______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 26.02.1993. ISSN 1067-4020 nr 64 _______________________________________________________________________ W numerze: Eric Behr - Pajeczyny - cz. I Leszek Kolakowski - Nieustanny poczatek historii Maciek Cieslak - Nie zatolerowac demokracji Wojciech Rzehak - Zgnilo-liberalne stosunki Jadwiga Fangrat - O Japonii inaczej (polemika) Leszek Krynski - * * * (odpowiedz na polemike) _______________________________________________________________________ [Od Red. dyz. Po elektronicznym tematycznie wstepie - artykul Erica Behra o sieciach komputerowych, jak przystalo na pismo elektroniczne - zamieszczamy trzy teksty, ktore w wielu miejscach kontrapunktuja sie wzgledem siebie pod wzgledem prezentowanych idei. Interpretacja historii, problem dobra i zla w demokratycznym spoleczenstwie, nowa `nowomowa' - oto tematy poruszajace autorow i pobudzajace - mamy nadzieje - czytelnikow do dyskusji. O mozliwosci dyskusji niech swiadczy polemika na temat religijnosci Japonczykow miedzy debiutujaca u nas Jadwiga Fangrat i Leszkiem Krynskim. M.B_cz] _______________________________________________________________________ Eric Behr PAJECZYNY ========= Apel Jurka Krzystka o materialy do "Spojrzen" zawieral m.in. prosbe o artykuly poswiecone sieciom komputerowym. Nie doczekalem sie odzewu, wiec w wolnych chwilach sam sklecilem z trudem elementarzyk dla poczatkujacych. Trudnosc polega m. in. na tym, ze nie znam polskiej terminologii komputerowej, a ta, ktora znam, wydaje mi sie juz nieco sztuczna i smieszna. Na zyczenie nastapi ciag dalszy. I. Kilka ogolnikow Do komunikacji miedzy dwoma komputerami teoretycznie wystarczy kawalek drutu. Podobnie jest z telefonami -- kiedys kazdy telefon polaczony byl z centrala osobnym przewodem, a telefonistka na zadanie laczyla dwa takie druty tworzac bezposrednie polaczenie. Wspolczesne sieci (telefoniczne czy komputerowe) sa duzo bardziej skomplikowane dlatego, ze po drodze trzeba bylo rozwiazac nastepujace problemy: niezawodnosc i szybkosc przekazu, rownolegla transmisja wielu danych jednym przewodem, itp. Wszystko to zalatwiane jest w swiecie komputerow przez tzw. protokoly komunikacyjne, czyli systemy sygnalow i odpowiedzi, dzieki ktorym `rozmawiajace' komputery upewniaja sie nawzajem, ze wszystko jest OK, albo ze cos gdzies nawalilo i trzeba dane przekazac jeszcze raz. Gdy laczymy sie przez modem z komputerem kolegi trzy ulice dalej, protokol musi martwic sie tylko o bledy w przekazie. Wspolczesne sieci komputerowe skladaja sie z tysiecy polaczen miedzy milionami komputerow na calym swiecie, wiec protokoly uzywane na nich sa naturalnie duzo bardziej skomplikowane. Zaczynaja wchodzic w gre kwestie `adresowania' (skad niby ten drut czy wlokno szklane ma wiedziec, dla ktorego komputera przeznaczona jest dana informacja?), opoznien w przekazie (niektore protokoly rozbijaja dane na mniejsze kawalki, i moga one przybyc w miejsce przeznaczenia w innej kolejnosci, niz zostaly wyslane), funkcjonalnosci (komputery powinny moc wspolpracowac na wiele rozmaitych sposobow), efektywnosci (rozne metody przekazu nadaja sie najbardziej do roznych zadan), itd. Wszystkim tym martwia sie specjalisci, ktorzy projektuja i pisza programy uzywane przez nas, smiertelnikow. Ale kazdy uzytkownik sieci powinien choc metnie zdawac sobie sprawe ze zlozonosci tego, co dzieje sie w kuluarach. II. Odrobina historii Wspolczesne sieci maja swoje poczatki we wczesnych latach 70- tych. Wtedy wlasnie powstaly zalazki dwoch najwiekszych: BITNET'u i ARPANet'u. Funkcjonalnosc BITNETu jest dosc ograniczona -- komunikacja sprowadza sie glownie do poczty elektronicznej i przekazu wiekszych plikow w specjalnym formacie. Skupimy sie wiec na tej drugiej. ARPANet (nazwa jest skrotem od `Advanced Research Projects Agency Network') zaczal dzialac w 1969 roku jako eksperymentalna siec finansowana przez amerykanski Departament Obrony. Tworcy jej wybrali inne podejscie, zarowno filozoficzne, jak organizacyjne i techniczne. Rozwoj ARPANetu byl od poczatku wynikiem eksperymentow i prob prowadzonych przez uzytkownikow; nie bylo wielu narzuconych z gory regul. Udane doswiadczenia przyjmowano przez aklamacje jako obowiazujace standardy, a niewypaly szly na smietnik historii. Zawsze kojarzy mi sie tu metafora o parkach: sciezki na Polach Mokotowskich zaprojektowal ze szczegolami urbanista, ktory nigdy chyba tam nie byl; natomiast rozklad brytyjskich parkow powstaje podobno tak, ze najpierw na pustym placu sieje sie trawe, a dopiero po kilku miesiacach robi alejki tam, gdzie spacerowicze ja wydeptali. Podstawa ARPANet'u jest grupa wypracowanych w ten sposob protokolow komunikacyjnych. Kazdy komputer, ktory `rozumie' te protokoly, moze wspolpracowac z innymi wezlami sieci. Protokoly te skonstruowane sa tez tak, zeby stanowily cos w rodzaju uniwersalnych klockow, z ktorych budowac mozna zlozone struktury -- protokoly sluzace nowym zastosowaniom. Rozwoj ARPANet'u byl wykladniczy. Jego pionierzy sadzili, ze nie warto zapewniac na sieci miejsca na wiecej, niz kilkaset wiekszych wierzcholkow; w tej chwili jest ich ponad milion. Gdyby nie elastycznosc projektu i ciagle przyjmowanie nowatorskich rozwiazan, ARPANet bylby w tej chwili anachronizmem. W latach 80-tych ARPANet podzielil sie na czesc scisle wojskowa, oddzielona bariera tajemnicy, oraz publiczna, laczaca glownie uniwersytety. Kazda nowopowstala siec, ktorej komputery znaly jezyk ARPANet'u, i ktora fizycznie podlaczyla sie do juz istniejacej czesci, stawala sie fragmentem tej