___________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| ____________________________________________________________________ Piatek, 28.02.1992. nr. 14 ____________________________________________________________________ W numerze: Maciek Cieslak - Rzadza swiatem !? (II) Jurek Karczmarczuk - Wokol cyrkla i katownicy Krzysztof Maslon - Krol polskiego swiatla Wiktor Marek - Ay Carmela Jurek Krzystek - Polemika: dlaczego komunizm upadl Jan Glinka - Odpowiedz na polemike ____________________________________________________________________ Od redakcji [J.K-ek]: Dzis oprocz kilku innych tekstow, druga czesc obu artykulow o masonerii, rozpoczetych w nr. 12. Zamiast wstepu, fragment wspomnien Jana Nowaka-Jezioranskiego: "Wysluchiwalismy z przejeciem dlugich, wspanialych monologow Stanislawa Stempowskiego. Pan Stanislaw mowil wolno i precyzyjnie, dzielac sie myslami, spostrzezeniami i doswiadczeniami calego swego dlugiego zycia. Dziwna stanowili pare z autorka "Nocy i Dni". On wysoki, piekny starzec, z patriarchalna siwa broda, ona mala, niepozorna, lekko zezowata. O Stempowskim mowilo sie powszechnie, ze byl masonem wysokiego stopnia, podobno nawet Wielkim Mistrzem. Pod wplywem bliskiego, przez jakis czas prawie codziennego obcowania z tym niezwyklym czlowiekiem, wyzbylem sie wszelkich utartych uprzedzen na temat tego tajemniczego stowarzyszenia. Od pana Stanislawa bila madra szlachetnosc i zarliwy patriotyzm, wyprany z wszelkiej nienawisci, nietolerancji i szowinizmu. Odnosilem wrazenie, ze wiecej w nim bylo milosci blizniego, siegajacej poprzez wszelkie podzialy, niz w niejednym zdeklarowanym katoliku. Byl chodzaca encyklopedia humanistycznej wiedzy i mozna sie bylo od niego nauczyc." Jan Nowak - "Kurier z Warszawy" - str. 92 (przytoczyl Andrzej M. Kobos) ____________________________________________________________________ RZADZA SWIATEM ?! (II) =========================== Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) W koncu maja 1990 r. pierwszy sekretarz ambasady sowieckiej w Paryzu, Jurij Rubinski, przekroczyl progi Wielkiego Wschodu Francji przy ulicy Cadet w Paryzu, aby dac wyklad na temat pieriestrojki. Niedlugo potem przez jego rece zlozono w Moskwie podanie w sprawie oficjalnego otwarcia lozy masonskiej na owczesnym terytorium ZSRR. Niestety dokument nie doczekal sie nowego prawa o stowarzyszeniach w Zwiazku. Dzis czeka na nie w Rosji. Powstala luke z powodzeniem zapelnia zalozony w Moskwie paramasonski "Rotary Club". Zrzesza on tak prominentne osobistosci jak: b. minister sprawiedliwosci RFSRR Nikolaj Fiodorow, b.przewodniczacy Najwyzszej Rady Gospodarczej RFSRR Michail Boczarow czy b.przewodniczacy Moskiewskiego Komitetu Wykonawczego Jurij L/uzkow. O sytuacji w Rumunii wiadomo tylko tyle, ze z powodow, ktorych przywodcy masonscy jakos nie moga zrozumiec, slowo "mason" w swiadomosci Rumunow jest synonimem diabla. Wyjasnienia tego stanu rzeczy szuka w wywiadzie dla "La Monde" Ragache: - 'Mowi sie - wyznaje Wielki Mistrz, - ze Ceausescu w chwili smierci mial na sobie sznur masonski...' NAJWIECEJ OBAW BUDZI JEDNAK POLSKA. Bracia chcieliby wystartowac, ale 'nie bedzie to latwe przy kar- dynale Glempie' - prorokuje wspomniany juz Andre Combe. Masoni wie- dza, ze czekaja ich ciezkie boje wyznaniowe z polskim Kosciolem Katolickim. Dawniej wolnomularstwo bylo u nas bardzo popularne. Tak sie zlozylo, ze czas poznego Oswiecenia, wielkiej mody na masonerie i rozrastania sie loz, zbiegl sie ze zrywem do ratowania I Rzeczpospolitej. W 1777 r. do lozy masonskiej wstapil krol Poniatowski. Nie siedzial tam bynajmniej sam. Towarzystwo bylo doborowe: Ignacy Potocki, Juliusz Ursyn Niemcewicz, Adam Czartoryski czy Kazimierz Nestor Sapieha. Jesli chodzi o owczesne elity to tylko czasem mowi sie np. tworcach Konstytucji, ze jedno jest pewne: masonem nie byl Hugo Kolataj. Nie mogl byc masonem, bo byl ksiedzem katolickim... W lozach znalezli sie rowniez przeciwnicy ruchu reformatorskiego. Wiadomo jednak, ze loze nie byly wowczas w Polsce miejscem "robienia polityki". Staly sie nim, poczawszy od czasow napoleonskich. W 1810 r. w Ksiestwie Warszawskim powstaje "Wielki Wschod Narodowy" zdecydowanie antypruski. Prawdziwe "warsztaty patriotyzmu i walki" - bo tak nazy- wano juz wowczas niektore loze masonskie - powstaja dopiero w Kro- lestwie Polskim, glownie dzieki Stanislawowi Kostce Potockiemu. Potocki, o ktorym mowiono, ze jest najbogatszym czlowiekiem w Euro- pie, mial wielkie wplywy na dworze carskim. Aleksander poczatkowo popieral nawet masonow polskich; ich kosmopolityczno-wolnosciowa ideologia dobrze wspolgrala z carskimi planami stopniowego gaszenia zapedow narodowych przez liberalizacje zycia. Nim sie jednak obejrzal bylo juz za pozno. Potocki zalozyl 26 loz. Wsrod nich loze wielkich mistrzow Wolnomularstwa Narodowego, gdzie obmyslano m.in. scenariusze przyszlego powstania. Jednym ze wspolzalozycieli 'Narodowego' byl Walery Lukasinski - naowczas (1819) mason z osmioletnim stazem. Nie pomogly dekrety carskie, ten z 1821 i nastepne, zakazujace dzialalnosci tajnych stowarzyszen. Masoneria przetrwala. W wieku XX opowiada sie zdecydowanie przeciw systemom totalitar- nym. Przynaleznosc do masonerii jest karana w Niemczech i Wloszech