________________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| ________________________________________________________________________ Poniedzialek, 2.06.1997 ISSN 1067-4020 nr 152 ________________________________________________________________________ W numerze: Tadeusz K. Gierymski - Cmentarze Jurek Krzystek - Pawlik Morozow Izabella Wroblewska - Krakowskie wydarzenia kulturalne Izabella Wroblewska - Nagroda Wielka Fundacji Kultury Katarzyna Zajac - Kabaret polityczny w III RP Ted Morawski - Obowiazek Waclaw Osadnik - Jeszcze o N. Yepesie ________________________________________________________________________ Tadeusz K. Gierymski "CMENTARZE" =========== Opisalem juz gdzie indziej kilka tomikow slicznej serii "A to Polska wlasnie", wydawanej przez wroclawskie Wydawnictwo Dolnoslaskie. Opisalem takze p. Jacka Kolbuszewskiego i jego "Kresy" tego wydawnictwa, wiec teraz bardzo krociutko tylko wspomne, ze jest on profesorem Uniwersytetu Wroclawskiego, historykiem literatury polskiej i literatur zachodnioslowianskich, autorem przynajmniej osmiu ksiazek, a takze poeta. Rozdzial pierwszy jego nowej ksiazki "Cmentarze" (1996) zaczyna sie duzym naglowkiem "OJCZYZNA TO ZIEMIA I GROBY" co jest poczatkiem napisu na zdobnej, drewnianej tablicy umieszczonej obok zelaznej bramy wejsciowej na Stary Cmentarz w Zakopanem na Peksowym Brzyzku, zwany takze Cmentarzem Zasluzonych. Brame zaprojektowal Stanislaw Witkiewicz, a caly napis tak wyglada: OJCZYZNA TO ZIEMIA I GROBY NARODY TRACAC PAMIEC TRACA ZYCIE ZAKOPANE PAMIETA 1848 - 1948 Pisalismy niedawno o smierci i pogrzebie Marszalka, o cmentarzu wojskowym przy Rossie, gdzie pogrzebane jest jego serce. W tej nowej ksiazce sa fotografie z Cmentarzyka Wojskowego, polozonego na Rossie. Tam, pod czarna plyta z lsniacego marmuru z napisem "Matka i serce syna", spoczywa cialo matki i serce Pilsudskiego. Na plycie i kolo niej wiazanki, bukieciki, u stop wazon kwiatow, wszystkie wymownie bialo-czerwone. Za plyta mur z kamieni, na nim cztery zielone wisza wianki, ale wstazki, znow swa biela i czerwienia swiadcza i mur krasza. "Do tego grobu - pisze Jacek Kolbuszewski - stale pielgrzymuja wszyscy Polacy przybywajacy do Wilna". A inna fotografia to kwatery grobow zolnierzy, z bialo- i szarokamiennymi brylami naglowkow przecietych dwoma liniami krzyza, otaczajace grob Pilsudskich, najwyzszy punkt lagodnego wzniesienia gruntu, do ktorego prowadza zbiegajace sie szerokie kamienne schody. Caly ten gestalt surowej prostoty podoba mi sie, pasuje do mego obrazu Marszalka i jego zolnierzy. Nie ma strony w tej ksiazce, ktora albo cala nie jest dobrze i wyraznie odtworzona fotografia, albo nie zawiera przynajmniej jednej lub kilku zminiaturyzowanych, ale calkiem wyraznych, zdjec pogrzebow, klepsydr, grobow, epitafiow, posagow, nagrobkow, sarkofagow moznych, zapadajacych sie mogil biedakow i poleglych zolnierzy pochowanych po bitwie przy lesie, w polu, fotografii cmentarzy jak Powazki i wiejskich cmentarzykow, samotnych mogil... Zwiedzamy tak cala Polske i co bylo kiedys Polska, zwiedzamy groby i cmentarze zagraniczne, gdzie leza Polacy padli w sluzbie Ojczyzny, groby zamordowanych bez sadu przez czerezwyczajke, w Katyniu, groby symboliczne w niezliczonych miejscach kazni niemieckich, grob ks. Popieluszki... Na stronie przyleglej fotografii cmentarza na Monte Cassino czytamy w sentymentalnych strofach Or-Ota (Artura Oppmana): A po tych wszystkich, ktorzy szli przed nami Z krzykiem: "Ojczyzno", i z me/ka/ szalona/, A po tych wszystkich, co gine/li sami, Aby nas zbawic swoja/ krwia/ czerwona/, Za smierc dla jutra, za ten lot sloneczny, O Polsko! odmow: "Odpoczynek wieczny!"... Gdzie sa/ ich groby? Polsko! Gdzie ich nie ma! Ty wiesz najlepiej - i Bog wie na niebie! Wzruszaja nas kwiaty polozone na grobie wiejskiego cmentarza w Podgorskiej Woli przez troszczacych sie o niego Polakow. Lezy w nim zolnierz armii niemieckiej, dziewietnastoletni Austriak, Otto Schimek. Czytamy na jego epitafium, po polsku i po niemiecku, ze: [...] stracony zostal przez Wehrmacht, poniewaz wzbranial sie/ strzelac do polskiej ludnosci. Niech Bog Cie/ przyjmie w swojej wieczystej milosci. W drewnie, zelazie, marmurze, kamieniu i cegle, w sypiacej sie ziemi tych mogil i cmentarzy zapisana jest nasza historia. Mowia takze cmentarze i sztuka cmentarna o stosunku naszym do zycia i do smierci, sa dokumentem socjologicznym, wyrazaja poglady i roznice teologiczne, wplyw wyznan na specyficzne zuzytkownie przestrzeni i zabudowan cmentarnych, odzwierciadlaja okresy sztuki i wplywy zagraniczne. Duzo nauczyc sie mozna z tej ksiazki o zroznicowanej infrastrukturze cmentarza, o jej elementach i ich znaczeniu, o wtornych funkcjach, np. obronnych, lub jako miejsca jarmarkow, sadow, sejmikow, lub, o tak, nawet