sieci, okreslana ogolna nazwa `Internet'. Nie ma ona struktury organizacyjnej. Nad sprawami technicznymi czuwaja grupy ochotnikow obarczone odpowiedzialnoscia za nowe rozwiazania. Infrastruktura utrzymywana jest przez rozmaite firmy i organizacje wynajete w tym celu przez sponsorow typu National Science Foundation. Jedna z zelaznych regul ARPANet'u a pozniej Internet'u bylo to, ze ta publicznie fundowana siec nie moze sluzyc komercjalnym interesom jednostek. W miare przejmowania segmentow sieci przez organizacje nie zwiazane z rzadem, ograniczenie to jest coraz bardziej oslabiane. Istnieja juz firmy, ktorych dochod wywodzi sie w calosci ze sprzedazy klientom dostepu do Internetu. Mozemy spodziewac sie tego, ze w bliskiej przyszlosci polaczenie z Internetem mozna bedzie wykupic na poczcie tak, jak abonament telefoniczny. III. Funkcje sieci Jednym z najbardziej prymitywnych zadan sieci laczacej komputery jest przekazywanie poczty elektronicznej. W ogromnej wiekszosci wypadkow polega to na przeslaniu z jednego komputera do drugiego tekstu w standardowym formacie ASCII. Standard ten, opracowany bardzo dawno temu, zawiera podstawowe litery, cyfry, znaki, i niewiele poza tym. Niedawno zakonczyly sie prace (i klotnie) nad nowymi systemami pocztowymi takimi, jak ISO X.400, pozwalajacymi na przekazywanie bogatszych informacji: plikow z dzwiekami lub obrazami, skomplikowanych alfabetow, itp. Poczekamy kilka lat zanim te nowe umowy znajda szerokie zastosowanie. Dopoki to nie nastapi, na Internecie panowac bedzie protokol zwany SMTP (Simple Mail Transfer Protocol). Poczta nie jest zbyt dobrze dostosowana do przekazu duzych zbiorow danych. Przesylki dluzsze niz kilkanascie kilobajtow sa rzadkoscia. Niektore systemy w ogole nie potrafia sobie z nimi poradzic. Do przesylania duzych zbiorow danych uzywane sa inne metody. Maja one zwykle dodatkowa zalete -- potrafia przekazac dane o bogatszej strukturze, niz zwykle ASCII. Zapewnia to m.in. kolejny popularny protokol, FTP (File Transfer Protocol). Siec moze tez byc uzyta do tego, aby jeden komputer podlaczyc do drugiego tak, jak podlacza sie terminal. Bedac na wakacjach w Honolulu mozna skontaktowac sie ze swoim komputerem w Australii tak, jakby laczyl je zwyczajny drut. Mozna w ten sposob korzystac tez z publicznych zbiorow danych, jak np. niektore katalogi bibliotek uniwersyteckich. Zapozyczajac nazwe od najbardziej popularnej implementacji tej funkcji (znow na Internecie), okreslac ja bedziemy jako `Telnet'. Poza wspomnianymi podstawowymi rodzajami polaczen, istnieja tuziny innych, bardziej wyspecjalizowanych protokolow, o ktorych nie bedziemy szczegolowo pisac. Dobrym przykladem jest tu FSP, zastepujacy w niektorych sytuacjach ftp, albo gopher, ktory szybko staje sie standardowa metoda rozpowszechniania informacji wszelkiego rodzaju: adresow pocztowych, dostepu do baz danych, nawet dzwiekow i obrazow. Nieocenionym zrodlem informacji sa tez grupy dyskusyjne, ktore rozpowszechniane sa czesciowo przy pomocy protokolu NNTP ("Network News Transfer Protocol"). Eric Behr [dokonczenie w nastepnym numerze "Spojrzen"] _______________________________________________________________________ ["Polityka", 7.11.1992] Leszek Kolakowski NIEUSTANNY POCZATEK HISTORII ============================ Za wladzy sowieckiej obowiazywal zakaz mowienia o Wielkiej Rewolucji Francuskiej poniewaz przymiotnik `Wielka' zarezerwowany byl dla rewolucji rosyjskiej, lub raczej dla jej konkretnego etapu w postaci pazdziernikowego powstania bolszewikow, ktore zakonczylo sie udanym przewrotem. Ktore z wydarzen bylo `wieksze' to kwestia spekulacji, ale z perspektywy dnia dzisiejszego nikt nie moze zaprzeczyc, ze objecie wladzy przez komunistow bylo najwiekszym wydarzeniem naszego stulecia - nie ze wzgledu na wznioslosc ich idealow, czy - tym mniej - wspanialosc tego, co malo nastapic, lecz z tego powodu, ze zaden fakt polityczny nie wywolal tylu tak dalekosieznych skutkow w losie i przeznaczeniu ludzkosci. Kiedy mowimy `rewolucja rosyjska', mamy zwykle na mysli okres od lutego do listopada 1917. Sowieccy propagandzisci historyczni robili zazwyczaj wszystko, co mozna, aby pomniejszac znaczenie rewolucji lutowej lub nawet puscic ja w niepamiec i nawet im sie to wzglednie udalo: wielu ludzi na Zachodzie, ktorzy bynajmniej nie uwazaja sie za analfabetow, wierzy, ze to bolszewicy obalili cara w pazdzierniku. Pytanie `kiedy rewolucja zaczela sie w istocie?' zalezy w pewnym sensie od historycznych konwencji myslowych. We wstepie do swej znakomitej, opublikowanej ostatnio "Rewolucji Rosyjskiej" Richard Pipes powiada, ze proces rewolucyjny w znaczeniu szerokim trwa od konca XIX wieku, natomiast w wezszym sensie - od roku 1905. W gruncie rzeczy, pomimo kleski pierwszej rewolucji i, w konsekwencji, niemal zupelnego `odplywu' fali - wydarzenia roku 1917 byly wyrazna kontynuacja tego samego procesu. Rewolucja rosyjska byla procesem spontanicznym, byla ruchem prawdziwie masowym, wykorzystanym z cala zrecznoscia przez bolszewikow, ktorzy narzucili wlasna dyktatorska wladze. Rewolucja jako taka byla nie bolszewicka lecz sowiecka, to znaczy, ze jej cel polegal na ustanowieniu `wladzy rad'. Innymi slowy, glowna forma ideologiczna rewolucji byla fantazja anarchistyczna. Dostarczyla ona dowodu na cos, co prawdopodobnie mozna bylo wiedziec z gory, ze rewolucja anarchistyczna jest z pewnoscia w stanie zburzyc istniejacy porzadek, jest w stanie zniszczyc instytucje polityczne i wytworzyc chaos, ale nigdy nie powiedzie sie bez zorganizowanego ruchu, ktory zmierza