wiezieniem. Ciekawe, ze internacjonalistyczni w pogladach masoni zostaja uznani za wrogow rowniez przez komunistow. W 1922 r. Kon- gres Miedzynarodowki Komunistycznej specjalna uchwala nakazuje opuszczenie masonskich foteli. Kiedy papiez Klemens XII w 1738 roku wydal po raz pierwszy w historii dokument okreslajacy KATOLICKIE STANOWISKO wobec masonerii, ta byla juz popularna i uznawana w calej Europie. Poczynajac od tego listu apostolskiego (In eminenti apostolatus specula) poprzez 14 encyklik antymasonskich i okolo 600 dokumentow podpisanych przez papiezy, sposob podejscia Kosciola do "sztuki krolewskiej" niewiele sie zmienil. Oficjalne dokumenty jedno- znacznie zabraniaja katolikom nalezec do masonerii. Masonom nie wolno przystepowac do sakramentow. Jednoczesnie Kosciol powstrzy- muje sie od polemizowania z doktryna wolnomularska i tym samym unika jej przedstawiania. W roku 1884 pojawila sie encyklika "Humanum genus" Leona XIII (autora slynnej encykliki spolecznej "Rerum Novarum") poswiecona w calosci katolickiemu stosunkowi do masonerii. Jest w niej jeden moment, na ktory Kosciol kladzie szczegolny nacisk. Chodzi o zasade bezwzglednego posluszenstwa nieznanemu przelozonemu, nawet jesli sumienie sie temu przeciwstawia, czyli o istote slubow masonskich. 'Udawac innego i chciec pozostac w ukryciu - pisze papiez - zwiazywac z soba ludzi jakby to byly przedmioty, stanowczo i bez dostatecznego objasnienia, o co chodzi, uzywac zdanych na cudza wole do wszelkiego przestepstwa (...) jest potwornoscia, ktorej natura sie sprzeciwia.' Dla jasnosci trzeba powiedziec, ze tej encyklice, jak zreszta i innym dokumentom towarzyszy duch daleki od demonizowania masonerii. Podobnie oficjalne wypowiedzi drugiej strony nie demonizuja ani uwlaczaja Kosciolowi - tak twierdza kompetentni ksieza katoliccy. Trudno jednak powiedziec, zeby unikneli tego wyznawcy. Fobia antykoscielna opanowala braci w czasie XIX-wiecznych rewolucji burzuazyjnych, natomiast chrzescijanskie owieczki ulegly alergii antymasonskiej w latach miedzywojennych, zwlaszcza w Polsce. Dopiero powstanie dwudziestowiecznych panstw totalitarnych i wspol- ne przesladowania faszystowskie i komunistyczne zblizyly Kosciol i Loze. Na fali koscielnej odnowy posoborowej w 1974 r. doszlo do bez- precedensowego wydarzenia. Konferencja Episkopatu Niemiec podjela oficjalne rozmowy z Wielkimi Lozami Zjednoczonych Niemiec, aby sie przekonac czy w masonerii zaszly takie zmiany, ze katolicy mogliby do niej nalezec. 'Po zbadaniu trzech pierwszych stopni - mowi oswiadczenie episkopatu wydane w 1980 r., po szesciu latach rozmow - Kosciol katolicki musial stwierdzic roznice podstawowe i nieprzezwyciezalne. Masoneria nie zmienila sie w swej istocie. Przynaleznosc do niej stawia pod znakiem zapytania podstawy bytu chrzescijanskiego.' Raz jeszcze podobne stanowisko, zatwierdzone przez papieza Jana Pawla II, oglosila Sw. Kongregacja Nauki Wiary w 1983 roku. Nauka katolicka i wolnomularska mialy zawsze punkty styczne: antymaterializm, dobroczynnosc, afirmacje wolnosci czy ustalone miejsce rytualow i obrzedow. Jednak POZOSTALY NIEPRZENIKALNE w kwestiach zasadniczych. Katolicka wiara w objawienie i mozliwosc poznania prawdy obiektywnej stoi naprzeciw masonskiemu relatywizmowi. Najlepiej przytoczyc tu slynna mysl Lesinga (ojca filozofii krytycznej), ktorego masoni z namyslem obrali sobie za mistrza. -'Jesliby Bog trzymal w zamknieciu po swojej prawicy cala prawde, a po lewicy jedyny, zawsze zywy ped ku prawdzie, chociaz z dodatkiem, ze sie zawsze i wiekuiscie myle. I gdyby mowil do mnie: - Wybieraj! Upadlbym mu w pokorze ku jego lewicy i powiedzial: - Ojcze daj! Czysta prawda jest tylko dla Ciebie jednego.' W postawie masonskiej znajdziemy wiele inspiracji oswieceniowych. Mularze buduja "GMACH SZCZESLIWOSCI LUDZKIEJ" opartej na fundamencie rozumu. Wystarczy - upraszczajac - nie byc ignorantem, zeby zmienic siebie, ludzi i swiat. Religia jest tylko moralnoscia. Mularze wierza, ze wolni i madrzy ludzie moga budowac ponadwyznaniowa moralnosc - religie humanistyczna. Zapytamy wiec, skad tyle koscielnych dokumentow, encyklik i w ogole ten caly katolicki lek przed masoneria? Lek przed symboliczna masonska "kielnia" bierze sie (bierze, nie-bral!) stad, ze koncepcja budowy wspomnianego Gmachu interpretowana byc moze jako program wystawienia Antykosciola. Kosciol taki, gdyby powstal, musialby byc odbiciem w lustrze Kosciola katolickiego. Dlaczego? Relatywizm masonski oznacza przyjecie dualizmu dobra i zla. Dualizm taki, istotnie, przenika gleboko doktryne wolnomularska. Na przeciw jej stoi fundamentalne przekonanie katolika o wyzszosci dobra-bytu nad zlem-niebytem, ze wszystkimi tego nastepstwami. Katolik nie moze wierzyc we wszechmoc tak Boga jak Szatana. Tylko Bog jest wszechmocny. Natomiast mason - jak najbardziej! Tak ma prawo kojarzyc sie to katolikowi. Czy istotnie kojarzyc sie musi? Otoz nie zawsze. Wolnomularski Wielki Budowniczy Wszechswiata pozostawiony jest w zasadzie braciom do dowolnego pojmowania. Regula ta obowiazuje wszystkich wtajemni- czonych w pierwsze cztery stopnie, te tzw. "przedszkola janowe", otwarte na swiat i najpowszechniejsze. Co do stopni wyzszych - z zasady, niewiele wiadomo. Idea masonska moze wiec