zabaw, o zwyczajach i wymogach cmentarzy i pogrzebow chrzescijanskich, zydowskich, muzulmanskich, o symbolice bram cmentarnych, ogrodzen i ostatniej drogi. Nie wiedzialem, ze Wojskowe cmentarze sa wytworem XX w., sa wynikiem ideologizacji, myslenia o losie zbiorowosci w kategoriach bytu panstwowego, ze Charakterystycznym dla kultury romantycznej sposobem okazywania zaloby bylo siadanie na grobie, lub ze Laicyzacja cmentarzy, ktora w istocie rychlo przerodzila sie (zwlaszcza w Polsce po odzyskaniu niepodleglosci) w nadawanie im charakteru wielowyznaniowego, zapoczatkowana zostala we Francji w drugiej polowie XiX w. przez tak zwany ruch solidarystyczny. Prawde o kazdym cmentarzu wypowiedzial Jerzy Waldorff gdy pisal o tak zawsze drogim mu cmentarzu Powazkowskim: Kazdy stary cmentarz, im jest bogaciej opatrzona spizarnia smierci, tym blizszy zostaje zyciu: ksiega wielkiej lektury o czasie, ktory w miescie obok przemijajac, tu zostawil ostatnie, trwale slady. Ze smutkiem ogladalem fotografie zaniedbania, rozkladu i dewastacji cmentarzy zydowskich. Zniszczyly je dzialania wojenne, okupacja, wandalizm, brak opieki lat powojennych. Sam ogladalem poprzewalane przez korzenie drzew tablice i nagrobki, zapadajace i rozpadajace sie groby, przerdzewiale i koslawo stojace ozdobne ich kraty. Zdziczale krzewy pochlanialy jak dzungla tyly Cmentarza Zydowskiego na Woli, graniczacego z Powazkowskim i Luteranskim. Niezydowskie cmentarze sa tez zagrozone. Pisze Jacek Kolbuszewski pod fotografia starego, dostojnego grobu: Niewazne, o cmentarz w jakim miescie w tym wypadku chodzi, tak sie bowiem dzieje w calej Polsce: za kilka lat, a moze juz tylko za rok tego nagrobka nie bedzie. Zdobna krata znajdzie sie na balkonie nowobogackiej willi, posag stanie na innym, nowym grobie i bedzie wyrazal cudzy zal, rozbite epitafium jakis czas bedzie sie walac po ziemi, kamienie i cegly pojda na budowe garazu. Za malo troski sie okazuje XIX-wiecznym grobom i cmentarzom! Jak inne ksiazki tej serii tak i "Cmentarze" maja Mala Antologie Tekstow, zaczynajaca sie wierszem Reya, a konczaca fragmentem dziennika Andrzeja Chlebnickiego z wyprawy naukowej na polarnym Uralu z lipca 1995 r. Zatrzymalismy sie na cmentarzu. Trudno to wlasciwie nazwac cmentarzem. Na niewielkim wyniesieniu moreny byly bezladnie rozrzucone mogily. W sumie bylo ich piec. Wiezniowie zostali pochowani bardzo plytko w drewnianych skrzyniach, ktore pelnily rownoczesnie funkcje nagrobkow. Przy jednym z takich "nagrobkow" lezal lacinski krzyz. Andrzej poprzedniego dnia wetknal go w ziemie przy jednym z grobow. Wszystkie groby byly otwarte. W jednym z nich w wodzie lezal szkielet duzego mezczyzny. Znalezlismy tez fragment czerepu, ktory mial slad wejscia i wyjscia kuli. Zapalilem swieczke przy jednym z grobow, tym samym spelniajac prosbe pani Elzbiety, ktorej krewny zginal w Workucie. Jeszcze 20- 30 lat i po tych grobach sladu nie bedzie. Wchlonie je tundra. Tekst ten towarzyszy chyba najsmutniejszej ze wszystkich fotografii. Az po odlegly horyzont nic tylko skapa trawa pokryta plaszczyzna, rozciagajaca sie w dal od otwartej mogily. Ksiazka ma ten sam format, grafike i wymiary (7 3/4x5 1/2 cala) jak poprzednie w tej serii, ma 370 stron i trzy strony malych kolorowych reprodukcji tomikow w sprzedazy. Dwa nie sa o Polsce: "Mahomet" i "Orient w czasach wypraw krzyzowych" naleza do Krajobrazow Cywilizacji, przedstawiajacych historie i dziedzictwo kultury swiatowej. Zapowiadane sa: "Karkonosze", "Milosz", "Krakow. Przewodnik historyczny" i "Wroclaw. Przewodnik historyczny". Jestem prawie pewny, ze ukazaly sie "Karkonosze", a "Krakow" juz mam. Wyszedl w tym, 1997 roku, a autorem jest Michal Rozek. Ponizszy wiersz Lesmiana jest w Malej antologii tekstow "Cmentarzy". CMENTARZ We/drowiec, na istnienie spojrzawszy z ukosa, Wszedl na cmentarz: smierc, trawa, niepamiec i rosa. Byl to cmentarz Okretow. Pod ziemia/ wrzal glucho Trzepot zagli, posmiertna/ gnanych zawierucha/. We/drowiec czul, jak wiecznosc z traw sie/ wykojarza, I cisze/ swa do ciszy dodaja/c cmentarza, Przezegnal to, co blizej: pszczol kilka, dwa krzaki I na pierwszym grobowcu czytal napis taki: Zgina/lem nie na slepo, bo z woli wichury -- I wierzylem, ze odta/d nie zgine/ raz wtory, Ze znajde/ przystan w smierci, a smierc w tej przystani, Ale smierc mnie zawiodla! Umarlem nie dla niej! Trwa nadal wiatr przeciwny i groza rozbicia, I le/k i nieswiadomosc i wszystko, procz zycia! Szcza/tki moje podziemne, choc je nicosc nuzy, Jeszcze godne sa/ steru i warte sa/ burzy! Nikt nie wie, gdzie ten wicher, ktory zagle wzdyma? Kto raz w podroz wyruszyl -- juz sie/ nie zatrzyma. Znam te/ gla/b, gdzie sie/ Okret mocuje niezywy. Snu -- nie ma! Wiecznosc -- czuwa! Trup nie jest szcze/sliwy! Za wytrwalosc mych