do ustanowienia wlasnej wladzy despotycznej, korzystajac w tym celu z ogolnej demoralizacji i balaganu. A brak takiego ruchu jest raczej w najwyzszym stopniu nieprawdopodobny. Partia bolszewicka miala na celu nie `wladze sowietow', lecz wlasna dyktature; wiedziala o tym, zostalo to powiedziane niedwuznacznie zarowno przed jak i w czasie rewolucji, choc slogan `wladza rad' byl w uzyciu do samego konca. A wiec gdy banalnie prawdziwym jest twierdzenie, ze ludzie rewolucji nigdy nie wiedza, co robia - odnosi sie to do wszystkich rewolucji w historii - partia bolszewicka bez wahan zmierzala do wladzy absolutnej i zdobyla ja. Niewatpliwie wiekszosc rzeczywiscie wierzyla, ze po nie wiadomo jak dlugim okresie walk, wojen i tyranii poprowadzi w koncu ludzkosc do krolestwa sprawiedliwosci, pokoju i pomyslnosci. Sam Lenin w swym slynnnym "Panstwie i rewolucji", ktore zostalo napisane na kilka tygodni przed pazdziernikiem 1917, nakreslil anarchistyczna niemal wizje spoleczenstwa komunistycznego i zapewne nie bylo to cyniczne klamstwo - mogl w to wierzyc. Ale wkrotce po tym powtorzyl to, co napisal 12 lat wczesniej, w okresie pierwszej rewolucji: teze o dyktaturze proletariatu (`naukowa koncepcja dyktatury' - jak powiedzial z zabawna ufnoscia w magiczny przymiotnik), czyli wladzy absolutnej, nie ograniczonej przez zadne prawo i opartej na jawnej, bezposredniej przemocy. I powiedzial, ze nie bedzie ani wolnosci, ani demokracji (takich wlasnie slow uzyl), dopoki komunizm nie zwyciezy w calym swiecie. Przy calym historycznym znaczeniu rewolucji komunistycznej, nie bylo niczego, co by rozstrzygalo z gory o jej zwyciestwie. Mozna bylo oczekiwac na poczatku stulecia, ze autokracja carska upadnie, ale z pewnoscia nie mozna bylo spodziewac sie triumfu komunizmu. Nastapil on w wyniku kilku nieprzewidywalnych zbiegow okolicznosci. Idzie tu nie o wojne europejska, ktora byla oczywiscie glownym warunkiem, lecz takze o szereg innych wydarzen, jak na przyklad proba puczu generala Kornilowa (ktory - wedlug przekoywujacego wywodu Pipesa - nigdy nie byl planowany: zdarzyl sie w glowie Kierenskiego i tych, ktorzy mu uwierzyli, z nami wszystkimi, do niedawna, wlacznie). Ze personalny wklad Lenina byl niezbednym warunkiem zwyciestwa, przyznaje przy calej swej wierze w `prawa historyczne' nawet Trocki. Nawet po zamachu - ktory ciagnal sie kilka miesiecy, az do ostatecznego rozproszenia Zgromadzenia Narodowego w styczniu 1918 - zdarzylo sie kilka okazji, kiedy wladza bolszewicka mogla zostac powaznie nadwerezona i Lenin o tym wiedzial. Ale przy wszystkich swoich fantazjach (w lipcu 1919 przepowiadal, ze komunizm zapanuje nad swiatem w ciagu roku) byl on trzezwym politykiem. Sadzil na przyklad, ze katastrofalna polityka ekonomiczna jakobinow przyniosla wspaniale rezultaty, ale imitujac ja w okresie tak zwanego `komunizmu wojennego' zdal sobie sprawe, ze kraj znajduje sie nad przepascia i zarzadzil odwrot na tyle wczesnie, aby nie podzielic losu Robespierre'a. Rewolucja pazdziernikowa byla wiec nieszczesliwym wypadkiem. Niektorzy wyksztalceni ludzie sklaniali sie mimo to do konkluzji, ze niezupelnie byl to wypadek; caly proces powolnej liberalizacji, poczawszy od reform Aleksandra II winien raczej byc widziany, ich zdaniem, jako historyczne interludium; bolszewicy przywracajac - pod innymi nazwami - poddanstwo i niewolnictwo cofneli sie do koncepcji `naturalnego' ducha Rosji. Miejmy nadzieje, ze nablizsze lata (lub dziesieciolecia) zakwestionuja ten mroczny wizerunek wiecznej Rosji, kraju niewolnikow. Jest z pewnoscia za wczesnie, na rozszyfrowanie ogolnych `znaczen historycznych' wydarzen ostatnich lat. Jesli jednak jest to kolejne przypadkowe `interludium', jest zarazem kulminacja procesu, ktory toczyl sie prawie czterdziesci lat, od smierci Stalina. Wladza totalitarna stawala sie coraz mniej i mniej skuteczna; w odroznieniu od rewolucji - kontrrewolucja byla dlugim procesem, miala swoje wzloty i upadki, przystanki i powroty, jej realizatorzy ulegali zludzeniom i samooklamywali sie. I jakkolwiek niemilo to zabrzmi, dotyczylo to zarowno komunistycznych przywodcow jak i ich ofiar, zarowno despotow stalinowskich nieswiadomych wynikow swoich dzialan jak i `dysydentow' umieszczanych w wiezieniach lub psychiatrycznych izbach tortur. Przez wszystkie te lata zagorzali stalinisci mieli racje: nie staraj sie realizowac komunizmu bardziej przyjemnego, ludzkiego i liberalnego, poniewaz skonczysz niszczac go. Dalo o sobie znac ponownie bardzo stare odkrycie: intencje licza sie bardzo malo w akcjach politycznych. Jesli uwazac, wraz z Heglem, ze okresy szczescia sa bialymi kartami historii, siedemdziesiat lat wladzy sowieckiej bylo wszystkim innym, tylko nie taka karta. Ale nie mozna ich nazwac straconymi dekadami. Narod rosyjski moze teraz wrocic do swoich przedrewolucyjnych symboli, moze zmieniac nazwy ulic i miast, lecz nie moze po prostu tak sobie anulowac tych lat bezmiernego cierpienia - zadanego w koncu samemu sobie, niestety - i nie moze zaczynac od zera, jak gdyby nic sie nie zdarzylo. Albowiem w nadchodzacej epoce historycznej bedzie musial dzwigac ciezar sowieckiej przeszlosci nie tylko w gospodarce, ale takze w mentalnosci. Rewolucje sa czesto restauracjami w sensie ideologicznym, ale nie sa nimi w rzeczywistosci. Podobnie - kontrrewolucje. Przeszlosc mozna przeklac, ale nigdy nie mozna jej uniewaznic. ----------- Artykul ukaze sie po angielsku w "Times Literary Supplement" pt. "The Never-ending Beginning of History" _______________________________________________________________________ Maciek Cieslak NIE ZATOLEROWAC DEMOKRACJI ========================== Przed dwoma tygodniami "Spojrzenia" [nr 62] przedrukowaly artykul Czeslawa Sikorskiego pt. "Obrazeni na amen" - poswiecony zjawisku publicznego `obrazania uczuc'. Glowna konkluzja brzmi: obraza sie ten, kto ulegl `stereotypom kulturowym, uksztaltowanym w czasach realnego socjalizmu, ktore decyduja o naszej nadwrazliwosci, a wiec latwosci, z jaka uznajemy, ze obrazono nasze uczucia'. Autor wylicza owe stereotypy, obrazujac je scenkami zachowan z PRL-u. Mowiac wiec inaczej: `Obrazonym na amen' nie udalo sie jeszcze zrzucic PRL-owskiego, totalitarnego homo sovieticusa. Powinni oni `uczyc sie demokracji' m.in. wlasnie przez pozbycie sie stereotypow. Z artykulu mozna dowiedziec sie rowniez, kto powinien sie w pierwszym rzedzie uczyc - oczywiscie dzialacze ZChN. I. Czytajac podobne artykuly zawsze pytam: Czy ci `katoliccy fundamentalisci' istotnie jeszcze sie z komunizmu nie wyzwolili, a ich liberalni przeciwnicy - to juz? A moze `obrazaja sie' nie tylko dlatego, ze sa skomunizowani i nietolerancyjni. Moze przyczyna lezy tez gdzie indziej, a obraz jest bardziej zlozony? Czy jesli Stefan Niesiolowski publicznie krytykuje kabaret Olgi Lipinskiej jako prymitywnie antyklerykalny, i proponuje autorce emisje `tego paskudztwa' gdziekolwiek, tylko nie w panstwowej telewizji (GW) - to czy swiadczy to zaraz o jego zsowietyzowaniu i nietolerancji? Podobnie pani Lipinska, ktora publicznie oswiadcza, ze przeciez ona pozwala poslowi N. mowic rzeczy, z ktorymi sie nie zgadza, i na ktore moglaby sie obrazac (GW) - jest w tym sensie wyzwolona i tolerancyjna? Wszak w czasie, gdy Niesiolowski siedzial w wiezieniu, a potem pisal w podziemnej, wolnej prasie, Lipinska wystepowala w zinstrumentalizowanej, bojkotowanej telewizji rezimowej, co - kazdy przyzna - nie sprzyjalo wyzwalaniu sie ku afirmacji takich wartosci jak: tolerancja i pluralizm, nie wspominajac o innych. Czy Lipinska moze byc juz wyzwolona, a Niesiolowski - wciaz jeszcze nie? Podobnie nie potrafie wytlumaczyc sobie, dlaczego np. redaktorzy pisma "Wprost" (ktorzy uzyczyli lamow prof. Sikorskiemu) maja byc mniej zsowietyzowani, czyli bardziej tolerancyjni i odporniejsi na obraze niz np. `dziennikarze katoliccy' tygodnika "Lad". Wszak redaktor naczelny i gros zespolu "Wprost" nie mieli specjalnych okazji do wyzwalania sie z kulturowych stereotypow socjalizmu jako dziennikarze stanu wojennego, a do 1989 r. czlonkowie PZPR. Dzis sa heroldami pluralizmu i tolerancji. Nie chce byc zlosliwy, ale najmniej ze wszystkich obraza sie Jerzy Urban. Czyz taki ma byc symbol obywatela RP, ktory juz nauczyl sie demokracji; przezwyciezyl utarte stereotypy i przez pelne poszerzenie obszarow tolerancji uodpornil swoje uczucia na obraze? Mysle, ze nerwowe reakcje na `obrazanie uczuc' odbijaja nie tyle stopien skomunizowania (choc czasem odbijaja), ile - lek przed demokracja, w ktorej z zycia publicznego usunieto wartosci transcendentne. Demokracji pozbawionej tego nieliberalnego tworzywa tradycji, obyczaju, religii, swiadomosci narodowej, historycznej; tego - co utrzymywalo i utrzymuje jej istnienie. Lek taki, w skrajnej postaci, prowadzi oczywiscie do dzialan w stylu ZChN, ktore polegaja na wymuszaniu (demokratycznie) na panstwie ochrony wartosci. Oczywiscie mozna reagowac rowniez inaczej. Wazne jest jednak to, ze: reagowac trzeba. II. `Poszerzanie zakresow tolerancji', `autonomia wyboru', `swoboda wyrazania pogladow', `samostanowienie swiatopogladowe' - sa to pojecia wprowadzajace nowy stereotyp spoleczenstwa liberalnego. Oczywiscie stanowia one jakas tresc demokracji, chociaz trzeba jasno powiedziec, ze w przeciwienstwie do zasad z "Deklaracji Niepodleglosci" nie graly one w historii jakiejs waznej roli. Problem w tym, ze dzis wynoszone sa do rangi nowych i wylacznych zasad porzadku demokratycznego. Kreuja nowy jezyk, ktorym wyraza sie atmosfera wspolczesnej cywilizacji - gleboko niechetny religii, transcendentalnemu uzasadnianiu moralnosci, etyce absolutnej, koncepcji grzechu, i normom, czyli ocenianiu w kategoriach dobra i zla. `Bardzo wiele opiniotworczych srodowisk w Ameryce, a szerzej, w calej kulturze zachodniej, nie przywiazuje zadnej wagi do dyskusji o etyce publicznej lub wrecz twierdzi, ze jest ona niemozliwa, bo prawda moralna nie istnieje, nie istnieja kryteria dobra i zla.' - mowi Richard Neuhaus(*) w rozmowie z Maciejem Zieba na lamach TP. `W takim zdewastowanym intelektualnie srodowisku kazde stwierdzenie odwolujace sie do moralnosci uwazane jest za nietolerancje lub za anachronizm.' Wypowiedz ta wyraza jakos symptom wspolczesnego zycia publicznego. W 1989 r. pewien senator amerykanski zaproponowal wstrzymanie panstwowej dotacji artyscie Andresowi Serrano, ktory wystawil publicznie kompozycje, eksponujaca krucyfiks zanurzony w urynie. Wystawa poruszyla katolikow. Ich spoleczne organizacje wystosowaly publiczne protesty, okreslajac charakter wystawy jako bluznierczy i wymierzony w autorytet Kosciola. Bardziej jednak byli poruszeni niektorzy intelektualisci amerykanscy, ale nie tyle wystawa, co propozycja senatora. Po glosnej kampanii w obronie `tolerancji' i `freedom of expression', artysta utrzymal dotacje. Podobnie, kilka lat temu, znana pisarka angielska w imie tych samych wartosci: `tolerancji' i `wolnosci wyrazania pogladow' glosno protestowala przeciw naslaniu policji na wystawe prezentujaca w formie eksponatow zasuszone plody ludzkie. Takie sytuacje wywoluja instynktowny odruch niepokoju. Na oproznionym piedestale