inspirowac do ponadwyznaniowego jedno- czenia religii, bo nie stawia warunkow co do pojmowania Boga. "Wielki Budowniczy" jest jednak najczesciej pojmowany przez braci bezosobowo, jako Przyczyna, Pierwszy Zegarmistrz albo idea Dobra, Zla, Chaosu czy Harmonii. To ktos zupelnie inny niz chrzescijanski zywy Bog osobowy. Tutaj rowniez wolnomularstwo i chrzescijanstwo rozmijaja sie. I jeszcze jeden moment ustawia chrzescijan i masonow naprzeciw siebie. Chodzi o ow skrytykowany przez Leona XIII obo- wiazek posluszenstwa przelozonemu, ktorego nie znamy z imienia i nazwiska. Dlaczego jest nie do przyjecia? Raz, sprawa nie-wolnego sumienia, dwa - to bardzo ciekawe - mowi sie w Kosciele, ze naj- doskonalszym sposobem dzialania Szatana jest doprowadzenie do tego, zeby sluchac go tak, aby nie wiedziec, ze to wlasnie jego sie slucha! Do tego wszystkiego jeszcze ta wszechobecna, niewzruszona, uznana za zasade i regule - tajemnica... * * * Obawy Andre Combe'a co do przyszlosci masonerii w Polsce sa chyba uzasadnione, jesli zwazyc na wplywy Kosciola Katolickiego w Polsce. Tym bardziej, ze 'Kosciol Polski ma swoich wrogow nie tylko w komunizmie ale i masonerii i w poganskim kapitalizmie' (Kardynal S. Wyszynski - "Pro memoria"). Tymczasem na przelomie 1993/94 r. zaplanowane jest wielkie europejskie spotkanie masonskie. Gdzie? W bylym zamku biskupim w Gnieznie... ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ A teraz odpowiem prywatnie na pytanie z tytulu. Czy rzadza swiatem? - Pewnie, ze rzadza! A jesli ktos ma jakies watpliwosci, ze to nie ludzie tylko diably to niech poslucha: JEST WIELCE PRAWDOPODOBNE, ZE MASONERIA UWIEZILA W LOCHACH WATYKANU OJCA SWIETEGO I POSADZILA NA TRONIE PAPIESKIM JEGO SOBOWTORA, A SWOJEGO ZAUSZNIKA. "TEN PAPIEZ" MA POGRAZYC KOSCIOL! (Przekonani nie musza czytac dalej.) Powyzsze, jest znana moze niejednemu, scena z ksiazki Andre Gide "Lochy Watykanu". Ksiazka nie jest wlasciwie ani o masonach, ani lochach i Watykanie. Jest o ludziach ogarnietych fobia, ktorzy - autor przeprowadza caly dowod - nawet w takie brednie potrafia uwierzyc! ---------------------- Maciek Cieslak _____________________________________________________________________ WOKOL CYRKLA I KATOWNICY ======================== Jurek Karczmarczuk Aby moc rozprawiac o masonerii trzeba przede wszystkim zdac sobie sprawe, ze wolnomularstwo jako takie to jest jeszcze wieksza abstrakcja niz chrzescijanstwo jako takie. Istnieja wspolne korzenie roznych nurtow i odlamow, istnieje jakas wiez, ale nawet w sferze dogmatyki wystepuja roznice miedzy roznymi obediencjami w tym samym panstwie. W ramach tego samego nurtu istnieja roznice narodowe, teraz mniej widoczne, ale kiedys uniemozliwiajace jakikolwiek kontakt miedzy np. masoneria francuska i niemiecka. Po 1870 sie bardzo zepsulo, a po pierwszej wojnie swiatowej doszlo do rozlamow, do wzajemnych oskarzen o zdrade - en bref - w historii masonerii Europejskiej jest az nadto dowodow, ze ZAWSZE gdy nastepowal konflikt miedzy masonskimi idealami a problemami narodowymi, te drugie braly gore. Tezy o miedzynarodowych spiskach sa warte smiechu. Czy masoneria jest tutaj liczaca sie liczbowo sila? Tytul jednego z artykulow w "L'Express" brzmi: "Sila - nie! Wplywy - Tak!". Masoneria francuska tuz przed wojna liczyla ok. 80 000 czlonkow, a teraz maja mniej wiecej tyle samo. We Francji jest piec glownych obediencji: Grand Orient, ponad 30 000 czlonkow w 620 lozach, Grande Loge de France z ok. 20 000, Ruch Praw Czlowieka (jedyny odlam mieszany, bardzo stary i zacny, znany w Anglii jako Co-Masonry), Loza Zenska, oraz Grande Loge Nationale, ta ostatnia najbardziej konserwatywna i zamknieta. Grand Orient jest najbardziej upolityczniony, o charakterze cokolwiek liberalo-lewicujacym i najbardziej go widac na zewnatrz. Do swojej wielkiej swiatyni przy rue Cadet w Paryzu czesto zaprasza "cywilnych" politykow, na tzw. "biale" posiedzenia (dopuszczajace 'profanow'). Ale wszystkie francuskie obediencje, nawet te zamkniete sa dosc aktywne w dziedzinach zwiazanych z prawami czlowieka. Byly Wielki Mistrz GODF byl jednym z glownych czlonkow rzadowej misji mediacyjnej w Nowej Kaledonii. Jak widac, mnie najbardziej interesuje zjawisko masonerii jako ruchu spolecznego, wprawdzie elitarnego i zamknietego, ale dzialajacego na zewnatrz. Tym niemniej od samego poczatku byl to ruch spirytualny, z wszystkimi tego pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami. Niespecjaliscie (i niemasonowi) jest dosc trudno znalezc ostre granice miedzy wolnomularstwem a rozmaitymi pradami filozoficznymi i sekciarskimi, ktore sie zen krzyzowaly. Mielismy w Europie i Rozokrzyzowcow i Martynistow, spirytystow i okultystow. Mielismy Teozofie, produkt rosyjsko-amerykanski rozpropagowany za Atlantykiem przez madame Helene Blawacka (w Polsce do Teozofow nalezaly m.in. Orzeszkowa i Rodziewiczowna). W ruchy masonskie czy para-masonskie byli zamieszani i specjalisci od Kabaly i specjalisci od ezoteryki Egipskiej (do tej pory istnieje egipsko-gnostyczny odlam wolnomularstwa zwany Memphis-Misraim). Zydowska wersja masonerii: B'nai Brith, ktorej glowna domena byla samopomoc, dzialalnosc ksztalceniowa i spoleczna grupowala tez i dzialaczy syjonistycznych zanim jeszcze