zagli, ktore smierc rozwija, Przechodniu, odmow -- prosze -- trzy Zdrowas Maryja! We/drowiec dla nikogo zerwal liscie swieze I ukla/kl, by za/dane odmowic pacierze. *** tkg ________________________________________________________________________ Jurek Krzystek PAWLIK MOROZOW ============== Jurij Druznikow (Yuri Druzhnikov). "Informer 001. The Myth of Pavlik Morozov" (New Brunswick: Transaction Publishers, 1997). Zacznijmy moze od historii Pawlika Morozowa w wersji takiej, jaka ja znaja wszyscy, a przynajmniej ci, co chodzili do szkol w odpowiednich latach: Pewien 12-letni chlopiec, pionier ze wsi Gierasimowka w zachodniej Syberii w roku 1932 zlozyl donos na swojego ojca-kulaka, ze gromadzi potajemnie zboze zamiast odsprzedac je (za bezcen oczywiscie) panstwu. Ojca zamknieto i skazano szybko na lagier, z ktorego zywy nie wyszedl. Po tym pierwszym donosie Pawlik uaktywnil sie i donosil na wszystkich kulakow we wsi po kolei, co spowodowalo dalsze areszty i wzbudzilo nienawisc pozostalych jeszcze nierozkulaczonych chlopow, jak i pozostalej rodziny, ktorzy sie skrzykneli i po paru miesiacach zamordowali jego i mlodszego brata w lesie, gdzie ci zbierali jagody. GPU przeprowadzilo energiczne sledztwo w wyniku ktorego ustalono, ze w morderstwie wzieli udzial: dziadek i babka Pawlika, a takze jego wuj i kuzyn. W sumie zamknieto piec osob, z czego cztery natychmiast po pokazowym procesie rozstrzelano. Zaraz po smierci Pawlika zaczal rosnac w sile jego mit, rozdmuchiwany przez propagande, poczatkowo lokalna, okregowa, a w miare szybko i centralna. Przyklad chlopca-donosiciela zostal postawiony jako wzor calej mlodziezy, zas Morozow awansowal posmiertnie jako "Pionier nr. 001". Histeria na tle Pawlika trwala okolo 6 lat, mniej wiecej przez okres Wielkich Czystek, po czym zostala stopniowo przeslonieta przez inne wydarzenia. Pomnik, ktory miano mu wystawic zaraz po smierci naprzeciw Kremla, zbudowano w koncu wiele lat pozniej, po wojnie, w znacznie mniej eksponowanej czesci Moskwy. Morozow pozostal jednak symbolem-przykladem organizacji pionierskiej az do upadku ZSRR, a nawet i pozniej. Tesknota za Pawlikiem daje sie odczuc i dzisiaj. Rosyjski autor-dysydent, Jurij Druznikow, podjal sie w latach 70-tych i wczesnych 80-tych przeanalizowania faktow w historii Pawlika, jak rowniez procesu budowania mitu. Motywacja byly zadziwiajace niespojnosci w oficjalnej wersji historii, na przyklad wiek w chwili smierci, ktory w zaleznosci od wersji wahal sie od lat 11 do 15; zdjecia, z ktorych jedno niepodobne bylo do drugiego i wiele innych podobnych dziwnosci. Wyniki swego dochodzenia Druznikow przedstawil w omawianej ksiazce, ktora najpierw ukazala sie w samizdacie w ZSRR, potem zas w 1988 roku w Londynie, a wreszcie po 1989 zostala przetlumaczona na inne jezyki i opublikowana w bylych 'demoludach' w tym i w Polsce. Omawiane wydanie amerykanskie jest swiezutkie, tegoroczne (1997). Jak podsumowuje na wstepie autor, najbardziej zadziwiajacym wynikiem jego pracy bylo ustalenie ponad wszelka watpliwosc, ze Pawlik Morozow naprawde istnial (wyglada na to, ze Druznikow nie wierzyl w to, przystepujac do badan). Co wiecej, udalo sie mu odnalezc, po prawie 50 latach od daty wydarzen, matke Pawlika, zyjaca na Krymie w przyznanej jej przez Stalina willi, jak rowniez nauczycielke szkolna, mieszkajaca jak dawniej w Gierasimowce na Syberii. Co jeszcze ciekawsze, Druznikow odnalazl i dotarl do dwoch ludzi z GPU, ktorzy mieli udzial w aferze; jeden z nich byl kuzynem Morozowa. Podsumowujac niedluga wprawdzie (180 stron) lecz bogata w tresc ksiazke, poza samym faktem, ze Morozow zyl i zostal zamordowany, nic nie zgadza sie w rozpowszechnionym mitem. Poczawszy od imienia - Pawel nigdy za zycia nie byl nazywany Pawlikiem. P.M. istotnie doniosl 'organom' na swojego ojca, ale mialo to powody na wskros rodzinne - ojciec opuscil swa rodzine i przeniosl sie do innej kobiety, a chlopca napuscila matka. Pretekstem donosu nie bylo zadne 'przechowywanie zboza', tylko pomoc, jakiej stary Morozow mial udzielic chlopom-zeslancom, ktorzy uciekli z pobliskiego lagru i potrzebowali dokumentow podrozy. Sam P.M. byl dzieckiem niedorozwinietym, na krawedzi debilizmu i prawie niepismiennym. Nigdy nie byl pionierem, wiecej: w Gierasimowce nigdy nie bylo zadnej organizacji pionierskiej, przynajmniej do smierci P.M. i jego posmiertnej apoteozy. Nielicha ilosc klamstw. Najwazniejsze jednak pytania rodza sie wraz z samym faktem zamordowania P.M. i jego brata i pozniejszym procesem jego domniemanych mordercow. Druznikow przeprowadzil tu istne sledztwo prywatne, wspomozone przez dokumenty, ktore - o dziwo - zachowaly sie w archiwach i czesciowo byly juz dostepne. Najwazniejszym wnioskiem jest to, ze morderstwo bylo z gory zaplanowane i prawdopodobnie