publicznych swietosci wystawia sie dzis dwa nowe bostwa: pluralizm i tolerancje. Moze to miec fatalne dla demokracji skutki. Zwlaszcza, gdy wszystko spowije opar ideologicznego kadzidla. Ideologia taka ma w sobie bowiem wpisana zamaskowana nietolerancje, np. te, o ktorej mowi Neuchaus. Przede wszystkim jednak, zabrania ona oceniac - wlasnie w imie tolerancji! Znosi tym samym publiczne autorytety i, co najwazniejsze: likwiduje publiczna dyskusje. Przed rokiem ukazal sie w kraju glosny tekst krakowskiego filozofa i politologa, Ryszarda Legutki - "Miedzy papuga a zasciankiem" z podtytulem `polskim liberalom ku przestrodze'(**). Oddajmy na chwile glos autorowi: `... Wezmy slowo ``wybor''. Zawsze zwiazane ono bylo z pojeciem wolnosci: wszak bez mozliwosci dokonania wyboru nie mozna mowic o wolnosci, a szerzej o moralnosci. Jednakze istnienie wyboru nie wykluczalo dokonywania osadu moralnego podjetej decyzji; mogl on byc bowiem dobry albo zly. Obecnie ``wybor'' utozsamiany jest wylacznie z dobrem moralnym. Jesli za podjeta decyzja stoi wolnosc wyboru, to decyzja jest tym samym dobra. Pokazuje to chocby przyklad aborcji, ktorej zwolennicy zabraniaja oceniac ja moralnie, gdyz, jak twierdza, jest ona kwestia wyboru; mowia wiec o sobie, ze sa ``pro-choice''. Inny przyklad: wolnosc slowa. Do niedawna funkcjonowalo okreslenie ``freedom of speech''. Impikowalo ono, ze poglady sa zawsze pewna wypowiedzia (speech), a ta podlego ocenie w kategoriach prawdy lub falszu. Obecnie coraz bardziej powszechne staje sie okreslenie ``freedom of expression''. Poglady sa wiec kwestia ekspresji; tej zas nie mozna oceniac pod katem prawdy i falszu.' I jeszcze dalej: `Twierdze, ze we wspolczesnym liberalizmie pojawila sie wyrazna nuta nihilistyczna. NIe jest to jednak nihilizm w tradycyjnym rozumieniu, a wiec przekonanie, ze nie ma dobra, prawdy, falszu, Boga, itd. Wspolczesny nihilizm nie mowi, iz tych rzeczy nie ma. On po prostu zabrania o nich mowic.' Wspolczesnej demokracji zachodniej dodaje sie czasem przydomek `liberalna' (w przeciwienstwie do tzw. demokracji totalitarnej - pojecia rozpropagowanego przez Jacoba Talmona(***)). Nie bez powodu. Podstawowe zasady porzadku demokratycznego zapisane sa wlasnie na stronach dziel tworcow tzw. klasycznego liberalizmu. Gdy zagladniemy do ksiazki Ludwika von Misesa - jednego z ojcow liberalizmu, pt. "Liberalism in the clasical tradition", w rozdziale `tolerancja' przeczytamy: `Liberalizm zada tolerancji nawet dla rzucajacego sie w oczy niedorzecznego nauczania, absurdalnych form innowierstwa, i dziecieco naiwnych przesadow.' Rownoczesnie jednak: `Przeciwko temu co glupie, bezsensowne, bledne i zle, liberalizm walczy bronia umyslu.' Tymczasem, nowa demokracja wyzuta z autorytetow i wartosci absolutnych, nie tylko toleruje niedorzeczne i dziecieco naiwne poglady - ona nadaje im, z zasady, ten sam status waznosci! Nie ma kryteriow oceny, a wiec nie ma twierdzen madrych-glupich, prawdziwych-falszywych, moralnych- niemoralnych. Nie wolno tak oceniac ani ludzi, ani ich wypowiedzi ani ich dzialan. Wszystko jest przeciez wzgledne i uwarunkowane: swiatopogladowo, kulturowo, srodowiskowo itd. - nie moze byc wiec przedmiotem wartosciujacej oceny. Kto odwaza sie oceniac, naraza sie z miejsca na zarzut nietolerancji. Jak w takich warunkach dokonywac selekcji pogladow, o ktorej pisze Mises? W takich okolicznosciach demokracja liberalna przestaje byc juz tworczym klubem dyskusyjnym, w ktorym `metoda prob i bledow tworzy sie systemy polityczne, jako wynalazki ludzkiej pomyslowosci i spontanicznosci (J.Talmon)'. Liberalizm nie moze juz walczyc bronia umyslu. Pytanie: jaka? `Jesli nie ma prawdy absolutnej, wszystko co mowie moze byc prawda... Idea prawdy absolutnej przeciwstawia sie relatywizmowi negujacemu istnienie prawdy. Relatywista, swiadom, ze nie ma prawdy, nie chce, aby o niej mowic. Nie zdaje sobie sprawy, ze taka postawa prowadzi do uzurpowania sobie swoistej formy autorytetu, ze prowadzi do prawa piesci, nie zas do prawa prawdy.' Powyzsze nie jest bynajmniej wypowiedzia ksiedza katolickiego. To slowa autora "Spoleczenstwa otwartego", Karla Poppera(****). Demokracja bez wartosci absolutnych moze wiec popasc w nihilistyczne zniedoleznienie i stac sie lupem tyranii. Na inny ciekawy aspekt polityczny zaniku wiary w wartosci absolutne zwraca uwage Leszek Kolakowski. ` - Latwiej powiedziec ogolnikowo, ``my mamy swoje wartosci, a oni swoje'', czy tez ``wiara w absolutne wartosci jest naiwna i anachroniczna'', anizeli wyraznie przyznac, ze niewolnictwo jest rownie dobre jak wolnosc, zwazywszy, ze nic nie jest samo w sobie dobre lub zle.'(*****) Kolakowski twierdzi, ze prowadzi to do `balwochwalstwa polityki' - fabrykowania pogladow ad hoc do uzytku w grze politycznej, ktorych tresc zalezy od wyboru adresata. Polityka i kultura wyzuta z norm wartosciujacych stacza sie wiec ku barbarzynstwu. Pisze on wrecz: `Negacja wartosci absolutnych w imie zarowno zasad racjonalistycznych, jak tez ogolnego ducha otwartosci, zagraza naszej zdolnosci do odrozniania miedzy dobrem a zlem; powstrzymywac sie od walki ze zlem, to niedoskonalosc wlasna przemieniac w barbarzynstwo.' * * * Jakiekolwiek motywacje stoja za dzialaniami ZChN, to postawienie problemu i rozpoczecie dyskusji nt. miejsca `wartosci' (chrzescijanskich) w polskiej demokracji zawdzieczamy, po czesci, wlasnie glosnemu 'obrazaniu sie' zetchaenowcow. -------- (*) Richard John Neuhaus, ksiadz katolicki, do 1991 pastor luteranski, sklasyfikowany przez tygodnik "US News and World Report" wsrod 32 