powstalo slowo syjonizm, i takze specjalistow od Golemow i dybbukow. Pozytywnie rozwijaly sie kontakty miedzy masoneria a Antropozofami. Ale nawet masoni, ktorzy lekce sobie waza takie nonsensy jak transcendentalnosc [sqrt(5)-1]/2 (transcendentalnosc w sensie filozoficznym, sprobowalby ktory moj student, wszystko jedno mason czy nie, nie wiedziec, ze matematycznie to jest liczba algebraiczna a nie przestepna!) lubia sluchac o estetyce geometrycznej; nawet przyziemni przedsiebiorcy, czy lekarze z sympatia traktuja zmasonizowana legende o synie wdowy Hiramie, budowniczym Swiatyni Salomona zamordowanym przez nieuczciwych towarzyszy i uwazaja, ze masonski termin "Swiatynia Ludzkosci" NIE jest pojeciem wyzutym z sensu. Bardzo przyziemni duchem naukowcy-przyrodnicy akceptuja hermetyczny jezyk masonow jako JEZYK, jako pewne medium komunikacji pozwalajace czasami tworzyc jakies uogolnienia konceptualne nawet jesli 99 procent tego symbolizmu to jest belkot. W obediencjach bardzo ortodoksyjnych akceptuje sie stary styl inicjacji podczas ktorej wprowadza sie adepta z obnazona lewa noga i prawym ramieniem (albo na odwrot, oczywiscie nie widzialem nigdy osobiscie) mimo, ze wszyscy widza jaki to potworny idiotyzm. Chodzi tu WLASNIE o ten element upokorzenia, przez ktory trzeba przebrnac z godnoscia i z poczuciem dobrowolnosci. Cala procedura inicjacji trwa dosc dlugo, a przynaleznosc do masonerii bywa klopotliwa. Mason francuski niezaleznie od placenia co roku 1400 frankow (dane z zeszlego roku, polowa dla swojego warsztatu, polowa dla Lozy, a moze teraz to wzroslo, bo GO solidnie inwestuje w odnowe masonerii w Europie Wschodniej) przez pierwszy rok w ogole nie ma prawa zabierac glosu na posiedzeniach. Mam podejrzenie, ze gdyby wyznania protestanckie pozostaly pradami duchowymi, gdyby sie nie spolitykowaly, nie zaplataly w aparat przemocy edukacyjnej, spolecznej, czy wojskowej, to masoneria nie mialaby szans rozwoju. Nie bylaby potrzebna. Protestanci czesc katolickich dogmatow zastapili jednak wlasnymi prawami, a walczac o istnienie okrzepli i stworzyli potezne organizacje, ktore nie mogly byc punktem wyjscia dla wszystkich indywidualnie myslacych intelektualistow. Bo tu chodzi o pewna indywidualna wolnosc myslenia. Interpretacja Pism nalezy do czytajacego. Wolno, a nawet nalezy sie spierac, nie ma oficjalnej Wykladni. Loza ma przypominac "hiszpanska oberze", do ktorej przychodzi sie z wlasnym wiktem, mozna sie dzielic z sasiadami. To dotyczy i spraw bardzo duchowych i spolecznych i estetycznych. Krytyka koscielna, o "nieznanym szefie, ktoremu in blanco przysiega sie posluszenstwo" moim znajomym masonom wydaje sie kompletnie wyssana z palca i pozbawiona krzty sensu. Z polityka to bywa roznie, bo klopoty sie zaczynaja juz na poziomie definicji tego slowa. W wielu lozach od samego poczatku masonerii dyskusje na tematy polityczne zostaly na wszelki wypadek zakazane (miedzy innymi po to, by ich o cos wladze nie oskarzyly). Ale wtedy wyszla na jaw perelka w ususie angielszczyzny: otoz okazalo sie, ze w tym pieknym jezyku te dwa wieki temu do polityki bylo zaliczane krytykowanie wladz. Chwalenie wladz nie bylo polityka. Ja rozumiem, ze nam Polakom nie potrzeba wiecej, aby wyobrazic sobie atmosfere, ktora mogla sie byla rozwinac w takich lozach... We Francji bez polityki sie nie dalo i sie nie da. Masoneria od poczatku byla zaangazowana w ruchy, ktorych pewnym zwienczeniem byla Rewolucja 1789. W swoim czasie modne bylo nawet chwalenie/ganienie masonerii za to, ze stanowila forpoczte ruchu, ze przygotowala grunt, ze knula i szpiegowala, ze urzadzala prowokacje z obu stron: dzikie demonstracje ludu i brutalne ciemiezenie tegoz przez arystokracje ("rewelacje" ex-masona i ex-jezuity Barruela od ktorego pochodzi wiekszosc sloganow o spiskach zydo-masonskich ). Albo, ze odwrotnie, ksztalcila intelektualistow i dowodcow republikanskich (np. Lafayette), ze w koncu "Liberte, Egalite, Fraternite", to byly znane hasla masonskie, co latwo sprawdzic w dokumentach, ze w Konstytuancie bylo 17% braci masonow wsrod reprezentantow Trzeciego Stanu, 28% wsrod szlachty i cale 6% wsrod kleru... A naprawde, to byli wszedzie. Rzeczywiscie, hasla mieli postepowe i ludzkie. Ale nie wszyscy. I nie takie same. Jeden z czolowych arystokratow postepowych owych czasow, Filip Orleanski (ksiaze Egalite), ktory byl Wielkim Mistrzem GO, po radykalizacji ruchu rewolucyjnego zdymisjonowal, zerwal z masoneria i zaczal jej przeszkadzac. A oni pewnie jemu. Bardziej demokratyczne loze mogly sie smiac z braci z Sabaudii, ktorzy sie tytulowali "bracie markizie", albo "bracie hrabio", ale gdy w dokumentach np. z Tuluzy czytamy, ze choc ludzie sa rowni, to przyjmowac beda jedynie szlachcicow i oficerow, gdyz od ludzi wyzszego stanu nalezy wiecej wymagac, to nie dziwimy sie, ze przyjaciolka Marii Antoniny byla ksiezna Lamballe, Wielka Mistrzyni, zgilotynowana za Terroru; ze bardzo wielu masonow w Armii popieralo Ludwika XVI i musialo emigrowac; ze glowni teoretycy kontrrewolucji, Joseph de Maistre i Burke byli masonami. I ze do tej pory w przepisach roznych obediencji sa klauzule, ze przyjmuja tylko ludzi (na przyklad) od dwudziestego piatego roku zycia, ktorzy posiadaja godziwe wyksztalcenie i