dokonane przez samo GPU, ktore potrzebowalo pretekstu dla wielkiego procesu pokazowego. Tu trzeba rzucic nieco swiatla na lata, w ktorych dzialy sie te ponure wydarzenia: lata 1930-31 to czas wytezonej kolektywizacji i walki z 'kulakami', rowniez lata Wielkiego Glodu. Okreg, w ktorym lezy Gierasimowka nalezy do Zachodniej Syberii ew. Polnocnego Uralu, glownym miastem rejonu byl Swierdlowsk (teraz chyba Jekatierinograd), a w nim rzadzil wowczas niejaki Michail Suslow. Wskutek zacofania historycznego i geograficznego region ten byl ostatnim, ktory skutecznie opieral sie rozkulaczaniu. Potrzeba bylo jakiegos wiekszej rangi wydarzenia, zeby moc urzadzic proces pokazowy. Traf chcial, ze nadarzyla sie historia z P.M. i jego ojcem. Zachowaly sie dokumenty, ze odpowiednia komisja specjalna GPU zostala wyslana na miejsce zbrodni 1-2 dni przed tej zbrodni dokonaniem. W ZSRR nie takie rzeczy sie zdarzaly... Drugim aspektem sprawy jest budowanie mitu Wielkiego Donosiciela. O ile sam proces zakonczony rozstrzelaniem pary staruszkow i jednego dziecka mial za zadanie zastraszenie wsi i pobliskiego obwodu, to pozniejsza apoteoza P.M. sluzyla juz innemu, znacznie szerszemu w skali kraju celowi: budowaniu podstaw Wielkiej Czystki, ktora wlasnie sie miala rozpoczac, a ktora w olbrzymim stopniu oparta byla na donosie. Najpierw zaczelo tworzyc mit paru regionalnych dziennikarzy (jednego z nich Druznikow odnalazl). Szybko jednak inicjatywa przeszla w rece takich luminarzy jak Maksym Gorki, ktory domagal sie jak najszybszego postawienia P.M. pomnika. Biedny Gorki - nie odmawia sobie ironii autor ksiazki - nie podejrzewal zapewne, ze w tym samym czasie werbowano jego wlasnego syna Maksyma Pieszkowa jako donosiciela. W tworzenie mitu o Morozowie uwiklanych bylo wiecej tworcow sowieckich, w tym Izaak Babel i Sergiej Eisenstein. Eisenstein zaczal krecic film o P.M., ale w pewnym momencie sprawy przestaly isc gladko i rezyser dostal sie pod ogien oficjalnej krytyki. Musial zlozyl samokrytyke i siedzial juz na kuferku gotowy na najgorsze. Bablowi rola scenarzysty do filmu o Morozowie jeszcze mniej wyszla na zdrowie - czytalismy w "Spojrzeniach" (Izabella Wroblewska, nr. 138 i 140) o jego losie. Paru innych tworcow zamieszanych w apoteoze Morozowa rowniez stracilo glowy, w sensie doslownym - najwyrazniej kontakt z Morozowem i po smierci tego ostatniego nie przestawal zabijac. Filmu w koncu nie dokonczono, zas materialy filmowe tego pierwszego dzwiekowego filmu Eisensteina przepadly, rzekomo wskutek 'powodzi'. Ksiazka Druznikowa, ktory wyjechal w latach 80-tych z ZSRR i uczy literatury rosyjskiej na UC Davis, jest ciekawa rowniez z kilku powodow: jest bowiem okazja do zerkniecia jakby 'za kotare' prowincji sowieckiej we wczesnych, najbardziej okrutnych latach systemu. Niewiele wiemy o tamtejszej rzeczywistosci - juz znacznie wiecej wiadomo o samym Gulagu. Autor prezentuje nam na przyklad dwoch czekistow zaangazowanych aktywnie w sprawe Morozowa - prowadzacych 'dochodzenie' i przygotowujacych proces pokazowy. Jeden z nich byl kuzynem P.M., drugi naslanym z 'rejonu' zbirem. Patrza na nas ze zdjec: jedna twarz neandertalczyka, druga zdradzajaca nieco objawow inteligencji, ale tez emanujaca okrucienstwo. Obaj byli czlonkami jednostek zwanych w angielskim tlumaczeniu 'punitive units of GPU', czyli innymi slowy katami wykonujacymi zbiorowe wyroki. Odnalezieni przez Druznikowa niedlugo przed ich naturalna smiercia, sa dumni ze swej dzialalnosci i wcale nie probuja jej ukrywac. Jeden z nich tak mowi do Druznikowa, wpominajac dobre czasy: "I figure that thirty seven people were shot dead by me personally... I can kill people so that the shot won't be heard." "How?" - I asked, taken aback. "The secret's this: I make them open their mouth and I shoot down their throat. I'd only be splashed by warm blood, like 'eau de cologne', and it doesn't make a sound." W tym momencie przypomniala mi sie ksiazka Christophera Browninga "Ordinary People". Tam byly podobne sceny. Roznica jednak taka, ze chociaz tamtych, hitlerowskich oprawcow wylapano i ukarano nieskutecznie i bardzo selektywnie, to jednak cos uczyniono w tym kierunku. W Rosji nie uczyniono dokladnie nic. Ktos w koncu musial te miliony ludzi wlasnorecznie rozstrzelac i choc czesc katow podzielila los ofiar, to wiekszosc jednak przezyla i dozyla badz dozywa wlasnie swych lat na zasluzonej panstwowej emeryturze. Nikomu, ale to nikomu nie wytoczono procesu, jesli pominiemy wydarzenia zaraz po dojsciu Chruszczowa do wladzy, ktore mialy charakter jednak pojedynkow mafijnych, a nie dochodzenia sprawiedliwosci. Zaiste, wiele jeszcze ten ogromny kraj ma przed soba, jesli chce byc 'normalnym' wedlug ogolnoludzkich kryteriow. Jurek ________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska KRAKOWSKIE WYDARZENIA KULTURALNE ================================ Do 25 maja bedzie otwarta wystawa "Koniec wieku" w Muzeum Narodowym. Dyrekcja muzeum zdecydowala sie przesunac termin zamkniecia wystawy o 10 dni ze wzgledu na ogromne zainteresowanie ekspozycja. Dyrektor Dzialu Edukacji Muzealnej i Promocji Muzeum Narodowego w Krakowie Marek Mroz zapowiedzial, ze Data zamkniecia wystawy "Koniec wieku" jest ostateczna. Wynika nie tylko ze zobowiazan, jakie muzeum podjelo wobec osob, ktore wypozyczyly obrazy, ale takze ze wzgledow konserwatorskich. Do tej pory w Krakowie wystawe obejrzalo ok. 60 tys. osob. Pracownicy muzeum szacuja, ze do 25 maja ekspozycje zobaczy w sumie okolo 80 tys. zwiedzajacych. Przypomnijmy, ze to byloby tyle samo, ile osob obejrzalo w 1979 roku slynna wystawe Marka Rostworowskiego "Polakow portret wlasny". A w kolejce przed wejsciem do Nowego Gmachu Muzeum Narodowego w Krakowie stoi w chwili, gdy to pisze kilkaset osob. Aby dostac sie do wejscia nalezy odczekac dwie godziny. Dobrze, ze pogoda od kilku dni jest znakomita. Najwiekszy tlok jest we czwartki, kiedy to zgodnie ze zwyczajem, wystawa udostepniana jest szerokiej publicznosci za darmo. Pan Mroz mowi Codziennie wpuszczamy na wystawe okolo 2 tys. osob. To bardzo duzo. Niestety, powoduje to zmniejszenie komfortu ogladania wystawy. Tlok przed obrazami jest ogromny. Nie mozemy jednak ograniczyc wpuszczania ludzi. Nie chcemy, aby niektorzy odchodzili od drzwi z kwitkiem. Zainteresowanie wystawa jest tak duze, ze pracownicy muzeum wpuszczaja zwiedzajacych nawet w poniedzialki, w dzien, w ktorym ekspozycja jest zazwyczaj nieczynna. Dotyczy to przede wszystkim wycieczek, jezeli inne terminy sa niemozliwe. "Koniec wieku" jest najwieksza w historii polskiego muzealnictwa wystawa poswiecona epoce Mlodej Polski. Jeszcze przed wakacjami w Nowym Gmachu Muzeum Narodowego w Krakowie bedzie pokazana wystawa "Malarstwo wloskie lat 50. i 60". 5 wrzesnia zostanie otwarta wystawa prezentujaca tworczosc Marca Chagalla. Bedziemy ogladac jego 60 obrazow pochodzacych z kolekcji rodziny artysty. Kilka dni temu wystapila w Krakowie, ostatnio drugi juz raz, Milva. Jej spektakl "Piosenki miedzy dwiema wojnami", to wedrowka po miedzywojennych kabaretach. Opowiada o tym, czym zyla owczesna cyganeria artystyczna, o namietnej milosci, seksie, smaku papierosow i satyry. Kabaret lat 20. i 30. to jednak nie tylko liryka milosna i nastrojowe ballady, ale rowniez komentarz wydarzen spolecznych i politycznych. W przedstawieniu Milvy akcenty te brzmia tylko w tle. W przerwach pomiedzy jej love songami slychac fragmenty archiwalnych nagran przemowien politycznych, dzwieki wojskowych marszow. Spektakl "Milva spiewa nowego Brechta", ktory ogladalismy w Krakowie jesienia w rezyserii Giorgio Strehlera, to byl teatr par excellence. Artystka kilkoma gestami powolywala do zycia bohaterow songow Brechta. W "Piosenkach miedzy dwiema wojnami" aktorka znowu porusza sie w przestrzeni, wybiera pozycje niezwykle dla spiewaczki - kleczy, lezy na podlodze, przytula sie do fortepianu. Dramaturgia utworow jednak tylko w niewielkim stopniu na tym zyskuje. Ale pamietajmy, ze premiera tego spektaklu odbyla sie dawno, bo w 1979 roku i od tamtego czasu prawdopodobnie zatarl sie pierwotny zamysl rezyserski. Wspanialy glos, iscie wloski temperament i charyzmatyczna osobowosc Milvy spowodowaly, ze publicznosc przyjela ja bardzo dobrze. Milva byla i jest gwiazda, ktorej sile oddzialywania nie sposob sie oprzec. Wyglada na to, ze jest nia niezaleznie od wykonywanego programu. Wczoraj w Uniwersytecie Jagiellonskim odnowiono doktorat prof.Jozefa Gierowskiego i wreczono medal Merentibus prof.Tadeuszowi Chrzanowskiemu. Prof. Gierowski jest wybitnym historykiem czasow nowozytnych (XVI-XVIII wiek), bylym rektorem UJ (1981-1987). Najwiekszym jego dorobkiem sa prace z dziejow ustroju i spraw wewnetrznych Rzeczypospolitej, przeszlosci Slaska, polityki zagranicznej panstwa polsko-litewskiego, historii i kultury Zydow w Polsce, oraz stosunkow polsko-zydowskich. Prof. Chrzanowski jest znanym historykiem sztuki i publicysta. Zostal uhonorowany glownie za przyczynienie sie do zinwentaryzowania w Polsce licznych zabytkow, dzieki czemu niektore z nich zostaly uchronione od zaglady. Izabella ________________________________________________________________________ Izabella Wroblewska NAGRODA WIELKA FUNDACJI KULTURY =============================== Po raz czwarty przyznano Nagrode Wielka Fundacji Kultury, tym razem za rok 1996. Otrzymali ja : Stanislaw Baranczak, Jerzy Grotowski i Zbigniew Herbert. Dzisiejsza "Rzeczpospolita" przedstawia sylwetki laureatow. Kilka uwag dla przypomnienia. Nagrode przyznaje sie od 1994 roku. Pierwszymi jej laureatami (za rok 1993) zostali: malarz