najbardziej wplywowych intelektualistow amerykanskich; autor ponad 20 ksiazek (**) artykul wraz z dyskusja ukazal sie w miesieczniku "Znak", nr 440 (92); omowienie w jednej z lutowych (92) GW; rowniez na ten temat: obszerny wywiad z autorem w "Spotkaniach" (19/92) (***) J. Talmon "The Origins of Totalitarian Democracy", Penguin Books, 1986 (****) Forum 20.05.82 (*****) L. Kolakowski "Balwochwalstwo polityki" - wyklad wygloszony 7.05.86 na zaproszenie amerykanskiej Narodowej Fundacji Nauk Humanistycznych i Sztuki, przeklad autorski w "Aneks"(44/1986) Maciek Cieslak _______________________________________________________________________ ["Wprost", 13 grudnia 1992. Przepisal J.K_uk.] Wojciech Rzehak ZGNILO-LIBERALNE STOSUNKI ========================= Niedowiarki, ktore uwazaja, ze w naszych czasach nie sposob zarazic sie nowomowa, powinny uswiadomic sobie, jak wiele osob w ich otoczeniu zaczelo od pewnego czasu mowic jezykiem reklam telewizyjnych - ilu jest wsrod nas tych, ktorzy bez przerwy wtracaja uwagi o `skrzydelkach', `nowoczesnych kobietach' i `pewnej takiej niesmialosci'. Ta nowomowa - jak kazda inna - nasyca codzienny jezyk schematami i stereotypami zastepujacymi normalne komunikaty jezykowe. Staje sie bardzo latwa do przyswojenia przez przecietnego sluchacza - zwlaszcza tego, ktory stale slucha przemowien politykow. Wydawalo sie, ze po upadku komunizmu politycy zrezygnuja ze stosowania kalk jezykowych, lecz wydarzenia ostatniego roku pozwolily zaobserwowac nowa fale zainteresowania chwytami ze `zlotego okresu' nowomowy. Prof. Michal Glowinski, literaturoznawca, autor wielu publikacji z dziedziny nowomowy, jest zdania, ze `im wiecej antykomunizmu w deklaracjach polityka, tym czesciej pojawiaja sie w jego jezyku elementy mowy komunistycznej' ["Wprost"]. Jednym z ulubionych sposobow atakowania przeciwnika politycznego bylo podwazanie jego wartosci poprzez przypisywanie mu anonimowosci. Ten efekt komunisci osiagali poprzez uzycie zaimka `pewne'. Pisano na przyklad: `...KUL stal sie terenem, na ktorym dzialaja PEWNE REAKCYJNE GRUPY...' ["Trybuna Ludu", 1950], albo `PEWNE KOLA AMERYKANSKIE' ["Trybuna Ludu", 1950]. Teoretycznie mowca niczego konkretnego nie powiedzial, ale kazdy czytajacy domyslil sie, ze po pierwsze: Katolicki Uniwersytet Lubelski jest siedliskiem sil wrogich krajowi, po drugie - istnieja w Ameryce jakies ciemne sily, ktorym zalezy na zrobieniu nam jakiegos swinstwa (jakiego - to zalezy od kontekstu zdania). W roku 1992, po ponad czterdziestu latach, kariera slowa `pewne' trwa nadal. Oto byly premier Jan Olszewski, wyjasniajac powody obalenia jego gabinetu, konkluduje: `... interesy pewnej czesci naszej klasy politycznej bardzo sie zidentyfikowaly z interesami dawnej nomenklatury' ["Nowy Swiat", 8.06.1992], a wczesniej, w marcu tego roku, po odrzuceniu przez Sejm programu rzadu, powiedzial: `Ostateczny wynik glosowania jest wynikiem pewnych rozgrywek politycznych...' ["Gazeta Wyborcza", 7-8.03.1992]. Byly minister obrony, Jan Parys, przedstawia swoja wlasna wersje dymisji: `W momencie, gdy zostalo cofniete poparcie prezydenta dla rzadu, kazdy dostrzega, ze atak na MON jest czescia pewnej akcji ogolnej' ["Nowy Swiat", 30-31.05.1992], ktora polega na tym, ze `pewni politycy zapraszaja bez wiedzy ministra obrony (...) wybranych oficerow...' ["Gazeta Wyborcza", 7.04.1992]. I jeszcze fragment artykulu Tomasza Sakiewicza "Wrzawa", glosu w sporze o religie w szkole: `... co zrobic z tymi, ktorzy nie chca uczestniczyc w katechezie (...). Zaproponowano (...) etyke. Okazuje sie jednak, ze wyrownanie liczby godzin nauki dla wierzacych i niewierzacych to - zdaniem pewnych kregow - kolejny przejaw nietolerancji ...' ["Nowy Swiat", 27.04.1992]. We wszystkich tych przykladach nie okreslono z imienia ani nazwiska wrogow Jana Olszewskiego, Jana Parysa i nauczania religii w szkole. Jednak kazdy, kto choc troche interesuje sie zyciem spoleczno-politycznym naszego kraju, bez zadnego klopotu rozszyfruje te zagadki. Bowiem uzycie slowa `pewne' nie sluzy ukryciu czegokolwiek, sugeruje natomiast dodatkowe cechy wymienianych wrogow: tajnosc, spisek i zle zamiary. Nie mieli szczescia w historii powojennej Polski liberalowie. Komunisci uzywali przymiotnikow `liberalny' w mozliwie najbardziej negatywnych kontekstach i polaczeniach. Boleslaw Bierut mowil o `zgnilo-liberalnym stosunku' do wroga klasowego [B. Bierut, "O Partii", Wwa 1952, s. 268], Wladyslaw Gomulka o `ideologii liberalno-burzuazyjnej' [W. Gomulka, "Ku nowej Polsce", Katowice, 1945, s. 80], zas w "Slowniku Wyrazow Obcych" z roku 1954 znajdujemy nastepujaca definicje terminu: `liberalny - 1. nadmiernie poblazliwy, beztrosko tolerancyjny, nie zwazajacy na cudze lub wlasne omylki, bledy, wykroczenia. 2. Odnoszacy sie do liberalizmu'. A sam liberalizm, miedzy innymi `... przybral cechy wybitnie reakcyjne, kontrrewolucyjne, stal sie zawzietym przeciwnikiem rewolucji socjalistycznej i dyktatury proletariatu ...'