zawod, ALE od tych ograniczen sa zwolnieni synowie braci masonow. Wiadomo, ze za Napoleona masoneria sluzyla raczej autorytaryzmowi niz demokracji, ale my i tak lubimy Napoleona i jego czasy, wiec... Polityczne rozbicie masonerii siega pozniej szczytu, zwlaszcza na poczatku dwudziestego wieku, gdy dazenia narodowe takie i owakie, od hegemonii, poprzez separatyzm i secesjonizm az do dazen niepodleglosciowych kompletnie zalatwily odmownie jednosc ruchu masonskiego na kontynencie i np. czesto jedyne kontakty miedzy lozami niemieckimi a francuskimi odbywaly sie za posrednictwem Amerykanow. Polska juz wtedy nie byla arena intensywnej dzialalnosci masonerii. Ok. roku 1914 na polskich terenach masonow bylo kilkuset. (Na Wegrzech prawie osiem tysiecy). Miedzy wojnami byla to raczej stagnacja spowodowana nacjonalizmami i powolny upadek, az wreszcie druga wojna praktycznie unicestwila ruch. W Niemczech masoni sie oddali Hitlerowi duchem, zmienili nazwe, wyparli sie zrodel i Konstytucji, zbiorowo przystepowali do partii, ale w koncu i tak sie rozwiazali, zeby nie draznic wilka. Teraz, gdy GODF (i GLDF) zaczely reaktywowac jakies loze w Jugoslawii, nagle obudzilo sie masonstwo niemieckie i zaczelo sie awanturowac, ze jak to, ze przeciez wolnomularze w tamtych krajach byli zwiazani raczej z nimi, ze francuski GO jest "nieregularny" itp. I w koncu w niektorych tamtejszych lozach powtorzono procedure inicjacji i przepisano dokumenty zalozycielskie. Ot, miedzynarodowy spisek... Tematu skonczyc sie nie da. Zastanowmy sie co ONI w tym calym wolnomularstwie widzieli? Jacy ONI? No, na przyklad brat Sibelius. Albo brat Mozart. I dlaczego brata Mozarta masoneria kompletnie opuscila pod koniec zycia? Czyzby obrazili sie na niego za "Zaczarowany Flet"? Albo brat Voltaire, ktory na stare lata, gdy zdarza sie starym niedowiarkom przepraszac sie z Kosciolem, on przeprosil sie z masonami. Lub wielki wyzwoliciel Ameryki poludniowej spod kolonializmu - Simon Bolivar? A znacie w Ameryce taka gore w poludniowej Dakocie, Mt. Rushmore, na zboczu ktorej znajduja sie wyrzezbione przez Borghuma cztery Wielkie Glowy: George Washington, Thomas Jefferson, Theodore Roosevelt i Abraham Lincoln? No wiec ktory z nich byl masonem? A odpowiedz brzmi: wszyscy czterej. Theodore Roosevelt byl nawet Mistrzem swojej Lozy, Hass zamieszcza w swojej ksiazce bardzo ladna fotografie prezydenta w twarzowym fartuszku masonskim. W zasadzie krytycznie na to patrzac mozna by zrobic nastepujacy komentarz: to jest tak jak z religia. Istnieja uwarunkowania rodzinne, towarzyskie, istnieje wciaganie w sfere wplywow. Nalezenie lub nie do masonerii to troche przypadek albo moda. Nie ma czym sie chwalic i nie ma sensu sie zastanawiac, czy fakt, ze np. Kennedy byl katolikiem a nie protestantem mial jakikolwiek sens. Ale moze mial? Wiec moze po prostu, skoro ten 'tajemny smaczek' jest w jakims spoleczenstwie modny, skoro to ludzie lubia (a w Ameryce ubostwiaja!), to Wielcy sobie w ten sposob tez jakos lubili dodawac splendoru. I na ten lep szli wszyscy: od brata Louisa Armstronga 'Satchmo', az po brata Edwina Aldrina, ktory na Ksiezycu tez zostawil jakis tajny znak masonski (to NIE jest wymysl, mam przed soba egzemplarz "Humanisme" z fotografia Buzza na Mare Tranquilitatis i jego autografem, w ktorym przedstawia sie jako pierwszy mason na Ksiezycu). No wiec dlaczego? ------------ Jurek Karczmarczuk ____________________________________________________________________ KROL POLSKIEGO SWIATLA ====================== Krzysztof Maslon [Rzeczpospolita, 11-12.01. 1992, przytoczyl Zbyszek Pasek] Byl najpopularniejszym pisarzem w powojennej Polsce. Kiedy po powrocie do kraju w 1958 r. (dwa lata wczesniej przyjechal do Polski na rekonesans) zabraklo miejsc, warszawianie sluchali slow autora "Bitwy o Monte Cassino" stojac. Popularnosc ta, wraz z uplywem lat, nie malala. Kolejne wydawane w kraju ksiazki Wankowicza czytelnicy natychmiast rozchwytywali. Niemal o kazda z nich musial staczac boje z cenzura, godzac sie na kompromisy, nawet - co zarzucali mu wrogowie - idace dosc daleko. Dzieki nim moglismy jednak poznac - prawda, ze w pokancerowanej wersji - "Ziele na kraterze", "Tworzywo", "Hubalczykow", a przede wszystkim "Monte Cassino" (bo pod takim tytulem ukazywalo sie w PRL, to, bodaj najbardziej okaleczone z utworow Wankowicza, dzielo). "Tworzywo" cenzura zwolnila po 17 (!) miesiacach, dopiero po osobistej interwencji autora u Edwarda Ochaba. Nie do przelkniecia dla wladzy okazala sie m. in. "Opierzona rewolucja", za ktora przed wojna Wankowicz zbieral gromy, gdyz w ksiazce doszukiwano sie pochwaly komunizmu i mlodego panstwa sowieckiego. Nie lubilo tez autora "Zupy na gwozdziu" - tradycyjnie zawistne - srodowisko literackie. Charakterystyczne, ze w wiele lat po smierci Wankowicza (zmarl 10 wrzesnia 1974 r. w Warszawie) nie kto inny a Stefan Kisielewski tak go ocenil w swoim "Abecadle...": "Wielki spryciarz, ktory lubil pieniadze...". Krzysztof Kakolewski natomiast, poczawszy od swej ksiazki "Wankowicz krzepi", konsekwentnie kreowal autora "Zupy na gwozdziu" na wieszcza narodowego. I cos w tym jest: ta wielomilionowa widownia, ktora gromadzily telewizyjne i radiowe pogadanki Melchiora, bardzo dzisiaj potrzebuje