Jerzy Nowosielski, kompozytor Pawel Szymanski i Piwnica Pod Baranami. W nastepnym roku (za rok 1994) wyroznieni zostali: pisarz Ryszard Przybylski za caloksztalt dorobku pisarskiego, a w szczegolnosci ksiazke "Pustelnicy i demony", oraz Ryszard Stanislawski za wybitne zaslugi w promocji sztuki polskiej w swiecie, w tym za organizacje wystawy "Europa, Europa". Po raz trzeci (za rok 1995) Nagrode Wielka przyznano Stanislawowi Lemowi i swiatowej slawy dokumentaliscie filmowemu Marcelowi Lozinskiemu. Dla dociekliwych podaje, ze wysokosc nagrod w poszczegolnych latach wynosila (w przeliczeniu na nowe zlotowki) - za 1993 r. po 11 tys. zl. - za 1994 r. po 20 tys. zl. - za 1995 r. po 25 tys. zl. - za 1996 r. prasa nie podaje Kapitule Nagrody Wielkiej Fundacji Kultury tworza m.inn.: Jan Englert, Ludwik Erhardt, Zygmunt Krauze, Stefan Morawski, Slawomir Pietras, Andrzej Rottermund i Stefan Starczewski. * * * Decyzje Kapituly Nagrody Wielkiej Fundacji Kultury ogloszono oficjalnie wczoraj wieczorem. Na uroczystosci nie bylo jednak zadnego z laureatow. Zbigniew Herbert nie mogl byc obecny z powodow zdrowotnych, a Jerzy Grotowski odbierze nagrode w poniedzialek we Wroclawiu na specjalnie poswieconej mu calonocnej imprezie. Stanislaw Baranczak nie mogl przyjechac z Newtonsville. Przyslal list. Przytaczam go w calosci. "Gdyby 30 lat temu, kiedy z drzeniem serca i niesmialymi nadziejami zaznaczenia swojej obecnosci w ojczystej literaturze, skladalem z mlodzienczych wierszy debiutancki tomik - gdyby wtedy ktos mi powiedzial, ze moje nazwisko ktoregos dnia dostapi zaszczytu pojawienia sie w obrebie jednego zdania z nazwiskami Jerzego Grotowskiego i Zbigniewa Herberta, uznalbym zapewne rozmowce za iebezpiecznego kusiciela z piekla rodem, a jego przepowiednie za wstep do propozycji zaprzedania mu duszy. Tak sie bowiem sklada, ze wlasnie Jerzy Grotowski i Zbigniew Herbert od wczesnych lat mojej mlodosci nalezeli do najbardziej przeze mnie podziwianych wspolczesnych tworcow, wiecej - do niedosciglych wzorow artystycznej odkrywczosci i perfekcji. Do dzis trwaja w mojej pamieci momenty pierwszego olsnienia ich sztuka: ten wieczor w salce poznanskiego Domu Tramwajarza, gdzie ogladalem goscinny wystep malo jeszcze znanego wroclawskiego teatru z "Doktorem Faustusem" Marlowe'a (stad pewnie mi sie wzielo faustyczne skojarzenie, od ktorego rozpoczalem swoje dzisiejsze uwagi); te noce, spedzone na zachlannym wczytywaniu sie w "Hermesa, psa i gwiazdy", oraz "Studium przedmiotu": byly to dla mnie, zupelnie doslownie i bez cienia przesady, doswiadczenia, ktore wywieraly zasadniczy wplyw na moja wlasna wrazliwosc. Mowie tu nie tylko o wplywach widocznych i pozostawiajacych po sobie konkretne slady: na przyklad o tym, ze wzor Teatru Laboratorium, jego jezyka scenicznego i jego metod warsztatowych, byl niezmiernie istotny dla teatru studenckiego mojego pokolenia, szczegolnie zas dla Teatru Osmego Dnia, z ktorym bylem zwiazany w pierwszym okresie jego dzialalnosci; albo o tym, ze z mojego rozczytywania sie w Herbercie wyrosla po latach ksiazka o jego poezji. Mam na mysli rowniez wplywy bardziej skomplikowane i bardziej ukryte. Zewnetrzny obserwator nie dopatrzy sie zapewne w moich wlasnych wierszach cech stylistycznych pozwalajacych zaliczyc mnie do "szkoly Herberta", a jednak ja sam wiem najlepiej, jak wielki dlug zaciagnalem u autora "Pana Cogito" w takich ogolniejszych dziedzinach, jak ironia poetycka, czy tez kwestia etycznego wymiaru liryki. Grotowski i Herbert to, krotko mowiac, dwaj wielcy mistrzowie wspolczesnej kultury, tworcy, bez ktorych stymulujacego, oswobadzajacego, otwierajacego oczy i zapladniajacego wyobraznie przykladu nie sposob sobie tejze kultury nawet hipotetycznie przedstawic. Po tym co tu powiedzialem, moze juz tylko - logicznie i psychologicznie rzecz biorac - nastapic akt pokory, to znaczy wyznanie, ze znalezienie sie w towarzystwie dwoch takich mistrzow, i to wlasnie tych mistrzow, jest dla mnie niezwyklym zaszczytem, ale takze sprawia, ze czuje sie troche nieswojo. Poczucie dumy walczy we mnie z obawa, czy aby rzeczywiscie na tak wspaniale wyroznienie zasluzylem i jedynym wyjsciem z tego dylematu jest dla mnie przyjecie, ze Nagroda Wielka Fundacji Kultury w moim przypadku oznacza nie tylko wyraz uznania dla tego, co juz jako tworca zdzialalem, ale i swoisty monit, przypominajacy mi, ze stac mnie na wiecej. Za to wlasnie - za uswiadomienie autorowi wciaz jeszcze "mlodemu i obiecujacemu", ze mlody juz wprawdzie byc przestal, ale obiecujacy jest nadal, skladam dzis z glebi serca najszczersze podziekowanie." Trzeba przyznac - pieknie powiedziane. Baranczak dal przyklad tym wszystkim, ktorych czasem nie stac na godne przyjecie sukcesu krajowej konkurencji. W tym kontekscie wystarczy przypomniec