. Okazuje sie, ze to co bylo zle dla komunistow w latach piecdziesiatych, jest rownie zle dla polskiej formacji chrzescijansko-ludowo-narodowej w latach dziewiecdziesiatych. Tym razem demaskowana jest inna twarz liberalizmu - Marek Jurek: `Z perspektywy moralnej najbardziej zainteresowani w publicznej dezaprobacie dla antykatolickiej nienawisci powinni byc ideowi przywodcy obozu laicko-liberalnego' ["Nowy Swiat", 13.04.1992]. Dlaczego wlasnie oni? Pozwala to zrozumiec artykul zespolu redakcyjnego telewizyjnego programu "Rodzina Rodzinie", bedacy reakcja na zdjecie z anteny w dniu 23.05.1992 odcinka o ochronie zycia poczetego: `Dlatego zdjecie tego programu nalezy uznac za zajecie przez Telewizje Polska jednoznacznego, laicko-liberalnego stanowiska w kwestii zycia poczetego' ["Nowy Swiat", 28.05.1992]. Jan Olszewski na spotkaniu ze stoczniowcami w Stoczni Gdanskiej 6.02.1992 powiedzial natomiast: `Ponosimy wszyscy konsekwencje nadmiernej wiary w idealistycznie pojmowany porzadek liberalno-rynkowy' ["Gazeta Wyborcza", 7.02.1992]. Jednym ze sposobow wyrazania swojej pogardy dla przeciwnika politycznego bylo wymienianie go tylko z nazwiska - bez `zbednego' tytulowania, bez podawania imienia, za to - KONIECZNIE! - w bardzo negatywnym kontekscie lub z jakims epitetem zamiast imienia. Przeciwnik jako samo nazwisko lub - jeszcze lepiej - nazwiska w liczbie mnogiej (wszyscy pamietaja jak Jerzy Urban w czasie stanu wojennego mowil o Kuroniach i Michnikach) to chwyt, ktory stosowany byl przez komunistow juz w latach czterdziestych i piecdziesiatych: `obszarnik Sosnkowski' [W. Gomulka, j.w., s. 37], `stary agent pilsudczyzny - Kwapinski' [tamze], czy tez dowiadujemy sie, ze `... na lamach swego londynskiego lejb-organu Anders oglosil ...' ["Trybuna Ludu", 8.08.1954]. Rowniez i ta praktyka nadal jest stosowana, swiadczac o sile stalinowskiej tradycji jezykowej. Piotr Jakucki pisze o Bronislawie Geremku wiele cierpkich slow, konkludujac: `I to wlasnie dzieki Kosciolowi katolickiemu Geremek i jemu podobni mogli przetrwac stan wojenny i doczekac Trzeciej Rzeczypospolitej' ["Nowy Swiat", 14.05.1992]. Gdy "Gazeta Wyborcza" przypisala slowa wypowiedziane przez Zdzislawa Najdera Janowi Olszewskiemu, "Nowy Swiat" zareagowal z oburzeniem zapytujac retorycznie: `I jak to pogodzic z gloszona przez ORGAN MICHNIKA wiarygodnoscia dziennikarska?' [12.05.1992]. Natomiast dziennikarze "Tygodnika Solidarnosc", Joanna Lichocka i Robert Jastrzebski, w artykule "Konstytucyjny zamach stanu" (o odwolaniu rzadu Jana Olszewskiego) wprowadzaja czytelnika w atmosfere posiedzenia sejmu: `Poslowie Unii i SdRP zaczynaja zgodnie wyc (...). Sierakowska zujac gume na zmiane wali reka w blat lub kreci glowa' ["Tygodnik Solidarnosc", 12.06.1992]. Szczegolnie milo kojarzy sie tu lejb-organ Andersa z organem Michnika. Otoz, jak zapewne wszyscy pamietaja, w latach piecdziesiatych spora kariere zrobil zwrot `ludozerczy amerykanski imperializm' [np. "Trybuna Ludu", 7.12.1952]. Pozniej pojawili sie Zydzi-polakozercy, ale oni tez znikneli. I kiedy wydawalo sie, ze w Polsce nikt nikogo juz nie zjada, niezawodny "Nowy Swiat" odkryl potworna zbrodnie: w wydrukowanym na pierwszej stronie ogloszeniu w formie notki posmiertnej - poswieconej Antoniemu Macierewiczowi czytamy: `Wyrazamy gleboki szacunek dla ministra obalonego rzadu, Pana A. Macierewicza, za jego oddanie Polsce, niezlomnosc, prawosc i hart ducha (...). W obliczu bezprzykladnej, obrzydliwej KAMPANII POLITYCZNEGO LUDOZERSTWA, prosimy Pana Ministra i Jego Wspolpracownikow o przyjecie wyrazow naszej solidarnosci. Zespol miesiecznika politycznego Orientacja ``na prawo''.' ["Nowy Swiat", 10.07.1992]. Wojciech Rzehak ----------------------------------------------------------------------- [Jest to znacznie brutalniejsza wersja nowomowy niz moja idee fixe: `Jezyk w wacie'. Na pierwszy rzut oka znacznie bardziej obrzydliwe. Ale czy grozniejsze od `waty'? - Nie wiem. Wydaje sie, ze latwiej z tym walczyc niz z klakami, ktore zalepiaja oczy i uszy... J.K_uk] _______________________________________________________________________ Jadwiga Fangrat O JAPONII INACZEJ ================= Motto: `Spiewac kazdy moze...' Do napisania ponizszego sprowokowala mnie zamieszczona w # 57 "Spojrzen" korespondencja Leszka Krynskiego "Swieta w Japonii", w ktorej autor ocenia spoleczenstwo japonskie jako ateistyczne. Sprecyzujmy moze, o czym mowimy, gdyz chyba tu jest zrodlo nieporozumienia. Dla mnie (i mysle, ze dla wiekszosci czytelnikow), ateizm to calkowita negacja Boga - nie tylko Boga chrzescijan, ale Boga w ogole. Obawiam sie, ze zbyt powierzchowne spojrzenie na ten kraj moze pozostawic zgola falszywy obraz Japonii i Japonczykow, zwlaszcza ze malo osob ma mozliwosc osobistej weryfikacji cudzych opinii o kraju bardzo odleglym i geograficznie i kulturowo. Osobiscie uwazam, ze chodzi tu nie o ateizm, lecz politeizm. Ale siegnijmy do zrodel pisanych, na przyklad dwujezycznej edycji przewodnika "Japan as it is" (Gakken Co. Ltd., 1990, Tokio, stron 368). W rozdziale `Japanese Religion' na str. 29 czytamy: `Japanese beliefs are probably among the most complicated in the world because of the openness to all religions, as exemplified by the visits to Shinto shrines at New Year's, trips to Buddhist temples in the spring and fall to visit the family grave, and the modern custom of a cake and presents at Christmas. The Shichi-go-san celebration entails a trip to the local Shinto shrine, weddings may well be held in Christian churches, and funerals are most often Buddhist. (...) It is not uncommon for a Japanese family to have both Shinto and Buddhist altars even though its members believe in yet a third faith. (...) Statistics substantiate the evidence of Japanese culture's polytheistic quality. According to the Agency of Cultural Affairs' "Religion Yearbook", Japan had a religious population of 218.43 million in 1988 (tak, tak, to nie pomylka! - przyp. moj J.F.) - nearly double the actual population of 120 million. In a 1989 NHK survey asking `What do you believe in ?' 