pisarza bedacego zarazem Autorytetem i Osobowoscia. Spryciarz, zaiste... W pierwszym felietonie napisanym po wojnie w Polsce (i to w "Trybunie Ludu") opisal Wankowicz odsloniecie pomnika Kajki w Elku, w ktorej to uroczystosci bral udzial. "Przejechal sie" po organizatorach calej imprezy bez litosci, wykpil malomiasteczkowych kacykow, potepil rozrzutnosc miejscowych wladz, pijackie obyczaje, ale w tym samym tekscie odnotowal wizyte w elckiej bibliotece: "1200 abonentow w dziale dla doroslych, 500 w mlodziezowym, przecietnie 150 wypozyczen dziennie. Gdzie cos podobnego bylo w przedwojennej Polsce?" Cala swoja dzialalnosc, cala prace charakteryzowal jako "chec wspoltworzenia z tym, co sie buduje". Taka postawe, znana sprzed wojny licznym czytelnikom "Sztafety" (ktora to ksiazka w okresie stalinowskim doczekala sie w kraju nastepujacej etykiety: "mokra robota p. Wankowicza"), zaprezentowal pisarz i w Polsce Ludowej, ktora publicznie nazywal "ostatnim wcieleniem losow tego kraju". W 1964 r. w imieniu tej samej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, sad skazal 72-letniego (!) autora "Bitwy o Monte Cassino" na 3 lata wiezienia za sporzadzenie i przekazanie do Stanow Zjednoczonych maszynopisu "zawierajacego falszywe i oczerniajace wiadomosci na odcinku kultury w Polsce" [chodzilo o list do corki, mieszkajacej w USA - zjp]. Kara zostala obnizona na podstawie amnestii do poltora roku. Wyrok wydano 10 listopada 1964 r. Bezposrednio po procesie pisarz zostal, ze wzgledu na stan zdrowia, zwolniony. Wczesniej przez 5 tygodni przebywal w areszcie, w Palacu Mostowskich. Wankowicz zrzekl sie zlozenia rewizji. Dopiero w marcu 1990 r. Sad Najwyzszy w procesie rehabilitacyjnym wydal wyrok uniewinniajacy orzekajac, ze wiadomosci przekazane na Zachod przez Wankowicza "nie byly falszywymi". Zakonczeniu sprawy sadowej towarzyszyla manifestacja na czesc pisarza przed gmachem sadow w Warszawie. 8 stycznia 1965 r. Wankowicza przyjal Gomulka. Odtad autor zyl w Warszawie z wyrokiem 1,5-rocznego wiezienia, wydawal ksiazki (po dawnemu cenzurowane), wystepowal w telewizji, jezdzil za granice. W powszechnej opinii stal sie bohaterem. Wiadomo - "straszny spryciarz". Za ten sam spryt pewnie trzykrotnie odznaczony zostal Krzyzem Walecznych (dwukrotnie za wojne z bolszewikami w 1920 r., trzeci raz za udzial w kampanii wloskiej, wlacznie z Monte Cassino). We wrzesniu 1939 r. musial z Polski uchodzic jak najszybciej. Radio Breslau informowalo: "Wankowicz jest teraz w Lublinie, ale my go zlapiemy". Nie zapomniano mu "Na tropach Smetka". W Powstaniu Warszawskim stracil starsza corke, Krystyne. Z ukochanym Krolikiem - zona - spotkal sie dopiero w Boze Narodzenie 1945 r. we Wloszech. Na emigracji, mimo, ze po "Bitwie o Monte Cassino" noszono go na rekach, zyskal zacietych wrogow. W PRL sygnowal list 34. W 1911 r. odsiadywal 3 miesiace za dzialalnosc we wladzach "Petu" - patriotycznej, konspiracyjnej organizacji mlodziezy szkolnej. Za kratami organizowal glodowke w obronie wiezionych za strajk tramwajarzy. I raz jeszcze trafil do wiezienia, gdy w 1918 r. sluzac w korpusie Dowbora i sprzeciwiajac sie decyzji dowodcy poddajacego wojsko komendzie niemieckiej uczestniczyl w nieudanym zamachu. Uniewinniono go; wtedy nauczyl sie - jak potem powiedzial - ze "jezeli czlowiek reprezentuje sluszna sprawe, to jest ona jego poteznym obronca". Sobiepan Z anegdot, ktorych Wankowicz byl bohaterem, daloby sie zlozyc tomy... gdyby nie uczynil tego wczesniej on sam. "Przez cztery klimaty", "Atlantyk-Pacyfik", "Krolik i oceany", "Od Stolpcow po Kair", "Zupa na gwozdziu - doprawiona", "W pepku Ameryki" - tytuly te mozna mnozyc. Przerabial swoje teksty, kompilowal z innymi, dostosowywal do realiow..., ale nie klamal. To znaczy mogl puscic wodze fantazji, nigdy jednak nie sprzeniewierzyl sie zasadzie gloszenia prawdy w kwestiach najistotniejszych, panstwowych, publicznych. Byl Wankowicz pieniaczem, procesowal sie nie tylko ze swoimi wrogami, ale ze wszystkimi, ktorzy mu nadepneli na odcisk. O swoje interesy dbal, istotnie, skrupulatnie. To dlatego ze swoim wspolnikiem z "Roju" dlugo jeszcze po wojnie sie prawowal. I to byl tez jeden z powodow, dla ktorych w Stanach Zjednoczonych nie tylko wydawal ksiazki wlasnym sumptem, ale i sam je sprzedawal. Na emigracji nie mial zreszta latwego zycia, od poczatku. Juz w Rumunii, gdzie znalazl sie po przejsciu przez Zaleszczyki, nie otrzymal paszportu do Francji. Nie zapomniano mu i sympatii pilsudczykowskich, i stanowisk zajmowanych przed wojna (byl m.in naczelnikiem wydzialu prasowego MSW), pieniedzy, slawy. Pamietano tez o "Szczeniecych latach" i o kampanii antyziemianskiej. W emigracyjnym Londynie juz na obchody pierwszej rocznicy bitwy o Monte Cassino nie zostal zaproszony. "Szybko - jak potem mowil - przeistaczal sie w zdrajce". Odmowil podpisania uchwaly emigracyjnego zwiazku pisarzy o niepisaniu do kraju. Spotykal sie na wygnaniu z Borejsza, rozmawial o powrocie do kraju. Po "Kundlizmie" i "Klubie Trzeciego Miejsca" nazwano go w zamorskiej prasie m.in glupcem, sobiepanem i sadysta. A po wydaniu w kraju "Monte Cassino" dowiedzial sie, ze: jakis politruk ohydna polszczyzna podopisywal mu sowietofilskie ustepy. Zazadal wtedy Wankowicz sadu