszawskiego, egzemplarz "Biuletynu Informacyjnego",
ktory mial specjalne dla mnie znaczenie. I zrobil to spontanicznie, jako
przyjemna dla mnie niespodzianke.

Wrocmy jednak do Witolda Hulewicza. Oto jego wiersz z "Piesni
niepodleglej":


                          WARSZAWA

        Trupie ulice, domow bohaterskich zwloki
        Dymia/ krwia/ jeszcze ciepla/, ktora nie zastygnie.
        Nad Warszawa/ ge/stnieja/ strasznej zemsty mroki
        W glodu, ognia i wojny oble/dnej malignie.

        Spalony zamek - wieze zburzonych kosciolow,
        Tra/d pociskow na murach, wygryzione wrzody,
        Stolica gruzow, - cmentarz smiertelnych aniolow,
        Parki nie daja/ cienia, ni Wisla ochlody.

        Lecz nad gruzami, zbrojno, nieodmienna/ droga/,
        Co nowa/ hekatomba/ zrobila sie/ zyzna,
        Ksia/ze jedzie na koniu z przestrzelona/ noga/
        I ponad trupy mowi: Honor i Ojczyzna!


Podaje wersje Milosza. W innych sa drobne roznice, np. "Lecz nad
zgliszczami..." zamiast, jak powyzej, "...gruzami,...".

Nie ma Hulewicza w indeksach wydan angielskich i polskich "Historii
Literatury Polskiej" Milosza. Nie znalazlem go w wielu antologiach.

A surowo rozprawil sie z jego czasopismem literackim profesor Julian
Krzywicki gdy omawial "Skamandra", czyli "tryumf liryki":


        Nad tym nurtem podstawowym, donioslym, bo tworczym,
        chwilowo braly jednak gore inne, zaskakujace swa
        osobliwoscia i sensacyjnoscia, by rychlo przejsc bez
        sladu. Tak bylo z poznanskim ekspresjonizmem, juz w
        r. 1917 propagowanym przez braci Hulewiczow, Jerzego
        i Witolda, ktorzy wystepowali pod znakiem
        Przybyszewskiego, jako zwiastuna i glosiciela nowej
        rzekomo sztuki.

        Dlugie i metne wywody na temat krotkich,
        a bezwartosciowych probek tej sztuki, pisywane przez
        wspolpracownikow "Zdroju", nie zawsze obeznanych z
        gramatyka, sprawily, iz ekspresjonizm poznanski nie
        zdobyl uznania i rychlo poszedl w niepamiec.


(Porownanie oceny "Zdroju" przez profesora Krzywickiego z ocena innych
krytykow literackich zajeloby za duzo miejsca i czasu. Moze zrobie to
innym razem).

Ale przeczytajmy takze slowa Leslawa M. Bartelskiego. Jest to pisarz,
poeta, komentator i kronikarz opisywanych tu wydarzen, ktory osobiscie
znal, studiowal razem z nimi i przyjaznil sie z wieloma wspomnianymi tu
ludzmi podczas okupacji, m.in. z Krzysztofem Baczynskim.

Tak pisze Bartelski o wierszach wybranych przez Milosza, Andrzejewskiego
i Zagorskiego (sam fakt wyboru przez nich tez musi przeciez cos
znaczyc), a wiec i o wierszu Hulewicza:


        Zestaw utworow, jak i zjednanie sobie wybitnych
        pisarzy dowodzilo troski redaktorow antologii o jej
        artystyczny poziom. Staranna selekcja wierszy,
        zrezygnowanie z wielu popularnych utworow natretnych
        w sensie agitacyjnym oraz odpowiedni dobor tekstow
        sprawily, ze "Piesn niepodlegla" nabrala zupelnie
        innego waloru i wymowy anizeli dotychczasowe
        kospiracyjne publikacje.

        Byla rzeczywiscie antologia poezji, wyborem zarowno
        najlepszych, jak i charakterystycznych wierszy.


Witold Hulewicz, ps. "Grzegorz", stracil zycie w potworny sposob,
w okropnym czasie, w sluzbie drogiego mu kraju. Requiescat in pace.


                                                                    tkg
_________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz

Adresy redaktorow:  krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                  
Copyright (C) by Jurek Krzystek (1997). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. 
_____________________________koniec numeru 140___________________________