36% of the respondents cited the ambiguous `the gods' and 44.6% said `Buddha', but only 7.5% cited anything that would tie them to a specific religion such as `the teaching of the Bible or the sutras.' Moim zdaniem, jesli 80.6% Japonczykow przyznaje sie do wiary w jakas forme istoty wyzszej, nie moze tu byc mowy o powszechnym ateizmie. Oczywiscie nie jest to taka wiara, do jakiej przywyklismy, ale przeciez i nie ateizm. W innym rozdziale `Tanabata and Christmas' na str. 103 czytamy: `The religious celebration of the birth of Jesus was observed by almost no one in this non-Christian nation until merchants saw it is a sales opportunity, and Christmas celebrations are now quite popular among Japanese. Christmas is not an official holiday in Japan, but most families observe the day by gathering on Christmas Eve to decorate a small Christmas tree, eat decorate cakes, and exchanging presents. In early December, department stores begin decorating their floors with ornament-laden Christmas trees while vying to attract shoppers with advertisements for special Christmas sales.' Choc Boze Narodzenie nie jest oficjalnym swietem w Japonii, to jednak bez problemu dostalam dwa dni wolne na wlasna prosbe, tak ze moglam swieta spedzic w domu z rodzina. Nie chcialabym nikogo zanudzac cytatami z tej skadinad bardzo interesujacej ksiazki, ale pozwole sobie jeszcze gwoli uzupelnienia, na ostatni cytat z rozdzialu `Christianity', str. 297: `Including Catholics, Protestants, and all the other denominations, Japanese Christians now number about 1.4 million. As a percentage of the total population, this is fewer than there was in the 16th century. (...) However, Christianity's impact on Japanese culture cannot be measured by numbers alone. Although only a small percentage of Japanese are Christians, Christians thought has had a major impact on Japan during its modernization beginning in the late 19th century. Christian lifestyles, moral codes, and ethics have become interwoven into Japanese life. Christianity has also come to play the major role in education, especially for girls' schools and secondary schools. There are currently 800 mission schools at the secondary level, far more than there are non-Christian religious schools. Many of Japan's great modern thinkers have been Christians, (...) and Christians have also figured prominently in social work.' Tsukuba - miasto o specjalnym statusie - nie jest z pewnoscia najlepszym miejscem do czynienia dajacych sie uogolnic obserwacji o Japonii, ale mimo wszystko dodam cos od siebie. Jest tu tylko jeden kosciol katolicki, nowy (jak prawie wszystko w tym miescie) i piekny architektonicznie. Zaprojektowany na blisko 150 miejsc siedzacych, prawie w kazda niedziele wypelniony jest do ostatniego miejsca (tego dnia msze odprawia sie dwukrotnie). Wierni nie zdejmuja tu butow, pieknie spiewaja i japonskim zwyczajem - nie tylko usmiechaja sie do siebie, ale rowniez klaniaja nisko, choc nie wszyscy znaja sie osobiscie. Wywodza sie glownie z elity intelektualnej tego juz i tak elitarnego miasta - sa to przede wszystkim pracownicy tutejszego uniwersytetu i licznych instytutow naukowych. Jest takze sporo cudzoziemcow; sposrod Europejczykow niestety tylko Polacy. Jadwiga Fangrat _______________________________________________________________________ Opowiada Leszek Krynski : Autorka polemiki i ja - w liscie zamieszczonym w nrze 57 "Spojrzen" - mowimy o roznych rzeczach. Pani Jadwiga, niestety, tego nie dostrzegla. Zatrzymala sie na slowie `ateista', bowiem zauwazyla, ze jego encyklopedyczna definicja nie odzwierciedla tego, co wyczytala w rozmaitych syntetycznych opracowaniach i danych statystycznych dotyczacych Japonii. Sadze, ze z mojego grudniowo-styczniowego tekstu dosc latwo mozna sie zorientowac, co mialem na mysli w tym konkretnym przypadku: oczywiscie nie negacje Boga albo najwyzszej istoty, ale raczej obojetnosc, nieobecnosc, nieprzezywanie Boga - niezaleznie od tego czy mialby to byc Budda, jedno z bostw sintoistycznych, czy moze Bog chrzescijan. Nie twierdzilem, ze dotyczy to wszystkich Japonczykow, bo to bylaby oczywiscie nieprawda. Zabawne jest, ze w cytatach przytoczonych przez pania Jadwige pojawiaja sie dokladnie te same przyklady uczestnictwa Japonczykow w obrzedach jakos wiazacych sie z obecnymi tu religiami, o ktorych ja wspominalem (czyzby rzeczywiscie nie wyszla ona poza pierwsze zdania mojego tekstu?). Tylko, ze wnioski ja wyciagam z nich inne, a przede wszystkim powstrzymuje sie od opinii, ze swiadcza o religijnosci (w pelnym znaczeniu) Japonczykow. Stwierdzenie, ze jest to spoleczenstwo politeistyczne, moim zdaniem nie oddaje istoty rzeczy. A `ateizm' - coz, to slowo ma wiele znaczen. Dokladna i nie pozostawiajaca watpliwosci definicja jest konieczna w wypadku tekstu filozoficznego, religioznawczego, moze socjologicznego. Moj list oczywiscie do niczego podobnego nie pretenduje w zadnym stopniu (zreszta sa to dziedziny, ktorych nie znam). Skromnym dowodem, ze to slowo istotnie mozna rozmaicie pojmowac, niech bedzie tez krotki cytat z Encyclopedic Dictionary of Religion (Vol. I), Corpus Publications, Washington, D.C., 1979, p. 299: `It is much easier to define atheism in the abstract than to account for its various, complex manifestations.' Swoja droga, ciekawe co sadzi na ten temat `wiekszosc czytelnikow'? Leszek Krynski _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@univ-caen.fr) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.123.30), directory: /pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia ____________________________koniec numeru 64___________________________