Stowarzyszenia Polskich Kombatantow. No coz, po powrocie do Polski nie kryl sie ze swoimi przeswiadczeniami iz: sojusz z Rosja (wszystko jedna jaka) jest konieczny, nie jestesmy zadnym przedmurzem, reforma rolna byla konieczna, a kresy nam sie... nie naleza. Z milosci serc naszych Jak to? Ten osierocony niemal na samym zyciowym starcie syn powstanca 1863 r., skazanego na katorge, wzrastajacy w rodzinnych Kaluzycach na Bialorusi i Nowotrzebach na Litwie Kowienskiej, lekka reka oddawal to, na co przez tyle pokolen pracowali jego przodkowie? Otoz nie, dosc siegnac po kresowa Biblie Polakow - "Szczeniece lata" i przeczytac o Nowotrzebach: "Ziemia jest, dom jest, jest ogrod i balkon i ci sami wlasciciele. Zycia dawnego nie ma. Musialo odejsc. Rozumiem. Ale zal." Szly nowe czasy. I Wankowicz zachowujac w sercu milosc, nostalgie i tesknote do Dawnego, dotrzymywal kroku Nowemu. Ba, czesto je wyprzedzal, przynajmniej w tym swoim postepowaniu, ktore nazwal potem wdziecznie "chciejstwem". Czego jak czego, ale ciekawosci swiata mu nie brakowalo. I chcial, bardzo chcial umiescic Polske w tego swiata centrum - wazna, najpotezniejsza. Stad wziely sie trzy wydane broszury "C.O.P. - ognisko sily", a zaraz potem napisana w 20-lecie niepodleglosci "Sztafeta - ksiazka o polskim pochodzie gospodarczym". W sto lat po urodzinach Melchiora (po hebrajsku imie to znaczy - Krol Swiatla) [urodzil sie 10 stycznia 1892 - zjp] Wankowicza wlasnie na "Sztafete" zwrocilbym szczegolna uwage. Takiego entuzjazmu z budowy Nowego nikt juz po nim w Polsce nie wykrzesal, takze socrealisci, ktorzy uwierzyli, ze dzieje swiata pisza na nowo... Motto do "Sztafety" stanowi zdanie Stanislawa Szczepanowskiego: "Gleba, ktora juz raz wydala owoc pewnego gatunku, na nowo odzyskuje swa urodzajnosc i ponownie wydaje plon podobny". I znow jest pora, by wyciagnac reke po paleczke w sztafecie pokolen. Najpierw trzeba jednak - tak jak Wankowicz - "pokazac Polsce jej wlasciwe oblicze, pokazac jak w niej ludzie pracuja, oprowadzic Polakow po ich wlasnej ojczyznie, w ktorej sa cudzoziemcami - to jest nauczyc nas szacunku do nas samych, ukrocic plotke, zwiekszyc sily dosrodkowe, nauczyc wlasnego wymiaru spraw, rozproszyc mgle nieswiadomosci, w ktorej obtlukuja sie ludzie miedzy hurapatriotyzmem a kompleksem nizszosci". Nic dodac, nic ujac. Moze tylko troche zmienic realia, bo ani Centralny Okreg Przemyslowy nowoscia, ani Gdynia cudem, ani tym bardziej Zaolzie polskie. Kiedy jednak Wankowicz pisze, ze II Rzeczpospolita odziedziczyla Polske zniszczona, to przeciez PRL nie inaczej, a II RP po swojej poprzedniczce zastal kraj kompletnie zrujnowany, tym razem nie od zewnatrz, a od srodka. A jednak "otrzymalismy ojczyzne z tradycji, z jezyka i z milosci serc naszych". Nie widac tylko autora nowej "Sztafety". "W wieku 19-tym - pisal Wankowicz w ksiazce, ktora jest tu odniesieniem - mowilo sie o prawach obywatelskich i o obowiazku pracy. W wieku 20-tym, ktory zbyl strachow przed absolutyzmem, a nabyl wielkiej troski o chleb powszedni, o zdrowie panstwa, o bezpieczenswto jego granic, nalezy sprawe odwrocic i mowic o obowiazkach obywatelskich i prawie do pracy pozytecznej". O czym powinnismy mowic u progu wieku XXI? ___________________________________________________________________ AY CARMELA ========== Wiktor Marek (marek@ms.uky.edu) Pozyczylem w miejscowej wypozyczalni film "Ay Carmela", produkcji hiszpanskiej. "Ay Carmela" to tytul popularnej przed wojna cywilna w Hiszpanii piosenki. Film mial dobra recenzje w New York Times'ie, zwodnicza, jak sie okazalo. Historyjka naiwna, w Hiszpanii, AD 1938. Para (a wlasciwie trojka) trzeciorzednych artystow wystepuje jako artysci frontowi, po stronie Republiki. On, poprostu, by uniknac wcielenia do wojska. Ona bo ktos z nim musi wystepowac. Tresci wystepu ideologicznie sluszne, z obowiazkowa oda do generala Listera (taki miejscowy bohater). Przypadkiem, po wystepie myla droge, front sie akurat przesunal i lapia ich nacjonalisci. Ale i tam trzeba artystow dla rozrywania wojakow i sojusznik Wloch, w cywilu rezyser teatralny, angazuje ich do wystepu; oczywiscie tez ma byc ideologicznie sluszny. Z obowiazkowa oda do generala Franco. Nie opowiadalbym tego Panstwu gdyby nie akcent polski w tym filmie. Kiedy lapia tych artystow i prowadza ich do aresztu jest tez tam grupa jencow z brygad miedzynarodowych, Polakow. Zupelnie autentycznych zreszta, granych przez aktorow mowiacych po polsku i to bez zadnego obcego akcentu. Ci jency nastepnego dnia maja pojsc pod mur, jako ze w wojnie owej jencow brano malo. Zreszta po obu stronach. Jest to potwierdzone przez rozmaite przekazy. Polacy owi pelnia w filmie owym role kluczowa. Nacjonalisci, przed rozstrzelaniem, biora ich na spektakl (roztrzelac - rozstrzelaja, ale najpierw noblesse oblige). Glowna bohaterka, tez imieniem Carmela tak sie tym przejmuje ze przy koncu spektaklu, w czasie kluczowego numeru majacego przekonac iz Republika sklada sie z pederastow, syjonistow, ateistow, i innych -ow buntuje sie i, jak przystalo w dramacie w stylu srodziemnomorskim, ginie zastrzelona przez oburzonego jej zachowaniem nacjonalistycznego oficera. Polacy pelnia wiec role katalizatora. Zgodnie z obrazem Polakow co walczyli (i gineli) "za