rozne przykre wypowiedzi po przyznaniu Nobla Wislawie Szymborskiej. Przypomne jeszcze tym co nie wiedza, ze Nagrody Wielkie, to tylko mala czesc dzialalnosci Fundacji Kultury, ktora w tym roku obchodzi swoje pieciolecie. Przez te lata wsparla 85 inicjatyw teatralnych, 48 filmowych, 115 muzycznych, 97 plastycznych, wiele czasopism i wydawnictw, projektow lokalnych i edukacyjnych. Fundacja przyznaje tez stypendia indywidualne dla artystow i organizuje konkursy "Promocja najnowszej literatury polskiej" i "Male ojczyzny - tradycja dla przyszlosci". Izabella ------------------------------------------------------------------------ Trzy centy (kanadyjskie) redaktora: Przegladalem zalegla poczte i trafilem na te informacje, ktora chce uzupelnic. W pierwszej chwili zrozumialem, ze Ryszard Przybylski jest pisarzem. Otoz odkad pamietam, Ryszard Przybylski zajmowal sie literatura romantyczna pracujac w Instytucie Badan Literackich, wlasnie w pracowni romantycznej. Pamietam z tytulu tylko jego "Ogrody romantykow", ale jest autorem wielu innych ksiazek, rozpraw i artykulow drukowanych w "Pamietniku Literackim", czy w "Poezji". Jest uczonym z kregu takich postaci jak Maria Janion, Jaroslaw Marek Rymkiewicz i Alina Witkowska, czyli badaczy zajmujacych sie historia idei. Dzieki pismom Przybylskiego zrozumialem glebiej, czym jest klasycyzm w mysleniu nowozytnym i w swej oryginalnej starozytnej formie. Mirek Bielewicz ________________________________________________________________________ Katarzyna Zajac KABARET POLITYCZNY W III RP =========================== Dzis bedzie cos z polskiego kabaretu politycznego. Dzien sw. Jozefa (19 marca) obchodzi sie nie tylko w kregach parlamentarnych bardzo hucznie. Krytycznego dnia bardzo poznym wieczorem, dobrze juz rozbawiony senator PSL Henryk Kanicki, powodowany pieknym, gleboko ludzkim i romantycznym porywem serca, wkroczyl byl na czele wynajetej przez siebie orkiestry detej do hotelu sejmowego. Na korytarzach tej szacownej instytucji urzadzil, juz dobrze po polnocy, wspanialy darmowy koncert dla wszystkich kolegow-parlamentarzystow. Lecz kilka dni pozniej, zamiast podziekowan i slow uznania, spotkala go zupelnie nieuzasadniona i absurdalna kara, tym bolesniejsza, ze niespodziewana. Senator Henryk Kanicki zostal ukarany wyrokiem drakonskim i niesprawiedliwym. Otrzymal najwyzszy wymiar kary, jakim bylo ustne upomnienie udzielone mu przez marszalka Senatu Adama Struzika, tez z PSL. Cala ta sprawa stala sie oczywiscie tematem dnia dla zlaknionych sensacji mediow. Media, jak przystalo na demokratyczne panstwo, spelnily swoj obywatelski obowiazek. Dzieki nim poznalismy mroczne kulisy dramatu. Pretekstem represjonowania senatora Kanickiego byl fakt, ze wkroczyl on do hotelu z muzykami w stanie niewazkosci, a pora tez juz byla nieodpowiednia, bo o brzasku. Marszalek Struzik powiedzial radiowej "Trojce", ze dobrze juz wstawiony senator Kanicki dyrygujac orkiestra na korytarzach hotelu udaremnial odpoczynek zapracowanym parlamentarzystom. Przyparty do muru przez reporterke "Trojki" marszalek przyznal tez przy okazji, ze to wlasnie parlamentarzysci jego, chlopskiego stronnictwa slyna z urzadzanych przy rozmaitych okazjach bankietow z orkiestrami, tyle, ze zwykle nie robia tego w hotelu sejmowym. W toku dziennikarskich dochodzen okazalo sie jednak, ze rzekomo pelne troski o dobro kolegow stanowisko marszalka Struzika motywowane bylo niedopuszczalnymi wzgledami prywatnymi. Anonimowy swiadek wydarzen zeznal, ze orkiestra pod dyrekcja senatora Henryka Kanickiego wykonala akurat pod drzwiami marszalka Adama Struzika marsza zalobnego z sonaty b-moll op.35 Fryderyka Chopina. Mialo to wywolac u pana marszalka straszliwa zadze zemsty, owocujaca znanymi juz represjami. Czytam dzis w Wyborczej felieton Bronislawa Maja, w ktorym autor przypomina slowa marszalka Struzika wypowiedziane publicznie kilka tygodni temu w obronie ministra kultury Podkanskiego (tez z PSL): Kolega Podkanski padl ofiara agresywnej kampanii srodowisk ideowo niechetnych ludowemu ministrowi, ktore nie toleruja wspierania orkiestr detych i zespolow ludowych. To odwieczny problem Kordiana i chama. A dlaczegoz to Panie Marszalku, pyta znany krakowski felietonista, raz broni pan orkiestr detych, a drugim razem czlowieka, ktory wlasnie taka orkiestre zaprosil na koncert, przesladuje ? Bronislaw Maj zwraca tez oczywiscie uwage na piekna erudycyjna metafore pana marszalka Struzika, ktora dzieli dzis czlonkow monolitycznej dotad jego partii na Kordianow i chamow. Mozna tylko przypomniec slowa piosenki spiewanej przez pania Kunicka, ze "jest w orkiestrach detych jakas sila". Kasia ________________________________________________________________________ Ted Morawski OBOWIAZEK ========= Czekaja mnie sadne dni w nadchodzacym