wolnosc Wasza i Nasza". Widac ten streotyp Polaka zyje nadal w europejskiej swiadomosci. Swoja droga, film jest silnie skrzywiony na strone republikanska. W dniach rozpadu komunizmu to skrzywienie na strone zdominowanej przez komunistow Republiki wydaje sie zupelnie nieusprawiedliwione. Wspaniale opisal (w krotkim opowiadaniu "Maciora, ktora pozera swoje potomstwo", z tomu "Grobowiec dla Borysa Dawidowicza") to co sie dzialo w czasie tej wojny Danilo Kis. Wiktor Marek ___________________________________________________________________ POLEMIKI: Dlaczego komunizm upadl ================================= Jurek Krzystek W "Spojrzeniach" nr. 11 ukazal sie tekst Jana Glinki p.t. "Dlaczego komunizm upadl". Przeczytalem go z duzym zainteresowaniem, nie tylko ja, jak sadze. Upadek komunizmu jest wydarzeniem takiej rangi, ze, jak slusznie napisal Eric Behr w nr. 7 "Spojrzen", powstana na jego temat tuziny ksiazek, jedna madrzejsza od drugiej. Tezy jednak J. Glinki wydaja mi sie mocno dyskusyjne. Dowodzi on mianowicie, ze upadek ZSRR byl nieuchronny, zas spowodowany zostal niedostowaniem ustroju gospodarczego i stosunkow wlasnosciowych do nowoczesnego swiata. Co do nieuchronnosci - zgoda. Tyle, ze o ile historia jest w stanie czegokolwiek nauczyc, nic nie jest wieczne. Rozpadaja sie w proch i pyl nie tylko imperia stojace ekonomicznie i cywilizacyjnie na glowie jak byly ZSRR, ale i takie, ktore zdaja sie reprezentowac w danych warunkach postep cywilizacyjny. Chocby imperium rzymskie. Z drugiej strony, kraje oparte na przemocy, korupcji i niedorozwoju gospodarczym czasem trwaja bezwladem wbrew logice swych czasow, jak n.p. imperium ottomanskie w XIX wieku. Potrzebna mu byla dopiero I Wojna Swiatowa, zeby upadlo. Wydaje mi sie wiec, ze dochodzenie ex-post przyczyn upadku ZSRR jest po pierwsze zagadnieniem ulatwionym przez sam fakt, ze gigant ten juz upadl (a nie bylo wielu madrych, ktorzy by potrafili to przewidziec z podaniem daty jeszcze rok-dwa temu), a po drugie w tej chwili dosyc jalowym. Szczegolnie uzywajac terminologii marksistowskiej o "stosunkach produkcji" itp., ktora wyraznie wyszla ostatnimi czasy z mody zarowno na wschodzie i zachodzie. Jak pisal Goethe w "Fauscie": 'So steh' ich nun, ich armer Tor, und bin so dumm wie nie zuvor'. Odwrocilbym wiec tezy J. Glinki: o ile przyczyny dlugofalowe nigdy chyba nie zostana dostatecznie wyjasnione, to przyczyny krotkofalowe przeciwnie, wydaja sie dosc jasne. Teza o 'zazbrojeniu sie na smierc' kolosa nie tylko jest popularna, ale daje sie udowodnic przestudiowaniem wydatkow wielkich mocarstw w ostatnich latach. Nie wydaje sie, aby jakiekolwiek panstwo na swiecie moglo wytrzymac taki wzrost wydatkow na zbrojenia, jaki mial miejsce w ostatnich latach w ZSRR, a czekalo ich jeszcze duzo wiecej, gdyby program "Wojen gwiezdnych" naprawde sie rozwinal. Z kolei teza o upadku woli obrony klasy panujacej rowniez nie jest nowa, pochodzi od Thoreau i Bainville'a. Zastosowana do bylych rewolucji sprawdza sie prawie bez pudla. Rowniez w wypadku ZSRR. Mozna sobie przeciez wyobrazic, ze zamiast Gorbaczowa zostalby wybrany sekretarzem KC jakis nastepny stupajka w stylu brezniewowsko-czernienkowskim. ZSRR by i tak kiedys upadl, ale agonia ta moglaby by byc duzo dluzsza i co gorsza przebiegac zupelnie inaczej niz przebiegla. Na koniec zas, mnie osobiscie znacznie bardziej zajmujacymi wydaja sie proby przewidzenia, co powstanie na miejsce ZSRR i jak sie potocza wydarzenia. Malo kto chyba wierzy w trwalosc Wspolnoty Niepodleglych Panstw, czy jak sie ten twor w tej chwili nazywa po polsku. Jurek Krzystek ____________________________________________________________________ ODPOWIEDZ NA POLEMIKE: Dlaczego komunizm upadl ============================================== Jan Glinka Sadze, ze wypowiedz Jurka bardziej potwierdza moje wnioski z artykulu, niz im zaprzecza. Podstawowymi tezami mojego tekstu bylo, ze: 1. Organizacja spoleczenstwa powinna byc dostosowna do dysponowanych srodkow produkcji. Prosze zwrocic uwage na fakt, ze takie zjawisko wlasnie nastepuje w krajach ogolnie uznanych za "przodujace". Trudno nazwac Imperium Ottomanskie krajem przodujacym. 2. Organizacja spoleczenstwa musi wprzegac w swoja strukture chec ludzi do bogacenia sie. Ograniczanie tego powoduje zdegenerowanie tych struktur. To jest byc moze jeszcze wazniejsze niz p.1. 3. Przy niespelnieniu dwoch powyzszych warunkow struktura spoleczenstwa jest bardzo krucha, podatna na zalamanie sie. Wlasnie strefy rzadace krajow komunistycznych mialy to w podswiadomosci i stad tak skrupulatne tepily "nieprawomyslnosc". Ta kruchosc rowniez tlumaczy, dlaczego system komunistyczny zalamal sie tak predko, a jednoczesnie wyjasnia, ze dosyc trudno bylo przewidziec date rozpadu. Wcale nie zaprzeczam, ze "gwiezdne wojny" Reagana mogly byc inicjatorem rozpadu systemu komunistycznego ale wcale nie musialy byc. W koncu ZSRR i kraje satelickie przetrwaly "zimna wojne" z lat 50-tych. Jan Glinka ____________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@caen.engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Copyright (C) by Jerzy Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka ____________________________koniec numeru 14_______________________