tygodniu. Jakies cztery miesiace temu dostalem wezwanie na sluzbe lawnika w sadzie powiatowym. Mimo, ze podpadam pod pewien warunek, dzieki ktoremu moglem sie uchylic, uwazam to jednak za obowiazek, ktory trzeba spelniac. Mialem niestety sporo napietych spraw w wyznaczonym terminie, wiec pojechalem do sadu poprosic o odroczenie na inny okres. Moglem po prostu odeslac wezwanie z prosba o odroczenie, ale wtedy nie ma zbyt wielkiej pewnosci, na kiedy przestawia date. Czasem lepiej osobiscie uzgodnic ich potrzeby ze swoim kalendarzem. Bramki wykrywcze zaswiadczyly ze nie mam przy sobie zadnej groznej haubicy, straznicy przepuscili, i skierowalem sie do kancelarii sadowej. Typowa smocza jama biurokracji jak chyba wszedzie na swiecie. W sadach o tyle czasem bardziej nieprzyjemna, ze brac prawniczo-urzednicza lubi niekiedy nadasane oblicza stroic powaga samego wielebnie srogiego sadu o rety. W kancelarii gromada zatrudnionych i jakby zajetych ludzi. Ja bym zaryzykowal uwaga, ze zajetych dlubaniem z przejeciem w nosie, ale ja nie ich zwierzchnik a tylko pospolity obmierzly jakis potrzebant. Rozgladam sie bystro, kto tu wyglada, ze jest naprawde czyms madrym zajety. Z doswiadczenia wiem, ze najlepiej przerywac tym, co sumiennie pracuja, bo zazwyczaj uczciwie tez i pomoga. Niestety dojrzala mnie osoba pokroju wypatrujacych, co tu znowu kot przywlokl. Niewinne "Can I help you?" doswiadczonym tonem przerobione na wrazenie, ze sie slyszy grozne "Ja ci pokaze!" Z takimi trzeba odrazu na hamulec. - Gdzie w tej chwili sedzia X? - Nie wiem. Ale moge zaraz sprawdzic. - Nie szkodzi. Niewazne. Ale skoro juz tu jestem, moze mi Pani przesunac termin lawniczy? - Sure. Na kiedy? - O jakies pietnascie-dwadziescia lat. Nigdy nie pamietam, ze w takich lokalach ludzie nie lubia zartow. Odwrocila sie na piecie i bez dalszych pytan przesunela mi termin na poczatek maja. Big cymes. A na odchodne mi rzekla, ze jak sie nie podoba to moge sobie sam szukac sedziego X. Ona juz go nastroi, zebym dostal te swoje pietnascie lat. Za obraze sadu. No, moze i maja poczucie humoru. Ale swoiste. Zobaczymy czy mnie wybiora do jakiejs sprawy czy beda nudy marudy w puli. Jak sie zdarzy cos wesolego, to moze oglednie opisze. Specyficznie nie wolno. Jeden moj znajomy mial kiedys naprawde ucieszna sprawe, gdzie poszkodowana lokatorka skarzyla o piec milionow, bo sie pod nia muszla klozetowa przewrocila. Przestraszyla sie tym wydarzeniem. Ted Morawski PS - Dwa tygodnie temu dostalem wezwanie by lawniczyc w rejonowym sadzie federalnym. Oni nie zwalniaja za zaslugi oddane w sadach powiatowych. Nie smiem podejrzewac takiej glebi humoru wsrod powiatowej biurokracji. Pewnie trafilem na jakas liste, ale jesli mnie szybko zaprosi i sad stanowy to postanowie zalatwiac podobne sprawy z bukietem roz w reku. Na wszelki wypadek. ________________________________________________________________________ Waclaw Osadnik JESZCZE O NARCISO YEPESIE ========================= (List do redakcji) Ma racje Claudio piszac o zonie Yepesa, ze imie brzmi swojsko. Zona Yepesa, Maria, jest polskiego pochodzenia (ale nie wiem czy urodzila sie w Polsce, czy poza jej granicami, nigdy nie mialem odwagi zapytac o tak prywatna sprawe, a Pani Yepes sama do tego nigdy nie nawiazala). Kiedy pracowalem w Filharmonii Krakowskiej w latach siedemdziesiatych mialem przyjemnosc rozmawiac z nia i z jej mezem - koncertowal kilka razy w Polsce, m.in. w Krakowie. Byly to bardzo mile dyskusje o Polsce, o polskiej sztuce i kulturze. Narciso mowil troche po polsku, ale trzeba bylo go rozruszac. Z natury zamkniety i niesmialy, w ogole malo sie odzywal. Gral natomiast swietnie na koncertach, a prywatnie takze "przerobki' Chopina i nawet polskie melodie ludowe... Bylo duzym osiagnieciem namowic go na "pogranie" w prywatnej atmosferze. Wyrazal sie zawsze cieplo o Polsce i rezerwowal pare dni pobytu na odwiedzenie rodziny zony oraz zwiedzanie kraju. Ze zrodel artystycznych wiem, ze angazowal sie w pomoc dla Solidarnosci i internowanych w czasie stanu wojennego. Byl po prostu przyjacielem naszego kraju. Dolaczam sie do gratulacji Claudia, Waclaw Osadnik ________________________________________________________________________ Wszystkie artykly drukowane w "Spojrzeniach", z wyjatkiem specjalnie zaznaczonych, ukazaly sie poprzednio na liscie dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej liscie dostepne od T. K. Gierymskiego . Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwer WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@magnet.fsu.edu (Jurek Krzystek) bielewcz@io.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by J. Krzystek (1997). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. _____________________________koniec numeru 152__________________________